Nie jesteś zalogowany

 Recenzja Le Days „Dead people on tape”. Akustyczne emo

2011-04-26 17:48:01

LE DAYS „Dead people on tape”, [2011] wydanie niezależne

Od jakiegoś czasu, dzięki dobrodziejstwom internetu możemy kpić ze scenarzystów jednego z polskich seriali. Sławne „jestem emo, a emo takich rzeczy nie robią” już powoli wpisuje się w język popkultury. Jako, że troszczymy się o poziom edukacji w naszym kraju, w ramach przybliżania subkultur polskim około czterdziestolatkom (i nie tylko) przedstawiamy debiutancką płytę wykonawcy akustycznej muzyki emo, Le Days. Pod tą nazwą kryje się niespełna dwudziestoletni Szwed, Daniel Hedin. Taki zwykły, doświadczający weltschmerzu chłopak z akustykiem, który po paru koncertach i jednym małym hicie, postanowił wydać pełnowymiarową płytę. Opóźniał jej wydanie, co chwilę podając to nowe powody, jednak wreszcie, z rocznym opóźnieniem, otrzymaliśmy 17 fragmentów nastoletniej paranoi i cierpienia. Wszystkiemu towarzyszy oczywiście odpowiednia atmosfera mroku i melancholii. Zero nawiązań do Joy Division (rodzice nie wpisujcie tej nazwy w wyszukiwarkę; dzieci wpiszcie - polubicie wokalistę) niewyobrażalnie ratuje ten materiał.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.