Nie jesteś zalogowany

Gabinet #3

2010-12-15 12:47:55

0d970673000046c8479ce9c6.jpg

KLIK!

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Piękno

2010-12-09 02:29:30

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Gabinet #2

2010-12-01 10:11:32

downi.jpg

KLIK

Komentarzy: 10 Nie dodano tagów

Christopherson R.I.P.

2010-11-25 11:35:23

Peter_Sleazy_Christopherson.jpg

 

KLIK

 

Komentarzy: 1 Nie dodano tagów

Apologia

2010-11-22 21:11:35

75_n.jpg

Nie piszę, bo nie mam czasu. Bo muszę hajs zarabiać. Póki co zapraszam TUTAJ.

Komentarzy: 9 Nie dodano tagów

Dokumentalista za dwa-trzysta #10 - trzęśmy głowami razem z pudlami

2010-09-20 19:49:12

W czerwcu - rozpoczynając serię dokumentalną - postowałem film Penelope Spheeris, "Decline of the Western Civilisation" (KLIK). Traktował ów o punku. Pani Spheeris zrobiła jednak też inny dokument. 8 lat po "Declinie" nakręciła sequel, tym razem poświęcony "glam metalowi" (strzącha mnie na to określenie, wolę "pudel metal", żeby glamu nie obrażać, ale...). Znowu pełno tu degrengolady, pijanych/naćpanych/opóźnionych w rozwoju muzyków i fanów, idiotycznych wypowiedzi, pozerstwa itd. Aerosmith, Megadeth, Kiss, Poison, London, Alice Cooper, Ozzy, Lemmy... Warto obejrzeć oba filmy po kolei - daje niezły obraz zmian w muzyce w USA na przestrzeni 8 lat. Warto też choćby dla sceny, gdzie pan z WASP zachlewa się do nieprzytomności w basenie, w obecności własnej mamy i akrobatycznie wypierdala z materaca do wody. Dzieci, nie róbcie tego w domu. Indżoj.

The Decline of Western Civilisation Part 2: The Metal Years (1988)
reż. Penelope Spheeris
836 MB

metal_years.jpg
part 1
part 2
part 3
part 4
part 5
part 6
part 7
part 8
part 9


No. A że duch pudel metalu nie umarł przekonuje band mojego znajomka. Nazywają się Nasty Crue, TU macie ich myspace, a teledysk poniżej. Aż chce się powiedzieć:  "Jedno modżajto dla mojej świni". Nie zapraszajcie ich na koncerty, bo ponoć wypijają całą wódkę i zaciągają do łóżka mamy i babcie swoich fanów.

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Srać na M.I.Ę., wolę Bryna

2010-08-03 11:59:42



Fajnie. Bicik, rapuś, electro. Poza tym ze Sri Lanki, tatuś robił w tamilskich tygrysach więc można się pospuszczać przy znajomych, że się słucha takich, co nie lubią USA. Marzenie. Nie szkodzi nawet, że z ryja, to raczej drugoplanowa rola kobieca w Bollywood i że muzyka raczej błaha. Licha nawet. Bawienie się wątkami politycznymi przy bicie też nie jest niczym nowym. Chuj z tego, że gdzieś tam spod LTTE (Liberations Tigers of Tamil Eelam) można wyciągać związki z Al-Kaidą, czy Moro Islamic Liberation Front (w skrócie - MILF!). Patent na wkurwianie Zachodu elektroniką przesiąkniętą wątkami islamsko-terrorystycznymi należy do Bryna Jonesa. Bo to on 27 lat temu założył projekt o wdzięcznej, inspirowanej grą słów (muślin - ang. muslin, gauze - ang. gaza/przezroczysta tkanina), nazwie Muslimgauze. Nie znacie? Pewnie dlatego, że nie grali go w Jadłodajni. Usiądźcie w kółku, powiem o co chodzi.
1982. Izrael najeżdża Liban. Mogliście o tym kiedyś słyszeć, mogliście też widzieć świetny Walc z Bashirem. Giną ludzie, wybuchają bomby same fajne rzeczy się dzieją. Natomiast w Manchesterze, na dziadowskim fotelu obitym materiałem w brązowo - czarną kratę, siedzi sobie Bryn Jones i się wkurwia. Żyłka mu na czoło wychodzi, łapki się trzęsą, nóżką tupta. Zrobiłby coś, ale co? Strzelać nie umie, nożem to tylko na sobie i też w chwilach słabości...
Jones postanowił zrobić gruntowny research, w kwestii polityki na styku islamskiego wschodu i kapitalistycznego zachodu i przekuć świeżo zdobytą wiedzę w muzykę. Porzucił swój synth-dronowy E.g. Oblique Graph na rzecz bardziej perkusyjnie zorientowanego Muslimgauze.

