Nie jesteś zalogowany

 Podróż muzyczna do krainy kupy kondora (10 grudnia 2008)

2010-05-11 13:05:12

chicha-cover-web.jpg

Jak przekonuje w swoim programie Robert Makłowicz, u nas się je bigos, w Niemczech sauerkrauta, u pedałów croissanty, a w takiej Afryce gówno. Bo ludzie różni są. Różne są więc smaki, zwyczaje, tradycje. W tym muzyczne. Truizm. Ale też i podobieństwa są. Weźmy takie Peru. Mają tam taką tradycyjną melodię, którą na przykład dziś słyszałem na Metrze Centrum w wykonaniu indianersów. Swoją drogą te indianersy jakieś okutane, że nawet z ryja nie było widać, czy to naprawdę czerwony, a nie okopcony cygan na przykład przebrany. Ale wracając do tradycyjnej melodii... zwie się ona "El Condor Passa". Znane? Nie każdy jednak wie, że utwór ten ma też polską wersję, a mianowicie coś, co znamy jako "Przeleciał ptaszek kalinowy lasek". Wprawne ucho zrazu wychwyci te same akordy, a wprawne oko dostrzeże pokrewne ubrania u wykonawców obu szlagierów.

Tym niemniej, poza rzeczonym "condorem", muzyka peruwiańska znana jest u nas tylko najzagorzalszym zwolennikom etniki, dyplomatom i premierowi. Wszak nick "Słońce Peru" to nie od udziału w gejowskich scenach analnych. Dzisiejsza podróż muzyczna, to podróż do Peru, krainy, gdzie dwa psy mają jedno oko, a samochody w miejsce gołębi obsrywają nam kondory. A że kondor bydle duże, to i wysrać co nieco potrafi.

3juaneco.jpg

 

Peru to wspaniała wielowiekowa tradycja Inków. Choć może nie tak wspaniała, skoro Pizarro z garstką ludzi cywilizowanych spuścił wpierdol całemu narodowi. Najnowsza historia już mniej ciekawa, że tam coś dyktator Fujimori pokonał tego Llosę, co Garcii-Marquezowi kiedyś w mordę dał... No takie jakieś telenowele. Nieważne to jednak. Ważne, że w Peru, jak i w innych dzikich krajach w tamtym rejonie geograficznym, jak Meksyk, Chile itd uprawia się coś, co nazywa się cumbias.

Peruwiańska odmiana cumbii występuje pod nazwą chica, co wskazuje, że jest to ichnia muzyka dla pedałów, jak u nas electroclash i Połomski. Jest popularna wśród niższych klas społecznych (co nie przeszkadza muzykom zarejestrowanym na poniższej płycie żenadnie targnąć się na kulturę wysoką w postaci "Dla Elizy"). Siłą rzeczy chicas, czyli takie ichnie disco polo grają wieśniaki, które przyjechały do miasta (o ile oni tam w ogóle miasta mają) w nadzieji, że zrobią muzyczną karierę. Grają wieczorami. Bo za dnia w paśnikach grzebią. Śmietnikach znaczy. To, co dziwi, to fakt, że w ojczyźnie ciężkich narkotyków psychodeliczna muzyka ma w sobie tyle psychodelii, ile Romek Lipko w kompozytorskim szale. Ale za to rytmy fajne, choć w kółko takie same i trochę muzykę z Yattamana (piosenki ekipy Dronjo konkretnie) to przypomina. Ogólnie mówiąc kolejna ciekawostka zupełne z dupy. Ale zdjęcia muzyków jednak zachęcają, nie? Indżoj.

diablos-rojos1.jpg

 

Various - The Roots of Chica

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.