Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "lamony czekoladowe"


Rozkminki dzikich ludzi, cz 1125 (31 lipca 2008)

2010-04-23 11:20:43

voodoo_doll_family.jpg

Znów nad czarnoludem się poznęcam. Deal jest taki, że biały człowiek, podtyp konkwistador z natury był leniwy. Lubił się innym człowiekiem wyręczyć, brzucho pasać, tym samym palcem to w uchu to w dupsku grzebać, a potem wąchać i takie inne. Wiadomo - biały = do niczego. Musiał więc taki jeden z drugim konkwistador sobie sprowadzić siłę roboczą. A że najtańsza w owym czasie nie była ta chińska, tylko ta czarnoludzka, to sprowadził murzyna. Nikt nie spodziewał się jednak, jak głęboka - choć niezauważalna - zmiana następowała w populacji czarnych gastarbeiterów w Ameryce. Schemat zadziałał taki: wzięli murzyna na statek, worka mu nie sprawdzili, a on sobie tam chytrze schował jakieś amulety, kukły, dzikie węże. Na statku przyszedł klecha murzyna uczyć o Jezusie, dla zachęty ściemniając, że jeden z 3 króli, tych Ctrl Alt Del, był czarny (jakby kto kiedy widział bogatego czarnego, nie?). Murzyn nie bardzo kumał o co kamon, ale że bydle choć proste, to podstępne, ponauczał się paru imion, paru historyjek na pamięć żeby klechę oszukać. No i wszyscy zadowoleni, że murzyna nawrócili, że już bramy niebios przed nim stoją otworem i w tym samozadowoleniu osiedli na laurach. A murzyn wieczorami po pracy w swoim worku grzebał i swoje wiedział. Ale nic, trzeba nadal było mówić, że Jezus, że Maria, że apostołowie... No i przez parę pokoleń murzyn stracił ogarnięcie, która część to do wciśnięcia klesze, a która z worka, znaczy prawdziwa. I tak właśnie, na przełomie XVII i XVIII wieku narodziła się rodzina religii znana u nas pod wdzięczną nazwą wudu, a pośród dzikich jako voodoo, voudun, houdun czy choćby sewi lwa.


voodoo_102.jpg

Zasadniczo chodzi o to, że każdy ma opiekuńczego ducha, tzw loa. Coś jak anioł stróż, albo święty u chrześcijańców. No i jest jeden bóg, do którego się przymilamy przez łechtanie modlitwą i podarkami kolejnych loa. Znów tak jak u nas doradza episkopat. A że murzyn w obłokach nie buja i wie, że nie ma nic za darmo, to takiemu loa i czasem kurczaka podaruje, ciasto upiecze, kapciochy na ołtarzyku zostawi. Znaczy umie się znaleźć, a nie tak jak u nas, że przyjdzie postoi w letnią niedzielę w chłodnym i zacienionym i się na krzywy ryj boga nawpieprza. Loa maja zresztą swoje dokładne odpowiedniki. Papa Legba = św. Piotr aka Szymon, Papa Shango = Jan Chrziciel, czy Damballah, czyli odpowiednik św. Patryka. W wudu są kapłani przez których się z loa rozmawia i w dodatku ponoć ichni mniej pazerni, niż nasi. Ogólnie fajni są. No i tak jak u nas są jakieś tam natchnione chrześcijańskim przekazem wielkie dzieła literatury, jak Zbrodnia i kara, Kroniki Narnii, czy Lubiewo, tak u wyznawców voodoo religia też stanowi duży przyczynek dla działalności pisarskiej, malarskiej i kukiełkarskiej. Nic zresztą dziwnego. Oni mają laleczki wudu, a my świątki z razowego chleba.


10012358 Haiti voodoo dances.jpg

Teraz do rzeczy. Płyta interesująca. Czysto perkusyjna. Tego typu granie stanowi tło dla haitańskich rytuałów voodoo. Bardzo ciekawe rytmicznie, dobrze transowe, świetne na revivalowe dyskoteki. Indżoj.

 

Drummers of the Societe Absolument Guinin - Voodoo Drums

 

A w ramach bonusa popatrzcie sobie jak głupi murzyn zjada zapałkę.

 

Voodoo_praest_ild_i_munden_Haiti.jpg


« wróć czytaj dalej »