Muslimgauze+bryn22.jpg

Jak widać, chłopak był mocno potargany, taka sama więc była i jego muzyka. Bryn bezkompromisowo nakurwiał w akustyczne zestawy perkusyjne, programował takież automaty, molestował bębenki i inne garnki i pokrywki. W tle pojawiały się analogowe pętelki i ozdobniki syntezatorowe, ale sednem wczesnych dokonań Muslimgauze był rytm: etniczny, zapożyczany z konkretnych nagrań. Wszystko to robił pro bono do przełomu 80. i 90. lat, kiedy zainteresowały się nim profesjonalne labele - w tym wielce zasłużony dla muzycznego odchamiania gawiedzi amerykański Soleilmoon (The Legendary Pink Dots, Lustmord, Death in June, Zoviet France, czy Nocturnal Emissions, czyli po naszemu: Nocne Polucje). Amerykanie wyłożyli na Bryna hajs... i się zaczęło.

 

Muslimgauze to ponad 100 różnych wydawnictw, z czego część została wydana już po śmierci Bryna. A ów zmarł mając 37 lat, na grzybiczne zakażenie krwi. Pewnie od klimy. Dyskografia to spójna i - nie będę ściemniał - dosyć nudna, jeśli by jej słuchać oporowo. Ale... W zamian za to mamy piękne elementy muzyki konkretnej, raczej bezkompromisowe użycie bliskowschodniej rytmiki, piękne sample i... cokolwiek dwuznaczne zaangażowanie polityczne, które jednakowoż zwraca uwagę na pewne elementy polityki związanej z Bliskim Wschodem (ale i np Czeczenią, Pakistanem), na które zwykle nei zwracamy uwagi. Muzycznie też bogato. Ambient, dubstep, noise, breakbeat, electro, ethno-electronica.
Jeśli Brytol, który wydaje się w amerykańskiej wytwórni, dedykuje swoje albumy "niewidzialnym dłoniom zemsty", to chyba wiadomo, że jest grubo. A jeśli jeszcze potrafi muzycznie uciągnąć ciężar, który się z takimi akcjami wiąże, to już w ogóle: cud, miód, paluszki, nocna polucja i szatan. Szejtan właściwie. No. I Muslimgauze to całkiem wpływowy artysta. Myślicie, że mrok Buriala, czy Boxcuttera naprawdę wziął się z dub reggae? Serio? Indżoj.

136874_n.jpg

Muslimgauze - 1983 - Kabul (okładki nie mogłem znaleźć, a szukałem... Miast tego, pies znajomej. Salceson.)

fatah.jpeg

Muslimgauze - 1996 - Fatah Guerilla

R-122765-1170725363.jpeg

Muslimgauze - 2000 -Sufiq

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Dokumentalista za dwa-trzysta #9 - jak się beat łamie w islamie

2010-07-30 14:11:02

Krol_Arabii_Saudyjskiej_3634213.jpg

Czytam se Przekrój ostatnio, ten szmatławiec przebrzydły, co dwa razy już mnie nie chciał zatrudnić... Czytam sobie o królu Arabii Saudyjskiej, który sprzeniewierza się zacnemu duchowi wahabizmu. Czytam, że uniwersytet założył koedukacyjny i teraz banda wszetecznic, dworując sobie z chwalebnych zasad szariatu, na pokuszenie wodzi męską część studentów, jabłko od węża rajskiego owym nawet już nie w ręce, a w dupę wpychając.
Bardzo niedobrze. Bardzo. Stabilna, kwitnąca Arabia Saudyjska już niedługo będzie przypominać Sodomę i Gomorę, jak nie przymierzając Polska, gdzie premier - niemiaszek, z marszałkiem sejmu - ruskiem i jego krajanami - w tym jednym byłym oficerem KGB - bezczelnie strzelają w pradziwych Polaków mgłą i sabotują samoloty w trakcie remontu. Niedługo i w Arabii bezczelne profesorki z nazwiskiem, jak dzień tygodnia będą w telewizji dworować z prawa naturalnego, patriotyzmu, małżeństwa, rodziny i wiary. Już niedługo bandy pejsachowców będą rozkradać Saudyjski majątek narodowy na zasadzie podejrzanych prywatyzacji. Już niedługo Saudyjscy Ziemkiewicze, Pospieszalscy i Warzechy będą musieli uciekać w opiekuńcze ramiona Iranu przed watahami ateistów i masturbantów. Bo, jak wiadomo, każdy ateista, to masturbant. A masturbacja wykrzywia siurka.

