Nie jesteś zalogowany

 Przegląd 2011 - odcinek 2

2011-12-02 21:45:23

Toro Y Moi - Underneath The Pine
[2011, Carpark Records]

Nie wiem do końca w czym tkwi problem, bo w 2009 zasłuchiwałem się w różnych „Take The L To Eave” czy „Ektelonach”, a dziś Toro Y Moi mówi do mnie jakby w obcym języku. Estetyka Bundicka, jego soft power do mnie nie przemawia. Szczególnie gdy trochę brakuje hard power czyli songwritingu. Demówki, czy pojedyncze kawałki wypływające rok i dwa lata temu, pomimo spartańskiej produkcji na prawdę były sto razy ciekawsze.

Podobać się może „Intro/Chi Chi” z poukrywaną za fakturami melodią (nota bene zerżniętą trochę z „Failure” kapelki Kings Of Convenience) czy „Go With Me”, gdzie wokal brzmi nie tylko w sposób programowo zaświatowy, ale w refrenie jest rzeczywiście przejmujący.

Takich momentów jest więcej: jammujące „Elise” (fajna zagrywka na 3:12), czy „Got Blinded” zagrane w klimacie przyspieszonego Newest Zealand (he, he).

W sumie fajnie, ale przehajp robi swoje i nie jestem przekonany.


Gang Gang Dance – Eye Contact
[2011, 4AD]

Do prawdy dziwiłem się i dziwię się nadal absolutnie entuzjastycznym reakcjom na album Eye Conctact.

Oczywiście, „Glass Jar” to klasa sama dla siebie. Wiadomo, w „Romance Layers” Liz Bougatsos wchodzi na wyżyny, raz śpiewając jak Aretha Franklin, raz jak Stevie Nicks, raz jak Kate Bush. Zachwycają produkcyjne pomysły: umieszczenie wokalu w nieprzyjaznym środowisku („Sacer”), rozpoczęcie utworu a la Scott Storch („Adult Goth”) czy złożenie puzzli z niepasujących do siebie elementów („8”)

Gang Gang Dance stosują tak naprawdę dwa patenty: rozpoczyna przejrzystą zwrotką, by w mostku i refrenie wyczyniać aranżacyjne cuda, następnie znów powracając do prezentacji głównego motywu. Ewentualnie rzucają na pierwszy ogień elektroniczno-akustyczy bałagan porządkują go charakterystycznymi klawiszowymi pasmami, osiągając w końcu klasyczny, linearny efekt.

Słuchacze poprzednich wydawnictw zespołu doskonale znają ich studyjną maestrię w wykończeniu i detalach, więc trochę dziwię się stawianiem jedynie na klimaty typu „MindKilla”, „Sacer” czy „Thru And Thru”. Są to typowe popisy techniczne, oczywiście niezwykle ciekawe, lecz momentami pozbawione melodyjności i atrakcyjności.

Czego mi brakuje? Przede wszystkim przejrzystości – wystarczy posłuchać sobie po kolei Saint Dymphny i Contactu i będzie wiadomo o co mi chodzi. Contact jest po prostu za gęsty, zbyt obezwładniający, znika tu szlachetność poprzednika.

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!
Najczęściej komentowane
brak
Ostatnie komentarze
brak