Nie jesteś zalogowany

Recenzja debiutanckiej EP-ki Trinite

2011-04-26 17:51:41

TRINITE „Trinite” EP [2011] wydanie niezależne

Trinite to mieszanina kobiecego wokalu i elektroniki, a jeśli chodzi o gatunki - ambientu, trip-hopu i klimatów gotyckich. Jednak Trip, twórca podkładów zawartych na krążku oferuje znacznie więcej niż znane z niektórych cybergotyckich projektów proste i często kiczowate tła. Tutaj usłyszymy kompozycje rozlewające się również na inne ciekawe tory. Wśród podobieństw wskazałbym islandzkie múm, kilku różnych twórców ścieżek dźwiękowych (chociażby Tomáša Dvořáka i muzyki jaką stworzył dla gry „Machinarium” czy Marka Morgana i dźwięków kultowej gry „Fallout”) czy niemal nieznany projekt Walter Well. Są również momenty, jak chociażby wstęp „Nothing Mattered”, w których „Trinite” przywołuje skojarzenia ze Sneaker Pimps. Konkretniej tym wczesnym, z czasów pierwszej płyty („Becoming X”), na której śpiewała jeszcze Kelli Ali. Na krążku usłyszymy również wokale Nitelli - zmieniają się one od subtelnych i namiętnych („In Between”) aż po mroczne i wręcz złowrogie („I Am The Machine”). Usłyszymy ją śpiewającą, nucącą, szepczącą. Ciężko powiedzieć, jak sprawdziłaby się wokalnie w innym repertuarze, ale to jest nieistotne. Interesuje nas jedynie, jak wypada w tym mrocznym, nieco melancholijnym elektronicznym świecie. A radzi sobie naprawdę nieźle.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja Le Days „Dead people on tape”. Akustyczne emo

2011-04-26 17:48:01

LE DAYS „Dead people on tape”, [2011] wydanie niezależne

Od jakiegoś czasu, dzięki dobrodziejstwom internetu możemy kpić ze scenarzystów jednego z polskich seriali. Sławne „jestem emo, a emo takich rzeczy nie robią” już powoli wpisuje się w język popkultury. Jako, że troszczymy się o poziom edukacji w naszym kraju, w ramach przybliżania subkultur polskim około czterdziestolatkom (i nie tylko) przedstawiamy debiutancką płytę wykonawcy akustycznej muzyki emo, Le Days. Pod tą nazwą kryje się niespełna dwudziestoletni Szwed, Daniel Hedin. Taki zwykły, doświadczający weltschmerzu chłopak z akustykiem, który po paru koncertach i jednym małym hicie, postanowił wydać pełnowymiarową płytę. Opóźniał jej wydanie, co chwilę podając to nowe powody, jednak wreszcie, z rocznym opóźnieniem, otrzymaliśmy 17 fragmentów nastoletniej paranoi i cierpienia. Wszystkiemu towarzyszy oczywiście odpowiednia atmosfera mroku i melancholii. Zero nawiązań do Joy Division (rodzice nie wpisujcie tej nazwy w wyszukiwarkę; dzieci wpiszcie - polubicie wokalistę) niewyobrażalnie ratuje ten materiał.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja Among Notes „Afterglow/So Close, So Far”. Ścieżka dźwiękowa dłużącego się wyczekiwania przy linii startu

2011-04-20 09:29:48

AMONG NOTES „Afterglow/So Close, So Far”, [2011] wydane cyfrowo

Po raz drugi nie pozostaje mi nic innego, jak się zachwycać – trio Among Notes posiadło bowiem zdolności rozsiewania dźwięków elektronicznych w czasie, w taki sposób by powstały wciągające i ciekawe kompozycje. O ile poprzedni materiał - „Snowblind/Nightlife” - budził we mnie skojarzenia z samym środkiem zimy i imprezą na skraju oblodzonego urwiska, o tyle wypuszczony 21 marca „Afterglow/So Close, So Far”, to pierwszy moment, gdy wyczuwamy czający się za rogiem koniec zimy. Jeszcze zalega śnieg, powietrze wciąż jest mroźne, ale w barwie światła już się dostrzega nadchodzącą wiosnę. W odróżnieniu od poprzednika nie jest to dzika zabawa, a raczej stan refleksji i wyczekiwania, delikatnie tylko zabarwiony jakąś trudną do opisania nadzieją.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Ciężkostrawna, ale smakowita Słonina

2011-04-19 21:04:03

SŁONINA „Słonina”, [2010] Czoło

Projekt Słonina jest skazany na underground. Zresztą tworząc tak toksyczny klimat, niepokojące liryki, a w dodatku wydając w raczkującej niezależnej wytwórni Czoło nie celują inaczej. Nawet pośród ludzi rozkoszujących się alternatywą i eksperymentami nie będzie to muzyka na każdy dzień, ale gdy przyjdzie ochota na obcowanie z czymś specyficznym, psychodelicznym i brudnym, Słonina aż zaskwierczy na patelni. Ich debiutancka EP-ka zatytułowana po prostu „Słonina” to sześć dusznych i pełnych niepokoju rockowych utworów doprawionych wyrazistą elektroniką (klawisze, szumy). Słonina jest słona, ocieka tłuszczem i zdecydowanie nie jest lekkostrawna.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Podążaj za chłopcem z żółtym balonem

