Nie jesteś zalogowany

Shipwreck

2010-11-08 23:19:26

Na chwilę przed hymnicznym refrenem w "Come come culture of death" gitara zahacza, ale na rozsądny ułamek sekundy, o riff z "Money For Nothing" Dire Straits (btw zawsze podobało mi się ich logo!). I jestem przyjemnie zaskoczony - więcej, jestem kupiony!  "Shipwreck", follow-up do debiutanckiego self-titled, to właśnie pasmo TAKICH momentów - nie, nie zapożyczeń (może jeszcze w "Crazy little thing called lust"), a zwyczajnie (sic!) dobrych pomysłów: zaraźliwych melodii ("Future is yours", "Warsaw"), mięsistych ale nigdy wulgarnych riffów i chwytliwych refrenów, jak choćby w moim ulubionym "Monday is shit!", którym od blisko miesiąca zaczynam nadchodzący tydzień. I choć o "Shipwreck" można pisać dokładnie w takim samym tonie co o debiucie to z przyjemnością zauważam, że to wciąż ton pozytywny i dla zespołu wyłącznie życzliwy. Wprawdzie "nie słucham takiej muzyki", ale keep up the good job!

PS. Dla własnego bezpieczeństwa, przed odsłuchem zaleca się wykonanie (psycho)testu autorstwa red. Chacińskiego.


The Black Tapes "Shipwreck"
Open Sources/Antena Krzyku

Komentarzy: 0 Dodane w PL rock

Biali Masajowie

2010-11-01 20:32:57

Oscar Wilde powiedział kiedyś „Talent pożycza, geniusz kradnie!”. Ira Wolf Tuton, basista i jeden z czterech wokalistów Yeasayer, powiedział z kolei „Po co kraść od jednego [artysty – przyp.ml.], skoro można kraść od dziesięciu naraz? W ten sposób odwracasz uwagę słuchaczy od faktu, że kradniesz”. Cwane, prawda?

Brzmi buńczucznie, pretensjonalnie, ale… i do bólu prawdziwie. Bo przecież powołując się na maksymę inżyniera Mamonia, najbardziej lubimy to, co już znamy. Cała sztuka zaś górnolotnie określana mianem procesu twórczego, sprowadza się do wyprodukowania wytworu (uwaga, beton alert!) świeżego, oryginalnego i intrygującego. I trzeba otwarcie przyznać, że Yeasayer na długogrającym debiucie „All Hour Cymbals” ta trudna (o tempora!) sztuka udała się zaskakująco dobrze.

Efekt? Kolesie, którzy od października zeszłego roku dorobili się dosłownie pięciu zdań w Wikipedii – nie żebym traktował długość wpisu do tejże jako wyznacznik czyjegokolwiek sukcesu – wylądowali w czołówce większości branżowych zestawień podsumowujących miniony rok. Ze szczególnym naciskiem na kategorie „rekomendacje” i „do zobaczenia na żywo”.

Bo też muzykę kwartetu z Brooklynu można śmiało zarekomendować nie tylko fanom kwaśnych wytworów Animal Collective czy hippisującej młodzieży spod znaku Akron/Family, ale i miłośnikom… Discovery Chanel. Ostrzegam, nie będzie to jednak sielska wyprawa na safari. Zamiast podglądać antylopy przy wodopoju lub podczas zalotów, trafimy w sam środek polowania stworzeń większych na mniejsze, weźmiemy udział w masajskich obrządach, a nawet staniemy się świadkiem konfliktu między afrykańskimi plemionami (vide posępny, nieco sabbathowy „Wait For The Wintertime”). A wszystko to dzięki zastosowaniu całego spektrum bębnów, grzechotek i innej maści przeszkadzajek, których nazwy są mi równie obce, jak ląd, z którego pochodzą. Powyższe instrumentarium wzbogacone o mnogość handclapów (choćby w gorącym pustynnym słońcem „Sunrise”) i oszczędne wejścia gitary nadaje muzyce Yeasayer wręcz organicznego charakteru, co w połączeniu z natchnionymi – przywodzącymi na myśl dokonania Grizzly Bear – chóralnymi partiami wokalnymi skutkuje dreszczami prawdziwych emocji. I mniejsza o to, czy uzyskane przez zespół brzmienie to przebłysk nieprzeciętnego zmysłu i talentu (sesja nagraniowa trwała pięć dni – Jack White dostaje pewnie wypieków z zazdrości) czy też efekt żmudnej, bo czteromiesięcznej dłubaniny w utworach. Ważne, że piosenki nie męczą nadpodażą pomysłów, zaskakują grą rytmem, a przede wszystkim niosą pewien przekaz, który nie sprowadza się do sercowych rozterek, ale troski o przyszłość planety (urzekające gitarową codą „Forgiveness” z przejmującym wersem „But my time will be your ruin”) i świadomości skończoności ludzkiej egzystencji (singlowy „2080”).

