Nie jesteś zalogowany

 Impresje na temat Radiohead i PJ Harvey

2011-04-01 23:26:36

Co by się nie działo, co by nie grali, to i tak wszyscy się posrają. Taki wniosek mi się nasuwa, kiedy mija już trochę od premiery Radiohead. O Radiohead można przeczytać wszędzie, posłuchać wszędzie, pisze tę notkę dlatego, że na TVP Kultura natknąłem się na dyskusję na temat tej płyty. Jeden obóz twierdzi, że ambitna, drugi, że nie jest ambitna. Jaka by nie była, wszyscy i tak padną na kolana, będą czcić, analizować, jarać się do nieprzytomności, spuszczać się, kłócić, przypominać OK Computer, Kid A czy historie o kiepskim okuliście Thoma Yorke'a i jego przyklapniętym oczku. Słowem - haczyk znowu chwycił, spławik drga, a Wy się jarajcie albo nie. Mądre głowy posiedzą i pokminią nad fenomenem fenomenalnej grupy. Fenomenalnej bo kiedyś nagrała fenomenalną płytą i szacunek się należy. Basta! A ty ignorancie, czego chcesz???!!!  

Przejdźmy do drugiej części czyli PJ Harvey. Weźmy w końcu na warsztat jej nowy album, bo przymierzam się do tego już dość długo. Pisano w gazetach, że PJ gdzieś w jakimś talk show w obecności któregoś premiera zaśpiewała jakąś piosenkę i potem premier już premierem nie był. Zaśpiewała pięknie, przejmująco, o żołnierzach młodych, którzy giną, którzy są posyłani na wojnę. Och, ach, ojej. Mam wrażenie, że ten przekaz taki mądry i egzaltowany jest po to, żeby tej płyty jednak nie zjechać. Bo jakże to źle się wypowiedzieć o takim temacie? Tu chłopaki na wojnie giną a ktoś źle o tym pisze? No więc moi drodzy ja źle o tym piszę. Let England Shake jest płytą nieznośnie słabą. Ilekroć jej słucham, muszę zaraz włączać sobie To Bring You My Love, ponieważ ogromu lukru i pudru na ostatnim albumie PJ nie jestem w stanie znieść. No ale płyta jest nagrana przez znaną awangardową wokalistkę/instrumentalistkę, więc szacunek się należy, choćby i zagrała na samym tylko werbelku do tego śpiewając kołysanki. Basta! A ty ignorancie, czego chcesz???!!! 

Racjonalnego porządku. Albo choćby jakiejś wybiórczości chcę. Bo teraz to wygląda tak, że nawet jeśli Radiohead albo PJ Harvey wypuszczą totalną kupę, to i tak KONIECZNIE trzeba o nich mówić i pisać, ponieważ ta kupa musi mieć jakieś głębokie powody. To jest irytujące, to jest wkurzające i to jest kompletnie bez sensu. Bo niby czemu takich miałkich płyt media nie przemilczają? Bo czy którąś z tych płyt będziemy wspominać w podsumowaniach za jakieś 10, 20 lat? Bo tu nie chodzi o jakość, tu chodzi o nabzdyczenie. Z całym szacunkiem dla Radiohead i PJ Harvey (ją kiedys uwielbiałem), to jest po prostu nie fair robić wielkie halo wokół przeciętności. 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 3

romanoski 24 18   07/04/11, 19:54  
Co do radiohead to trochę przesadzasz. Akurat od "Hail to The Thief" odbiór był przeróżny, od zachwytów po oceny szóstkowo/siódemkowe w skali dziesiątkowej. Od "Kid A" jak dla mnie nie nagrali nic klasycznego, ale też nic za co można by się na zespół jednoznacznie obrazić.

A dlaczego nie zignorować takich płyt? Hmmm... może dla tego, że nagrywają je artyście z renomą na przykład, którzy już wiele istotnego dla muzyki gitarowej zrobili, a takich opisuje się (z zachwytami czy bez) nawet jeśli nagrywają przeciętne płyty.

Jest pewnie pierdyliard kapel, które rok w rok wypuszczają chujowe płyty, więc nie rozumiem rozdrażnienia spowodowanego nachylaniem się nad przeciętnymi płytami renomowanych artystów i tym że, o zgrozo, komuś one mogą przypaść do gustu.

Hipsterstwo :)
dawrweszte 32 57   07/04/11, 21:52  
A niech sobie ludzie lubią, nie w tym rzecz. Chodzi o to, że Radiohead po prostu wyskakuje z lodówki. Jak Kasia Cichopek swego czasu. Gdzie nie wejdziesz celem poczytania o muzie, tam Radiohead. W końcu ściągasz dla świętego spokuju (no dobra, kupujesz) i słuchasz i myślisz:"ja piedolę, znowu".

Żeby przegapić premierę Radiohead, to trzeba by chyba się w trumnie zamknąć.
third_ankle 0 11   08/04/11, 02:17  
Prawie przegapiłem premierę Radiohead i jak dotąd nie zapoznałem się z tymi nagraniami. Nie cierpię bardzo z tego powodu. Na rzeczywistość nie warto się obrażać, nawet jeśli ta coraz bardziej nas otacza. Wydaje mi się, że to trochę jest efekt opóźnienia krajowych mainstreamowych mediów, które najpierw takie Radiohead przegapiły, potem nieśmiało chwaliły, ale traktowały jako mimo wszystko "drugi obieg", a teraz gloryfikują jako rzecz o niewątpliwej i niezagrożonej legitymizacji (bądź co bądź wyrosło już pokolenie, które chowało się na ich płytach). Trochę na zasadzie: chcemy mówić o muzyce alternatywnej, bo popyt na to rośnie, ale nie znamy się i boimy się mówić o nowych, nie posiadających tak pewnej legitymizacji artystach, więc hołubimy dinozaurów (toż Radioheadom ćwierćwiecze rychło stuknie, jeśli jeszcze nie stuknęło). Nawet w bardziej otwartej części środowiska dziennikarskiego nietrudno znaleźć osoby, które nie nadążają za internetowym boomem w muzyce, za to mają jeszcze szansę okopać się na pozycjach "nowych Kaczkowskich", którzy za 20 lat będą nam grać w radiu "Paranoid Android" i "Talk Show Host". Albo i nie będą, bo czasy się zmieniają, "fanbojstwo" jest zjawiskiem zanikającym, uwielbienie dla całych dyskografii ulubionych artystów to rzadkość. "Jaki jest Twój ulubiony zespół?" "A pięciu ulubionych artystów?" Jest grupa młodych ludzi, którzy kupią nowe Radiohead i będą je katować tyle razy, ile będzie trzeba, żeby w końcu uznać, że każdy dźwięk na tej płycie jest genialny. Tyle że takie zachowanie jest "so nineties"... ;)