2011-04-19 21:02:07

TWIN SHADOW „Forget”, [2010] Terrible Records / 4AD

Jak wielu innych, z projektem Twin Shadow zetknąłem się wpadając w sieci na klip do utworu „Slow”. Zaintrygowały mnie słowa trzymającego kamerę „co robisz by się zabawić, George?” i ten smutny, uciekający przed kamerą wzrok bohatera teledysku. Jego retro fryzura, nieśmiała odpowiedź „gram na perkusji, muzykę” przywołały w mojej głowie nieokreślone skojarzenie. Kiedy dręczony kolejnymi pytaniami George wydusza z siebie, że lubi sportowe samochody, a kamera zaczyna podążać po jego ciele zrozumiałem - klip jest wzorowany na filmach porno. Konkretniej na rozmowach, które pojawiają się na początku z debiutującymi aktorami. Dalej operator rzuca „no to dajesz”, a George staje pod ścianą jakby szykując się do porno-sceny. W tle rozkręca się subtelna i klimatyczna muzyka bezpośrednio odwołująca się do lat 80-tych. Prosta, ale świetna perkusja, wpadający w ucho bas. I wtedy ten niepozorny facet zaczyna śpiewać. Moim pierwszym skojarzeniem był „czarny Morrisey” i właściwie coś w tym jest, z tym, że George ładuje w śpiew nieporównywalnie więcej emocji. Klip wciąż nawiązuje do pornografii, a muzyka i słowa konsekwentnie przebijają się z zupełnie innym i pięknym przekazem. To zestawienie tworzy świetny kontrast. Wokalnie niesamowity jest fragment powtarzający „I don't wanna believe, be but in love / I don't wanna be, believe in love”. Kilkadziesiąt razy z rzędu odsłuchałem „Slow” aż w końcu postanowiłem zapoznać się innymi utworami Twin Shadow. Bałem się, że reszta będzie słaba, ale tak nie jest - „Forget” to świetny album. Wskrzesza brzmienia lat 80-tych, przywołując skojarzenia z The Cure z „Disintegration”, Depeche Mode, The Smiths, synth popem czy nurtem new romantic.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja Moon & Sun „The Wild Things”. Dzikie rzeczy, oj dzikie

2011-04-19 20:55:46

MOON & SUN „The Wild Things”, [2010] Beep! Beep! Back up the Truck

O płycie „The Wild Things” najlepiej opowiadać uprzedzając wcześniej o miejscach, w których powstawała. „Mój dobry przyjaciel mieszka w wiosce Katleby w Szwecji i posiada farmę warzywną. Potrzebowałam uciec; tam był pusty domek więc mogłam pracować na farmie, a wolny czas spędzać w chacie, tworząc muzykę” - opowiada Monica Tormell, zasłaniająca się Księżycem i Słońcem autorka piosenek i plastyczka. Łącząc obie swoje pasje Szwedka przemienia piękno krajobrazów, które ją otaczają w muzykę. Poza szwedzkimi lasami była to także karaibska wyspa Curaçao i Amsterdam, a więc miejsca o zupełnie różnych klimatach. Tą różnorodność wyraźnie czuć na krążku - artystka zestawia etniczne instrumenty z elektroniką, a karaibskie melodie z ponurymi balladami. Album „The Wild Things” jest muzyczną podróżą przez dziką krainę, czasem ciemną i ponurą a czasem oświetloną ogniskiem i ubarwioną pstrokatą odzieżą ogrzewających się przy nim ludzi. Z zakątków tego niezwykłego świata dobiegają najróżniejsze dźwięki - bębny tambu, tzw. steel pan, patyczki clavé (drewniane patyki, którymi stuka się o siebie) czy szwedzka cytra. Wszystko to zostało wzbogacone o efekty dźwiękowe w postaci trzasków ogniska, świergotu ptaków czy końskiego rżenia.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja debiutu A Joker‘s Rage. Rockowy szał żartownisia

2011-04-19 20:51:21

A JOKER‘S RAGE „A Joker‘s Rage” [2010] Black Tongue Records

Tak, wiem, że świetna okładka, ale „A Joker‘s Rage”, to znacznie więcej niż przykuwająca fotografia - krążek jest jednym z ciekawszych debiutów rockowych ostatnich kilku lat. Ogromną siłą albumu jest nieprzewidywalność. Zespół zawarł na nim muzykę niebanalną, zmienną i na tyle różnorodną, że słuchając jej ma się wrażenie jakby była to składanka zrobiona przez miłośnika bardzo szerokich rockowych wariacji. Szał żartownisia jest zamachem na przewidywalność wielu wydawnictw - to właśnie ta niesamowita zabawa stylami, to przeskakiwanie jest głównym powodem mojego zachwytu. Lista gatunków obecnych na płycie jest całkiem pokaźna, a wśród składowych znajdziemy rock, funk, rock'n'roll, rapcore, indie rock a nawet reggae czy SKA. Umiejętności muzyków zespołu są również nieprzeciętne. Partie instrumentów są naprawdę ciekawe, a wokale zmienne i porywające (jak ja uwielbiam wokale śpiewane z taką pasją!).

