Nie jesteś zalogowany

 Bloodgroup @ RE, Kraków 2.02.2011

2011-02-04 15:00:22

„Tegoroczne odkrycie na miarę The XX” tłucze się po Europie Wschodniej. Po dość skrupulatnym objeździe Niemiec, Islandczycy postanowili zaryzykować i przyjechać na 2 koncerty do Polski, zapewne zaprawiając się przed nadchodzącym wypadem w okolice Serbii, Chorwacji, Rumunii i Macedonii. Wpadają do RE ze śpiworami w rękach, spóźnieni ponad godzinę, każą czekać na siebie jeszcze kolejnych dobre 30 minut. Nadpobudliwość Janusa Rasmussena otwiera szerokie pole do spekulacji, na co przynajmniej część zespołu owe pół godziny mogła poświęcić. Z resztą, może przez ten czas przebijali się przez ściśnięty w małej salce tłumek, żeby dostać się na scenę...

Pierwsze 10 minut zapowiadało występ co najwyżej średni. Mało światła, dużo dymu, spięta Sunna Þórisdóttir i brzmienie rodem z garażowej próby. Ale, jak się okazało, wystarczyło dać im się rozkręcić. Dry Land na żywo wypada całkiem dobrze, a w połączeniu z anegdotkami o Prince Polo smakuje jeszcze lepiej. Spora w tym zasługa uwijającego się przy sprzęcie Hallura Jónssona, właściwie niewidocznego, milczącego przez cały koncert i nieśmiało dołączającego do pozostałej trójki żeby się ukłonić na koniec. Þórisdóttir i Rasmussen skupiają na sobie całą uwagę, pierwsza sprawiając wrażenie uroczo zdystansowanej i skupionej, a drugi każąc się zastanawiać, czy uderzy w końcu głową w statyw, czy nie. Raggi Jónsson ćwiczy z kolei wystudiowane pozy, z których niektóre mogą wskazywać na pewną fascynację Carlosem Denglerem.

Oprócz obowiązkowych My Arms czy Overload Bloodgroup zaserwowało też chociażby Ain't Easy czy Chucka, a na bis m. in. miły akcent w postaci coveru Safety Dance. Było wywrzaskiwanie swoich imion, fluorescencyjne pałeczki i świecące syntezatory. Można było i się pobujać, i poskakać, i nóżką potupać też. Sarkam, bo się spóźnili, a ja spóźnialskich nie lubię... ale muszę im wybaczyć. Jeśli grupa utrzyma taki koncertowy poziom, to drzwi do kariery ma otwarte i prędko do Polski pewnie nie wróci, a zobaczyć tę czwórkę na żywo naprawdę warto. Chociaż lastfm-owa fama głosi, że mają propozycję od jednego z polskich festiwali – jak przyjadą, to będę First To Go.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!
Najczęściej komentowane
brak
Ostatnie komentarze
brak