Bardziej niż muzyka Yeasayer intrygują tylko ich sceniczne występy, do których jak przyznaje Chris Keating (wokalista i multiinstrumentalista) przywiązują sporo uwagi. – Chcemy aby widownia zapamiętała nasz koncert. Mogą nas nienawidzić, naśmiewać się z naszego wyglądu, ale muszą wiedzieć, że wkładamy sporo czasu w opracowywanie scenariusza koncertu, tak aby uczynić go w jak największym stopniu jednocześnie rozrywkowym i emocjonującym – tłumaczy Keating, dodając przewrotnie After all, we make pop songs!

[Przytoczone wypowiedzi pochodzą odpowiednio ze stron houstonist.com i pastemagazine.com]



Tekst pisałem podczas pierwszych zimnych – stąd odważne operowanie ciepłymi skojarzeniami – tygodni 2008 r. na amerykańskiej ziemi. Tekst powstał, ale dotąd nie został wykorzystany – dziwne. /// Notka o zespole na Wiki zapewne już odpowiednia dłuższa. /// Picasa podpowiada mi, że załączone zdjęcie datowane jest na 8. lutego 2008 r., ale o ile niczego nie pochrzaniłem to koncert odbył się 10. lutego. Damn, chyba coś jednak pochrzaniłem. Anyway, zdjęcie pochodzi z koncertu w chicagowskiej Schubas Tavern – obok Yeasayer wystąpili MGMT. Ze względu na ogromne zainteresowanie publiczności zespoły wystąpiły tego wieczoru dwukrotnie. /// Następne spotkanie było znacznie przyjemniejsze – skąpana w słońcu główna scena festiwalu Lollapalooza. Entuzjazm publiczności wyraźnie osłabł – zapewne przez słońce. /// Całkiem niedawno – pierwszy weekend po tegorocznym Offie – ustrzeliłem Yeasayer w Pradze. Był to nieziemsko dobry koncert – kameralny klub, nietypowa scena, klimatyczne oświetlenie i hipnotyzująca setlista o czym zaświadcza wysłannik FURS. Wizyta w Palladium będzie miłą powtórką z rozrywki.


Mój brat aka The Whitest Boy Alive

2010-09-17 00:59:08

Mam brata, a nawet dwóch. Między każdym z nas jest dwa lata różnicy. Godna podziwu regularność - szczególnie, że urodziny mamy rozrzucone w okresie ledwie jednego miesiąca. Jestem środkowym dzieckiem. Takowe dzieci są zazwyczaj, tak gdzieś czytałem, obdarzone dyplomatycznym zmysłem - wieczne próby pogodzenia skrajnego rodzeństwa - i powinny studiować prawo. Może i prawda - jestem gadatliwy 'and that constitutes a good lawyer, right?', ale i skory do konfrontacji zarazem - vide wieczna rywalizacja ze starszym bratem.

Mówiąc "mój brat" mam zazwyczaj na myśli brata starszego. Nie żebym kochał młodszego mniej, ale to poniekąd naturalna konsekwencja ludzkiego spoglądania "do przodu" - na lepszych od siebie. Obecność drugiego brata zawsze zaznaczam epitetem młodszy. Bo trzeba się było o niego wiecznie troszczyć, choć dość szybko nauczył się sam dbać o siebie. Wciąż radzi sobie świetnie, a fizycznie wyraźnie góruje nad starszym rodzeństwem.

Mam brata - wiadomo, o którego chodzi - and he's the whitest boy alive (co znamienne, młodszy brat ma przyjemnie czekoladową karnację!). W sensie muzycznych upodobań - fan Roisin Murphy, Jamiroqaui, słuchacz Chilli Zet, który przeważnie świetnie odnajduje się na imprezach typu Free Form Festiwal czy Nowa Muzyka. No i jest autorem nazwy niniejszego serwisu. Oczywiście, że wybiera się na koncert Whitest Boy Alive! Bilet do Fabryki Trzciny nabył chyba jako jeden z pierwszych (btw dzień wcześnie chłopaki zagrają w poznańskim Eskulapie, a dzień później zaprezentują się w katowickiej Hipnozie).