Zastanawiałem się, dlaczego się tak dzieje. Czy wiara w Saudyjczykach osłabła, czy odwrócili się od nauk Muhammada ibn Abd Allaha ibn Abd al-Muttaliba i teraz Najwyższy tak ich kara? Czy to może po prostu kolejne oznaki nadchodzącego końca świata, zwiastowanego w naszym kraju choćby 4 pod rząd klęskami wyborczymi ludzi prawych i sprawiedliwych? Nie mnie to rozstrzygać, jednak kontemplując właściwy porządek rzeczy - gdzie kobieta wychodzi z kuchni, kiedy podłoga schnie, gdzie pokorny człowiek odwraca się ku wschodowi i pokłania Stwórcy kilka razy na dzień, gdzie wreszcie przeniewierców i innych czynnych tu szatanów, można ukarać zgodnie z ich zasługami, to jest biczowaniem, lub kamienowaniem - trafiłem na wspaniały dokument muzyczny. Zanim jednak o nim, pozwolę sobie powtórzyć dowcip, który na NJD już był jakiś czas temu, ale jest stosowny do okazji:


881e2ba3b909373c1029fa238e314eae.jpg
Ayran Maiden

Poniższy dokument dedykuję wszystkim tym, którzy w ostatni weekend w rozmowie więcej niż raz użyli słowa "bauns" oraz tym, którzy częściej rzygali w klubie niż na domówce. I uczcie się, chamy przeniewiercze, że w muzyce może liczyć się coś więcej niż to, który kawałek jest dobrym "bangerem".

Sufi Soul - The Mystic Music of Islam (2005)
reż. Simon Broughton
319 MB, czas: 50 min

sufi-title.jpg

part 1
part 2
part 3
part 4
(mediafire = możemy pobierać równocześnie)

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Cytat dnia #11

2010-07-22 15:39:38

If anyone has conducted a Beethoven performance and then doesn't go to an osteopath, then there's something wrong - Sir Simon Rattle (KLIK!)

SimonRattle.jpg

Komentarzy: 3 Nie dodano tagów

Niemka wściekła, czyli requiem z piekła

2010-07-22 14:13:53

6710.jpeg

Nie wygląda na wściekłą? Się tam znacie. Urodzona w Monachium, 44 lata temu, Helga Pogatschar uczyła w Wyższej Szkole Muzyki i Teatru w swoim rodzinnym mieście, w podobnej instytucji w Hamburgu, a teraz rezyduje w Villa Concordia w Bambergu. Pedagog znaczy. Nie każdy jednak wie, że po godzinach ta specjalistka od kompozycji elektronicznej zajmuje się tworzeniem muzyki, której jeno czort słuchac bez gęsiej skórki może. Dowodem tego poniższa płyta.
Mars Requiem pozornie jest tradycyjną missa da requiem (msza za spoczynek - proste). Tzn, że dzieli się zgodnie z klasyczna budową tego gatunku (że ma Agnus Dei, Kyrie, Sanctus i inne czortostwa). Śpiewana jest naturalnie po łacinie, przez ludzi i szkolonych i utalentowanych po temu, jednak ogólna oprawa muzyczna odbiega od tego, czego byśmy się po requiem spodziewali. O Mozarcie, Haydnie, Salierim, Berliozie, czy Dufayu możecie zapomnieć.
Cała muzyczna baza płyty to brutalne i repetytywne (myślcie: Steve Reich, czy może bardziej: Terry Riley) elektroniczne dźwięki o charakterze ewidentnie rytualnym. Lekką ręką łyknie to każdy fan ritual/martial ambientu. Dodatkowo mamy w nazwie Marsa, a więc boga wojny. Smaczkiem są też sample z ukochanego przez panów w brunatnych koszulach Oskara Shellbacha. Wszystko to prawdopodobnie ma służyć zwróceniu uwagi na podobieństwa między religią, a pewnymi ideologiami politycznymi (indoktrynacja, skłonność do przemocy, autosugestia). Wokalnie Pani Pogatschar, w towarzystwie kilku panów, lata od pięknego, czysto średniowiecznego chorału, po udawanie niebiańskich parapetów w tle. Nie jest to brudne i dzikie, jak wyziewy Diamandy Galas - przeciwnie, do bólu klasyczne, apollińskie. Tym większe jest więc nieuchronne skojarzenie ze sztuką totalną, czy dokładniej totalitarną. Ta też urzekała wszak harmonią, symbolicznym hiperrealizmem i... gigantomanią. Wszystko to jest zawarte w muzyce Pogatschar. Jednocześnie daleko jej do niesmacznego wagnerowskiego przesytu, wszystko jest bardzo, ale to bardzo minimalne. Ale i tak tworzy solidną i potężną ścianę dźwięku.
Na moim blogu główną kategorią w doborze płyt jest dziwność. Kiedy mamy do czynienia z czymś nie tylko dziwnym, ale i wyjątkowej jakości, zwykle daję znać na końcu posta. Tu robię to z przyjemnością. Płyta absolutnie, ale to absolutnie genialna. Requiem aeternam dona eis Domine. Indżoj.


helga.jpg

Helga Pogatschar - Mars Requiem

Komentarzy: 5 Nie dodano tagów

« wróć 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 czytaj dalej »