Nie jesteś zalogowany

 Mon Amur (18 lipca 2008)

2010-04-23 10:47:18

06.jpg

Dawno temu, kiedy Wasze mamy jeszcze nie miały włosów na klacie, a Berlińczycy dzielili się na lepszych i gorszych, a nie - jak dziś - tylko na gorszych, w zamorskim Hamburgu, gdzie dwa psy mają jedno oko, a koń uchem wodę pije, z polskiego ojca i matki Polki urodziła się Sabina Bredy. Wiadomo, że co w Niemczech dobre, to albo z Polski, jak kiełbasa, albo z Nigerii, jak Mola Adebisi. Z Molą w ogóle było tak, że pracował na plantacji maracuji i kiedyś, po ciężkim dniu pracy zasnął przy górce owoców zebranych przez cały dzień przez członków swojego plemienia. Nieświadomi niczego importerzy z Dojczlandu ładując maracuję do kontenera załadowali i jego. Po dwóch latach spędzonych w ciemności, wypełnioneych wspomnieniami heimatu i intensywną nauką niemieckiego ze strzępków słów, które docierały do wnętrza pojemnika, Mola trafił do Niemiec i został prezenterem tamtejszego MTV (dzięki Kristo). Wracając jednak do Mony... Generalnie dziąha była fajna i ponoć łatwa, więc szybko zaprzyjaźniła się z niejakimi: FM Einheitem i Alexandrem Hacke, zdolnymi i cwanymi młodzieńcami, którzy niedostatki w umiejetnościach muzycznych nadrabiali entuzjazmem, sprytem i praktycznym wykorzystaniem przedmiotów znajdowanych na śmietniku. Jako Mona Mur und die Mieter (Mójko Chany i lokatorzy w cywilizowanym języku) nagrali w 1982 płytę, która trafiła na 1 miejsce listy NME (wtedy NME zajmowało się jeszcze dobrą muzyką, a nie indie-ścierwem) i nawet Johna Peela udało się wkręcić w jej granie. Szybko potem zespół się rozpadł, a panowie poszli napierdalać w rury u niejakiego Christiana Emmericha, potocznie Blixą Bargeldem zwanego, zostawiając biedną Sabinkę na lodzie. Owa współpracowała sobie jeszcze z Joachimem Wittem, Grzesiem Ciechowskim, kolesiami z KMFDM, ale sukcesu artystycznego płyty z prebautenowskimi neubautenami powtórzyć nie zdołała. Z żalu została dwukrotną wicemistrzynią Niemiec w taekwondo - wszak jak wiadomo, wzorem nazistów, zagniewany szkop w taki, czy inny sposób ma zwyczaj krzywdzić ludzi lub podludzi. Się tak relaksuje. Znaczy pary pozbywa. Obecnie, jak to zwykle z niegdysiejszymi industrialowcami bywa, Mona udaje że robi coś sensownego i wartościowego, a po godzinach sprząta w niemieckim Hicie. Coś tam niby muzykę napisała 4 lata temu na jakiś soundtrack do filmu, co dostał w Berlinie złotego niedźwiedzia, ale to pewnie ściema.

Co do płyty... No zimne postpunkowe hałaśliwe granie. Czyli ładnie. Na płycie znajduje się też stosunkowo bluźniercza (ale nie tak jak wykonanie byłego premiera) wersja naszego hymnu. Że można wstać i słuchać na stojąco, jak ci durnie, co się nazywają patriotami. No. Indżoj

 

Mona Mur und die Mieter - 1982 - Jeszcze Polska




Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.