I cieszy mnie to, bo też ekipa przesympatycznego Erlenda Øye to wyraźnie jego drużyna. Tak bardzo, że jeżeli tylko będzie mnie na to stać zabookuje mu ów zespół na wesele (na moim wystąpią Boban Marković Orchestra). Oczyma wyobraźni widzę muzyków w nieskazitelnie białych garniturach - buntowniczą naturę zdradzają jedynie niedbałe fryzury - na delikatnie oświetlonej scenie przygrywających dystyngowanym gościom. I parze młodej.

Dostrzegacie ów weselny potencjał TWBA? Muzyka taneczna (bardziej "Rules" niż "Dreams"), ale nie zabawowa - no fist pumps! (paniom nie pogniotą się szykowne kreacje, a panowie nie zbeszczeszczą drogich koszul podwijaniem rękawów). Liryczna, ale bardziej niż smutna, melancholijna, o wyraźnym ładunku emocjonalnym (bardziej "Dreams" niż "Rules"). Soundtrack na imprezę życia wprost idealny.

Na koncert w Fabryce Trzciny - serio, lokum na ten wieczór wręcz idealne - porzucę codzienny tiszirt na rzecz, wzorem brata, wyjściowej koszuli. Zamiast zwyczajowego piwka zamówię delikatny drink z palemką i przyjemnie przegibam następną godzinkę z ukochaną dziewczyną u boku.

PS. Czesław Mozil wyznał się mi kiedyś, że jako Tesco Value obstawiali wesela. Jeżeli TWBA nie wypali zwróce się do niego. Problemu nie będzie - jest sąsiadem mojego brata.
PS2. Płyt TWBA słucham wciąż w całości, więc nie mam specjalnych koncertowych życzeń, ale jak każdy wyczekuję "Golden Cage", "Fireworks", "Courage" czy dwupaku "High On The Heels"/"1517".
PS3. Stoliku z koszulkami nie zawiedź mnie!


Indigo Tree - Blanik - Konkurs

2010-09-16 12:44:47

Mam do rozdania dwa (2) egzemplarze wciąż świeżutkiego - w mojej opini równie udanego co debiut - drugiego albumu formacji Indigo Tree. Chłopaków nie trzeba nikomu przedstawiać, więc od razu pytanie konkursowe.

Kim jest Anonimowy ogniście udzielający się w komentarzach pod moją recenzją na Screenagers.pl?

Nie interesuje mnie prawda, a raczej absurdalne domysły kim ów jegomość być może, może być.

Odpowiedzi wraz z komentarzem - Jarek Szubrycht, bo zawsze chciałem zobaczyć go w walce - proszę udzielać w komentarzach pod wpisem. Wspólnymi siłami nagrodzimy dwie z nich.

Zabawmy się - wszystko na mój koszt!

IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT // IT //

Zanim wyniki - kilka słów ode mnie.

Zdaje sobie dobrze sprawę, że akcja była trochę na granicy dobrego smaku - oto butny recenzent i jego wykręcanie kota ogonem po własnym "błędzie". Może faktycznie tak to wygląda. Tyle że, ja chciałem dobrze. Niczego Indigo Tree nie odmawiam - stąd myślenie życzeniowe - ale też rozumiem oburzenie niektórych. Szczególnie tych, którzy sugerują, że w nie swoje buty wchodzić próbuję. Nawet formułując naiwne życzenia. Ale stało się. Był ubaw. Ale całość traktuje jako - kolejną? - lekcję pokory. Bo też będzie dla mnie okropną przykrością jeżeli z powodu rzeczonej recenzji choćby jedna osoba zrezygnuje z możliwości zmierzenia się z muzyką Indigo Tree na żywo. Anonimowego pozdrawiam, a z całą resztą widzimy się na koncertach!

Płyty wędrują do:
- Highfidelity, za bezowocną, ale głęboką analizę całej sytuacji,
- Marty, za celne To Ty, bo przecież nie masz godnego kompana do dyskusji.
Ze zwycięzcami skontaktuję się mailowo, a płyty "prześlemy pocztą".

Podobały mi się wszystkie odpowiedzi - nawet te zupełnie nieprawdopodne. Rojek? Tymański? Gieraryhir! Dziękuje za udział w zabawie i do następnego!


The Best Magazine Articles Ever

2010-09-15 00:44:59

Taka lista powstała chwilę temu i jest dostępna TUTAJ. Nie był to wyścig po nagrody, ale bardziej próba stworzenia interesującego czytadła - w sporej części dostępnego on-line. A, że takie akcje to woda na młyn sieciowych no-lifeów sprawa się rozrosła - stąd wprowadzone kategorie czasowe i ułożenie na podstawie częstości poleceń.

Wykorzystując załamanie pogody - nieuchronny koniec lata - skompilujmy wspólnymi siłami czytadło na jesienne wieczory przy herbacie!

