Nie jesteś zalogowany

 „Les Miserables” czyli „Nędznicy”

2010-11-22 21:14:44

20 listopada miałam przyjemność obejrzeć „Les Miserables” w Warszawskiej Romie.

Jako że „Nędznicy” Victora Hugo, na której to powieści opiera się musical, należą do moich ulubionych pozycji, byłam ciekawa, jak prezentują się na scenie. Celowo nie zapoznałam się wcześniej z tą sztuką aby lepiej poczuć klimat w Romie.

Dla osób, które jej treści nie znają;

Jean Valjean po 19 latach karnej służby na galerach wychodzi na wolność. Pozbawiony wiary w ludzi i dobro nawraca się dopiero po spotkaniu z Biskupem, otrzymawszy od niego komplet srebrnych naczyń wraz ze świecznikami, które to wcześniej próbował ukraść.

Kilka lat później były galernik, zmieniwszy swoją tożsamość, zakłada fabrykę w niewielkiej mieścince, ratując tym samym wielu ludzi od ubóstwa. Nie jest jednak bezpieczny. Przez cały ten czas poszukuje go Javert, bezlitosny stróż prawa, przekonany o tym, że były przestępca nigdy już się nie zmieni. Mimo zasadzki Valjean umyka, składając wcześniej przysięgę umierającej Fantine, którą to ocalił przed niesłuszną karą, że zaopiekuje się jej córką pozostawioną pod opieką dwójki demonicznych karczmarzy, Thėnardierów. Ci jednak niechętnie pozbywają się Cosette, pełniącej u nich rolę służki Do oddania dziecka Jeanowi przekonuje ich dopiero szelest pieniędzy.

W tym miejscu akcja przeskakuje o kilka lat do przodu (pomijając przy tym całkiem sporą część książki) by przenieść nas w czasy, gdy dziewczyna jest już dorosła. Niestety problemy jej i jej opiekuna wcale się nie skończyły. Wciąż jeszcze żyją w ukryciu, unikając Javerta.

Do tego Cosette właśnie się zakochała w studencie, który mimo miłości do niej postanawia walczyć na barykadzie.

Zakończenia tradycyjnie nie zdradzę, zamiast tego przejdę do uwag na temat samej sztuki.

Muzyka generalnie dobra, bardzo typowa dla Schönberga. Dobrze oddaje klimat XIX-wiecznego Paryża. Tym razem kompozytor zrezygnował z ogromnej ilości dysonansów, zwykle drażniących uszy nawet najbardziej wytrwałych słuchaczy. Muzyka jest taka, jaka być powinna, by zobrazować historię napisaną przez Hugo; na przemian spokojna i impulsywna, do gustu przypadły mi zwłaszcza partie Valjeana oraz Javerta.

 Przyczepić się mogę do niektórych wątków, na przykład role Fantine i Cosette zostały drastycznie skrócone i spadły do rangi prawie że epizodycznych. Żałowałam też, że Valjean nie wspinał się po murze, co w książce zdarzało mu się dość często i na co prawdę mówiąc czekałam. Ciekawie ukazana jest karczma Thėnardierów, chociaż nie wiem, ile w tym było inwencji twórczej Romy. Nie mam pojęcia, dlaczego większość recenzji określa scenę z pieskiem i szczurem mianem „wstrząsającej”, osobiście mnie rozbawiła.

Podobnie nie wiem, dlaczego duch Fantine chodzi w koszuli nocnej, ale najwyraźniej jest to środek artystycznego wyrazu.

Wrażenie zaś robi moment śmierci Javerta, podobnie jak reszta efektów specjalnych. Momentalne przemiany karczmy czy ogrodu w uliczki Paryża bądź też barykady, na których aktorzy balansowali z zadziwiającą sprawnością, zaskakują, zaś kolorowe tła rodem z XIX-wiecznych obrazów cieszą oko.

Z ciekawością czekałam na polskie libretto, bo tuż przed premierą słyszałam kilka plotek na temat zmiany tłumacza. Tłumacz jednak był się został, chociaż akurat to libretto jest lepsze od poprzednich. Nawet bym się specjalnie nie czepiała kilku niespójnych linijek, gdybym nie zapoznała się z oryginałem sztuki. Niestety, polski tekst chwilami zwyczajnie rozmija się z angielskim, pomijając znaczną część gier słów czy zwyczajnie tracąc sens wypowiedzi bohaterów (bez znajomości książki, właściwie nie wiedziałabym dlaczego Javert postanawia się zabić).

Na szczęście sprawa ma się dużo lepiej z wokalistami, chylę czoła. Damian Aleksander w roli Jean Valjeana jest po prostu rewelacyjny, idealnie oddaje postać, a jego głosu przyjemnie się słucha. Podobnie nie mogę przyczepić się do Kai Mianowanej, po mistrzowsku grającej Cosette ani do Edyty Krzemień, odtwórczyni roli Fantine. Skali i przepięknej barwy głosu po prostu mogę paniom pozazdrościć.

Równie dobrze prezentuje się Jakub Szydłowski jako bezwzględny inspektor czy Malwina Kusior jako Eponine.

Państwo Thėnardierowie, w których role wcielili się Grzegorz Pierczyński oraz Anna Dzionek, również są zachwycający. Całkiem przyjemnie słuchało się też Marcina Wortmanna, teatralnego Mariusza oraz Jana Bzdawki, grającego jego przyjaciela.

Największe wrażenie robią jednak dzieci, czyli mała Cosette i Gavroche, wykonujące swoje partie bez zająknięcia.

Tak właśnie wyobrażałam sobie te wszystkie postaci, czytając książkę.

Musical w wersji polskiej mogę polecić każdemu. Roma jak zwykle zrealizowała sztukę perfekcyjnie. Może i kieruję się sympatią do tego teatru i jego artystów, może. Przekonajcie się sami!

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.