Nie jesteś zalogowany

 "Love never dies"

2010-12-02 21:35:14

Nie miałam czasu pisać niczego nowego, więc wrzucam moją recenzję z kwietnia tego roku. Przypominam, że „Love never dies” uznawane jest za odpowiedź na mało znany musical „Phantom never dies” bądź też parodię „Miss Saigon”. Jak dla mnie może sobie być i jednym, i drugim. Wiele mówi fakt, że jak na razie nie spotkałam się z ani jedną pozytywną recenzją tej sztuki.

 Do kupna płyty skusił mnie tytuł „Największy musical od czasu „Upiora””. Album „Love never dies” zawiera bowiem nagranie muzyki z najnowszego musicalu A.L.Webbera, który wkrótce ma być wystawiany w Londynie. By wreszcie odsłuchać kontynuację „Upiora w Operze” musiałam troszkę poczekać, aż do powrotu do Polski. Już pierwsze minuty pokazały, że warto było, chociaż dalej przekonałam się, że nie zupełnie.

Muzycznie sztuka jest bardzo dobra. W ścieżki wplecione zostały wątki typowe dla muzyki XIX wieku, zaś osoby zainteresowane tym okresem z pewnością wyłapią motywy z kilku znanych utworów, jak „Ach, Elsein”.

Oczywiście na samej muzyce dawnej się nie skończyło, w klasyczne motywy wpleciona została muzyka współczesna. Pozytywnie zaskoczyła mnie obecność lutni elektrycznych (o których dopiero musiałam doczytać, bo brzmi toto jak gitara) w „Beauty Underneath”, idealnie zgrywających się ze skrzypcami i głosami wokalistów. Do nich samych przyczepić się nie mogę, bardzo dobre wrażenie wywarli na mnie Eryk i Christine (w tych rolach Ramin Karimloo i Sierra Boggess), zaś partie Gustawa zostały mistrzowsko wykonane przez nastoletniego Charliego Mantona.

Muzyka wprowadza nas w odpowiedni nastrój, a sam Upiór pojawia się w sposób dość oryginalny; zdzierając sobie gardło przy akompaniamencie elektryków. Podobnym rodzajem wokalu też kończy się pierwszy akt, chociaż biorąc pod uwagę, że tę partię wykonuje sędziwa Madame Giry, jest to zdecydowanie nietrafione.

Niestety, fabuła jest dużo gorsza od muzyki.

Otóż okazuje się, że kąpiel w fontannie głową w dół nie zaszkodziła Upiorowi (w książce Gastona Leraux Eryk w ten właśnie sposób żegna się ze światem), wprost przeciwnie; razem z Madame Giry i jej córką Meg postanowił wyemigrować do Ameryki, gdzie założył teatr (niestety, pojawiają się już polskie tłumaczenie, nieco inaczej wyjaśniające słowo funhouse). Jednak geniuszowi muzyki wcale nie odpowiada poziom jego wykonawców, dlatego też postanawia zaprosić do siebie swoją miłość z dawnych lat wraz rodziną. Christine bardzo chętnie przyjeżdża, jednak przed nią dociera do Coney Island jej świeżo nabyta zła sława - przez mieszkańców miasteczka zostaje powitana okrzykami „Paryska dziwka”, które nie są tak do końca bezpodstawne – otóż diwa ma nieślubne dziecko, o którym nie chce powiedzieć, kto jest jego ojcem. Zdziwiły mnie też zmiany w charakterze innych postaci; otóż Raul został alkoholikiem, zaś Meg Giry jest nieszczęśliwie zakochana w Eryku, który niestety stracił już swoje demoniczne poczucie humoru i błyskotliwość.

            Zdecydowanie słabą stroną musicalu jest libretto. Kwestie bohaterów chwilami brzmią jak z „Mody na sukces”, a słuchając niektórych piosenek słyszymy w kółko te same teksty („Take your heart and sing for me” przez 3 minuty naprawdę może zdenerwować).

Co prawda sposób wypowiedzi całkiem ciekawie oddaje charakter postaci (Eryk wyraża się pięknym literackim językiem, zaś Raul mówi prawie że gwarą), lecz nie do końca wiem, co myśleć o teoriach spiskowych snutych przez Madame Giry albo przyśpiewkach chóru oraz zwrotach w stylu „Meg, shut up!”.

Jak więc ocenić ten musical? Określiłabym go jako „dobry”, gdyby nie zakończenie. Prawdę mówiąc dramatyczny krzyk Christine co do pochodzenia Gustawa czy śmierć kilku bohaterów zamiast łez wywołały u mnie atak śmiechu. Chociaż co do osób, które nie powiesiły się, nie rzuciły do morza ani pod pociąg, to wybór akurat tych dwóch postaci mnie zaskoczył.

Szczerze mówiąc, płytę można kupić, mimo iż nie uznałabym jej za „Największe dzieło A.L.Webbera” i jakoś nie spieszy mi się, żeby go obejrzeć. Wolę poczekać do polskiej premiery, bo jeśli wierzyć plotkom (do których ja jestem sceptycznie nastawiona), to ponoć już niedługo musical ten ma pojawić się także na deskach jednego z warszawskich teatrów. Mam nadzieję, że libretto i tej sztuki zostanie nieco zmienione.

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.