Najlepsze teksty (około)muzyczne (w) polskiej sieci!

Tekst Tymańskiego o yassie, o którym słyszałeś od znajomych, ale nie możesz go znaleźć; recenzje Księżyka z których nabijają się starsi koledzy, ale których ty nigdy nie widziałeś; długie peany anonimowych blogerów o twee-popie i wyższości Kanady? Bring it on!

Zasady gry:
- teksty mają być po polsku,
- najlepiej dostępne on-line,
- zgłoszenia na mail (maciek w domenie musicspot.pl), via twitter (iammacio), a na upartego w komentarzach,
- najlepiej z jednozdaniowym opisem/oceną/zarysowaniem kontekstu.

Wyniki będę publikował na bieżąco i w kolejności najlepiej oddającej częstość poleceń.

This is a call to arms!

WYNIKI // WYNIKI // WYNIKI // WYNIKI // WYNIKI //

Dzień Pierwszy:
- Borysa Dejnarowicza recki: Ciara "Fantasy Ride", Sade "Soldier Of Love", Toro Y Moi "Causers Of This",
- "ej, jeszcze coś Sobczyńskiego",
- "esencjonalna antycypacja rodzimego niezal writingu z 1990 roku" przez Tomasza Ryłko,
- Kuby Ambrożewskiego rehabilitacja Papa Dance,
- Marty Słomki tekst o krytykach muzycznych i Filipa Szałaska polemika z tymże tekstem,
- Michała Zagroby "diss na" U2,
- podsumowanie dekady na stroniebe
- Proserek i jej dubeltówka "Let's have a pow pow" (part 1, part 2)
- Rafał Księżyk vs Kaliber 44 przed (1, 2, 3) i po 'Księdze' (1, 2).

Dzień Drugi:
- Aimarek aka Clifford Wednesday i jego epicka - jak zawsze! - relacja z koncertu Papa Dance, czyli "The Paps Live At Kosciuszko's Park" (Strawberry Fields),
- Filip Szałasek w poszukiwaniu "Granic chillwave'u" i przegapione za pierwszym razem zgłoszenie koncepcyjnej - a jakże! - recenzji "The Way Out" The Books (nowamuzyka.pl),
- Marcin Flint przepytuje 'czołówkę hip-hopowego podziemia' - Smarki i Dinal,
- Marcin Nowak w recenzji "Majesty Shredding" Superchunk parafrazuje 'dorobek' Screenagers i Porcys (najnowszepiosenki.pl)
- Wolny Magazyn Autorow Mać Pariadka (nr 1/1999) i wywiad-rzeka - ale serio! - z Ryszardem Tymonem Tymanskim,
- Yeti i jego rozbudowana, konceptualna recenzja "P.O.P." Plastic na uchemwnute.

Dzień Trzeci:
- Jan Błaszczak publikuje swój licencjat,
- Andrzej Buda, Łona i Webber, i polityka,
- Borys Dejnarowicz podsumowuje The Neptunes i wspominam swoje dorastanie przy muzyce The Beatles,
- Marek Fall niszczy Gosię Andrzejewicz (tam też podlinkowany legendarny już wywiad z "artystką"),
- Łukasz Halicki w pierwszej - wciąż czekamy na drugą! - odsłonie hip-hopowego "Na Nielegalu",
- Paweł Nowotarski zaprzyjaźnia się z szatanem,
- redakcja Porcys i ich zeszłoroczny żart prima aprilisowy,
- epicka recenzja "Illinois" Sufjana Stevensa pióra Kuby Radkowskiego,
- z cyklu "rateyourmusic.com na wesoło": Stachursky i Toro Y Moi,
- Michał Zagroba w roli zbulwersowanego trzynastolatka o "Splinter" Offspring.

Dzień Czwarty i Piąty:
- Andrzej Buda wyznaje miłość Katy Perry,
- Bartek Chaciński o "śmierci hi-fi",
- Borys Dejnarowicz robi "Aserejé",
- Borys Dejnarowicz vs. Brian Wilson, vs. Fennesz, vs. Menomena, vs. Of Montreal, vs. Papa Dance,
- Mariusz Herma przepytuje sieciowego szeryfa i Leszka Biolika,
- Mateusz Jędras i jego teatralna recenzje "Supreme Balloon" Matmos,
- paweuu (alternativ blog) konkretnie o "Merriweather Post Pavilion" Animal Collective.