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja L.Stadt „EL.P”. Nie odwracajcie się od Ameryki. Mnóstwo maniaków mody zrobi to lepiej

2011-04-19 20:47:58

L.STADT „EL.P”, [2010] Mystic Production

Dobra wiadomość: coraz więcej zespołów odchodzi od tego by koniecznie upychać przynajmniej jedenaście utworów na krążek. Nie preferuję ani krótkich ani długich albumów – preferuję odpowiednie, czyli dokładnie takie, jakie wyjdą. „EL.P”, drugi album pochodzącej z Łodzi grupy L.Stadt, to dziewięć utworów o łącznej długości niecałych 28 minut. W tym czasie usłyszymy muzykę nie tylko „niepolską”, co wręcz „niesłowiańską”. Za dużo w tym wszystkim przymrużenia oka, dzikości i swobody grania, tak ważnych dla rock'n'rolla, a Polakom tak obcych. Muzyka jest wyrazista, ale przy tym luźna, a wokale wciąż zmienne i pełne życia. Właśnie tę swobodę, zaraz obok dobrego wokalu i naprawdę świetnej produkcji uważam za największe atuty L.Stadt. Kiedy wysuniemy płytę z zewnętrznego kartonu zobaczymy mały żarcik: zdjęcie niezwykle podobne do tego umieszczonego na okładce pierwszego krążka grupy. Zupełnie jakby ktoś sugerował, że otrzymujemy dokładnie to samo tylko pod nową nazwą i zewnętrzną nakładką. Jest to udany żart, jednak zupełnie niesłuszny – otrzymujemy zupełnie inny materiał.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja Kyst „Waterworks”. Kochają wczesne Animal Collective i Sufjana Stevensa

2011-04-19 20:44:24

KYST „Waterworks”, [2011] Antena Krzyku/Opensources

Kochają wczesne Animal Collective i Sufjana Stevensa – słychać to było już od czasu debiutu. Po zeszłorocznym „Cotton Touch” przyszła pora na drugi album zespołu Kyst i to właśnie nim pokazali czego naprawdę chcą. Nazbyt wyraźne muzyczne zrzyny przekształcają się tu w umiejętnie użyte i ukazane inspiracje. „Waterworks” to logiczna kontynuacja debiutanckiego albumu. Znajdziemy na nim typowe dla debiutu zagrania cisza-chaos-cisza, ale też nowe motywy (wciąż jednak utrzymane w duchu Kyst). Najwyraźniejszym dodatkiem są bębny wybijające proste rytmy; w niektórych utworach („The Glowing Sea” czy „Miss The Sea”) brzmią one tak jakby zagrzewały do plemiennych starć. W drugim ze wspomnianych utworów, zamiast walk pojawia się jednak arpeggio gitarowe, a także wokal Adama. Zgrabnym wykorzystaniem bębnów jest również „A Postcard” - tworzą one w tej kompozycji kręgosłup, na którym pojawiają się ozdobniki.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Recenzja Searching For Calm „Celestial Greetings”

2011-04-11 15:33:48

SEARCHING FOR CALM „Celestial Greetings”, [2010] Mystic Production

Kobiety są z natury wielowarstwowe, niełatwo je opisać, a jeszcze trudniej te cierpiące na rozdwojenie jaźni. Gdyby płyta „Celestial Greetings” była kobietą, zdecydowanie należałaby do tej drugiej grupy. Może i jest ciężka w odbiorze, ale też intrygująca. Gdybym zakładała zespół chciałabym współpracować właśnie z takimi muzykami - niesamowity talent, a co najważniejsze, zacięcie do ciągłego doskonalenia się to ogromny skarb. Searching For Calm powstało w 2002 roku a tworzą go muzycy z Sosnowca i Chorzowa: Michał Maślak (wokal, gitara), Michał Augustyn (gitara), Piotr Gruenpeter (bas niski), Jakub Basek (bas wysoki - swoją drogą adekwatne nazwisko) i Bartosz Lichołap (instrumenty perkusyjne). Rok po założeniu zespołu panowie nagrali materiał demo, a w trzy lata później swoją pierwszą płytę, jednak dopiero w 2010 roku nastąpił mainstreamowy debiut. Przez te osiem lat wspólnego grania muzycy wzbogacali swoje umiejętności, szlifowali warsztat i tak oto powstało „Celestial Greetings”, którym udowodnili, że powiedzenie „ciężka praca popłaca” jest w stu procentach trafne.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

« wróć 1 2 czytaj dalej »