Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "pop"


Obrona pogardzanych.

2010-05-10 17:38:29

Czyli tych, z których niezal światek się śmieje i na których metalowy światek pluje. Trędowaci fani muzyki, uważani za bezgustne owce goniące za największym komercyjną szmirą. Taka niestety również jestem ja.

Witajcie, jestem Ania... i też jestem fanką U2.

Pierwsze spojrzenia zaczęły się dosyć wcześnie, miałam wtedy jakieś siedem lat. Piękne czasy, MTV jeszcze wtedy puszczało muzykę, chociaż ostatnimi czasy zastanawiam się, czy to prawda z tą muzyką, czy to może miejska legenda, bo mnie pamięć zawodzi. Nie pamiętam kiedy było to pierwsze spojrzenie. Pamiętam tylko uczucie strachu i jednocześnie dziwnego uczucia fascynacji w brzuchu, które budził we mnie mroczny, jak dla dzieciaka, teledysk. Tararararął, hold meee, thrill meeee, kiss meeee, kiiiiillllllaaaa meeeee! Matkie, to była piosenka obok Another brick in the wall, która powodowała cieknięcie smarka z nosa i wydawanie jaaaaaa... Tak, U2 to było moje pierwsze zwrócenie uwagi w stronę muzyki rockowej. Kto by pomyślał, że kiedyś wstąpię z nimi w związek małżeński? Życie pisze różne scenariusze, ale nasze drogi się rozeszły. Porzuciłam dobre rockowania na rzecz Spice Girls.

W czasie kiedy ja traciłam swój czas na granie w Simsy, przyszły małżonek wydał Pop. A kiedy wydawał następny album ja wracałam do łask rock and rolla. Nie, nie zaczęłam słuchać takiej muzyki jakiej teraz słucham. Jak przystało na każdego młodego człowiekia w okresie buntu, nosiłam glany, za dużą koszulkę z Metalliką i przedziałek na dupę. Kiedy sobie przypominam tamte czasy, to łezka mi się w oku kręci. Boże, jarałam się Comą! Wyglądałam jak bieda z nędzą, chociaż matka setki razy mi mówiła, żebym więcej sobie nie kupowała czarnych koszulek z bazaru. Jaki wtedy był stosunek mój wobec U2? Taki jak napisałam w pierwszym zdaniu - U2 to komercha, a ja przecież nie słucham komerchy. Nie byłam chyba na tyle mądra, żeby wpaść na to, że do kurwy nędzy Metallika też jest komercyjna jak 150.

Przełom nastąpił, gdy poszłam do ogólniaka. W pierwszej klasie nadal miałam przedziałek na dupę, ale już wtedy kupiłam sobie oficerki. Ale mniejsza. Flirt nastąpił kiedy usłyszałam w radiu (które nadal było komercyjne!) I still haven't found what I'm looking for. Wtedy znowu poczułam miły ruch kosmków jelitowych, które oznaczało smark z nosa i jaaaa... U2 to może jednak dobre być. Dobrze się złożyło, wydawawali wtedy kolejny album! Unos, dos, tres, catorce, tarararrarara dudududu. Doznałam przy Miracle Drug i poczułam, że chcę więcej. Zorganizowałam All that you can't leave behind. Pierwsza miłość, pierwsza bliskość. A ja niezaspokojona chciałam więcej.

Achtung baby. I na serio się zakochałam.

W związek małżeński wstąpiliśmy na pustyni, pod drzewem Jozuego, bez pompy, bez fanfar. Przy tym albumie doznałam absolutu. Krew spływała mi do stóp i zaraz przechodziła w nadświetlną do głowy. Album, który sprawia, że potrafię się popłakać na zawołanie jak Esmeralda.

Jeżeli ktoś przebrnął przez te moje kakofonie i grafomanie to myśli sobie, że jestem stereotypową fanką U2 - Bono jest ideałem i jak powiesz coś złego na temat U2 to cię zapierdolę. No, kapkę tak jest, ale wiadomo, żadne małżeństwo nie jest doskonałe. Słuchając takich dzieł jak Vertigo, Elevation, Beautiful Day czy Moment of Surrender, zamieniam się w grubą babę w antygwałtach, podomce i siatką na głowie, i biję małżonka wałkiem po łbie wrzeszcząc ty chujuuuuu!. Najnowszy album moge przyrównać do siedzenia przed telewizorem, niby wszystko jest w porządku, ale proszę Państwa, gdzie to uczucie, gdzie jest namiętność?

Smutno mi, gdy ktoś mówi, że fani U2 to palanty, bo mają orgazmy nad kolejną płytą, która według krytyków z Dziennika jest do dupy. Tak w zasadzie jest, ale to opiera się na tym, że kochając swojego małżonka, bronimy go przed ostracyzmem społeczeństwa muzycznego. I doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w związkach z długim stażem uczucie stacza się po równi pochyłej, aż do całkowitego wygaśnięcia. Jednak każdorazowe spojrzenie na stare fotografie, w postaci włączenia The Joshua Tree, rozpala tę namiętność od nowa. I to sprawia, że jak powiesz sakramentalne "tak" z U2, to będziesz z nimi do usranej śmierci.


« wróć czytaj dalej »