Nie jesteś zalogowany

 Audioriver - podsumowanie!

2010-08-11 19:38:12

Wielkie święto elektroniczne w Płocku niestety już za nami. Przyszedł więc czas na wnioski, podsumowania i wszelkie rozkminy o tym, co festiwal Audioriver przyniósł nam w tym roku.

Pamiętacie Ala Bundy'ego i jego ruch przeciwko kobietom, zwany 'No Ma'am'? 

Jestem wielkim fanem Ala, ale życie bez kobiet byłoby niemożliwe. Także festiwal Audioriver nie byłby tym samym festiwalem, bez udziału płci żeńskiej.

Ellen Allien to chyba najpiękniejsza elektronicznie kobieta świata. Nie umiem znależć słow, opisujących jej tegorocznego seta. Przebiła wszystkich, to pewne. Nie wiem, czym są spowodowane złe opinie i narzekania. A to, że za mocno, a to, że błędy techniczne, które zdarzają się wszystkim. Zwróćcie uwagę na repertuar. W ubiegłym roku za najlepsze były uważane sety Holdena i Hella, słuchałem obu w całości i w nich także były błędy. Wiadomo, to profesjonaliści, dobry miks jest ważny, ale oryginalny repertuar bywa czasami trudny do zmiksowania, jeżeli nie wierzycie, spróbujcie sami. Stoję za Ellen murem i uważam, że to na pewno najlepszy set tegorocznej edycji.

Jazzu z Silence Family, to z kolei najpiękniejszy głos, jaki słyszałem. Nie mówiąc o samej kobiecie i ruchu scenicznym. Wszyscy byliśmy zahipnotyzowani i głosem i jej tańcem. Jest perłą w tym litewskim zespole. Dzięki niej ich występ to najlepszy live tegorocznej edycji. Bez urazy dla Moniki Liu, która także była świetna, oraz dla Adomasa, który też zrobił wrażenie, pomimo tego, że nie przepadam za męskimi wokalami. Nie mogę się już doczekać ich kolejnego występu w Polsce, mam nadzieję, że nastąpi jak najszybciej.

Nie zapominajmy o Magdzie, w końcu najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny! Jej występ miał wyjątkową atmosferę. Znowu nie rozumiem narzekań. A to, że za dużo kawałków chciała zagrać, a to, że zbyt mrocznie. Wczujmy się w końcu w muzykę.

Dobrze dobrze, żeby nie było tylko o kobietach. Mieliśmy w tym roku dwa historyczne występy dwóch mistrzów, dwóch legend, dwóch wizjonerów.

Laurent Garnier i Richie Hawtin. Obu wiele łączy. Mają chyba najbardziej oryginalne show na świecie. Obaj dbają o rozwój muzyki elektronicznej. Obaj wciąż szukają nowych rozwiązań, wciąż próbują czegoś innego. Laurent w doskonały sposób wykorzystuje 'żywe' instrumenty muzyczne w połączeniu z elektroniką, Richie zaś, pokazuje jak ważne są wizualizacje i światła dla odbioru występu i naszej wyobraźni. Oba występy już opisywałem, więc nie będę robił tego jeszcze raz. Poza tym, czym jest opisywanie. Podkreślę tylko, że przejdą one do historii polskich festiwali. Jeżeli będziecie mieli kiedyś okazję, by zobaczyć któregos z nich, zgrzeszycie, jeżeli jej nie wykorzystacie.

Gwiazdy Main Stage, takie jak Hadouken! i Simian Mobile Disco, wydaje się, że nie zawiodły swoich fanów. A trzeba przypomnieć, że spora ekipa ludzi przyjechała właśnie na te obie grupy, których było próżno wcześniej szukać w Polsce. Simiany zgromadziły chyba najwięcej publiki w piątek, a Hadouken! podobno 'roznieśli' Maina w sobotę, kiedy większa część festiwalu uczestniczyła w występie Plastikmana.

Gwiazdy techniczne, takie jak Christian Smith, Karotte i Dandy Jack, wydawały się bawić chyba najlepiej. Mieliśmy kręcącego filmiki Smitha, stającego na stolik Karotte i robiącego cuda w tańcu Dandy Jacka, spójrzcie zresztą:

Fani sceny drum'n'bassowej i dubstepowej też podobno byli zadowoleni. Spor w sobotę na Main Stage ponoć zniszczył tak samo, jak Dirtyphonics w roku ubiegłym, a Noisia i Sub Focus zachwycili w Piątek na Hybrid, skąd wielu ludzi nie wychodziło z namiotu przez całą noc, by nie opuścić swoich ulubieńców.

Ja żałuję, że timetable nie pozwolił mi zobaczyć The Modern Deep Left Quartet, Four Teta i Metro Area. Ale timetable, cytując Clifforda Wednesdeya,  'jest zawsze ustawiony tak, żebyś nie miał szansy spokojnie obejrzeć wszystkiego na co się szykowałeś.' No i wielka szkoda, że nie dolecial do nas Dusty Kid.

Największa niespodzianką, chyba dla wszystkich, okazał się tajemniczy Oni Ayhun, pokazując oryginalność nie tylko w muzyce, ale i w niezwykłym ubiorze. Jego występ pełen był pięknej, niespotykanej elektroniki, a publika wprost szalała, słysząc dźwięki, które grał. Zobaczcie:

 

Chcę powiedzieć też słowo o naszych, polskich artystach. Powiem wam, że ich występy podobały mi się bardziej od większości zagranicznych gości. Live'y Czubali i Catz'n'Dogz to światowy poziom, występ Noviki to wokalne mistrzostwo, sety Glasse, Czechowskiego i Bshosy to klasa sama w sobie, a Xlient ponoć zniszczył na sam koniec sobotniej nocy. Dziwi mnie, że jeszcze nikt w Polsce nie wymyślił festiwalu typowo po polsku, z naszą czołówką. Będe pierwszym, który kupi bilet, gwarantuję.

No i sobotni i niedzielny rynek przyniósł chyba nadzwyczaj niespodziewany sukces. Namioty z wystawcami były bardzo oblegane, a artyści sceny dziennej nie mogli narzekać na brak publiczności. Bardzo popularna była również rynkowa fontanna, z której z niewiadomych względów zaczęła wylewać się piana. Dziwne, prawda?

Pomimo piątkowego deszczu, który spowodował małe zamieszanie na Main Stage i późniejsze długie kolejki do wejścia na teren festiwalu, cała organizacja wydawała się być wzorowa. Nagłośnienie wszystkich scen robiło ogromne wrażenie. Podobały się również wizualizacje na ekranach, zwłaszcza te, których autorami byli Pfadfinderei.

Biorąc pod uwagę to wszystko, wniosek jest tylko jeden: Audioriver to najlepszy festiwal w Polsce. Pod każdym względem.

Czekamy w takim razie na pierwszy weekend sierpnia w roku 2011, na kolejne niezapomniane wrażenia w Płocku. Niech ten rok minie jak najszybciej!

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 1

proserek 27 107   15/08/10, 20:46  
"zbyt mrocznie"? :E nie ma czegoś takiego jak "zbyt" mrocznie :p Magda jest zresztą niesamowita, samo to, że robiła miks dla Fabric - kobieta, djka! i to z Polski! robi wrażenie.

Chciałabym, tak strasznie bym chciała, żeby w przyszłym roku Off i AR się nie pokrywały :(

i jeszcze a propos "Dziwi mnie, że jeszcze nikt w Polsce nie wymyślił festiwalu typowo po polsku, z naszą czołówką."

ehh, to stwierdzenie jest jednak trochę na wyrost, powodowane jak sądzę pofestiwalowym entuzjazmem ;)