Dzień Szósty:
- za takie teksty lubimy Kubę Ambrożewskiego najbardziej - z cyklu Klasyka - Prefab Sprout i  "Steve McQueen",
- bo u "dupie Maryni" też trzeba umieć pisać - Bartek Chaciński kresli rys biograficzny pupy Kylie,
- Paweł Heba, za jakim tęskinimy - o filmie, który stopi wam mózgi oraz cykl "Ja: Przestawiam" z udziałem Iana Svenoniusa (nazwę cyklu zmyśliłem),
- kombo Dejnarowicz-Sawicki (Porcys) przekopują internet, czyli Live 50, czyli najlepsze single 00s na żywo,
- Paweł Sajewicz i jego ambitny cykl Hagiografia - podlinkowana odsłona 5., moja ulubiona (do spóźnialskich, newsletterowe felietony Pawła z przełomu 2007-08 tutaj),
- Marceli Szpak polemizuje z Pauliną Wilk (Rzeczpospolita), czyli Pokolenie Pisania Manifestów Pokoleniowych (koniecznie!).

Dzień Siódmy:
- Agata Tomaszewska przekonuje Wszyscy jesteśmy divami,
- Borys Dejnarowicz w blogowej recenzji Wrensowego"Meadowlands",
- Piotr Kowalczyk słucha Comy i czyta futurystyczne manifesty,
- Kuba Radkowski wersja "Powrót do przyszłości", czyli naukowa recenzja animalowego "Feels" (ten motyw książkowego sięgania wstecz powraca u autora kilkukrotnie, choćby przy okazji ulubionego Les Savy Fav),
- Strawberry Fields (link!) dla każdego!; szydera z Marii Awarii, o Nouvelle Vague na poważnie, Rubik sponiewierany, czyli wariacje na temat lyryków Pana Piotra.

To już jest koniec!

Dziękuj za zgłoszenia i udział w zabawie. Pewne wnioski nasuwają się same, ale z głębszą analizą się jeszcze chwilę wstrzymam. Zachęcam jednak by potraktować powyższą listę z dystansem i jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań.


Nowa Muzyka dla starych ludzi!

2010-08-30 23:53:05

Piątek/Sobota

Bonobo
Na Jaga Jazzist i Pantha Du Prince zwyczajnie nie zdążyłem, a Bonobo nie podołał presji - osobistego - openera. Koncert ledwie i aż sympatyczny. Będę złośliwy - tłumek na scenie sprawiał wrażenie dobranego na prędce, a kompozycje jakby się rozjeżdżały. Zabrakło fajerwerków. Albo Drużyna B niebezpiecznie długo się rozkręcała - chwila po północy ruszyłem odnaleźć licznie przybyłych znajomych.

Autechre
W 2008 r. byłem na koncercie Dj Shadowa, który z pomocą Cut Chemista odegrał niezwykłe show posługując się tylko i wyłącznie winylowy singlami (45tki). Ale zanim obaj artyści pojawili się scenie, publiczności puszczono kilkuminutowy filmik instruktażowy, w którym ekspresowo przedstawiono historię nośnika i związane z nim wyzwania techniczne, dyplomatycznie objaśniając co za chwilę stanie się naszym udziałem. I tego właśnie - słowa wstępu - zabrakło mi przy Autechre, którzy rzucili nas na głęboką wodę nie oferując nic poza pokomplikowaną i chaotyczną muzyką. Publiczność była wyraźnie zdezorientowana brakiem jakiejkolwiek oprawy. Nie to miejsce - takie eksperymenty to raczej do klubu, nie ta pora - narkotyczna aura niektórych wygoniła do domu, a resztę na piwo.

Mary Anne Hobbs
Impreza wieczoru! Po ascetycznym koncercie Autechre Mary Anne dała nam something we could wrap our minds around. Był to chyba dubstepowy odpowiednik populistycznych setów a la Kobiety Za Konsolety - hehe - bo "nikt nie pozostał obojętnym", a reakcje zgromadzonych były ekstatyczne! Krzyczałem, jołowalem i ja!

Sobota/Niedziela

Niwea
Z koncertu na Offie wyszedłem oburzony zachowaniem publiczności, więc miałem duszę na ramieniu - szczęśliwie publiczność niedopisała, bo reakcje nielicznych zgromadzonych były co najwyżej życzliwe. Mi się natomiast podobało. Bardzo. Bąkowski przyjmował wymyślne pozy bawiąc się rolą artysty/muzyka (Następna piosenka jest o życiu, ogólnie.), 'przeżywał' swoje teksty 'jak zawsze', stanowiąc zdrową przeciwwagę dla skoncentrowanego na posępnych podkładach Szczęsnego (es-zet-ce-zet-e-z-kreską-sny). Szkoda tylko, że panowie nie zdecydowali się na żart ostateczny - zamykający koncert singiel "Miły, młody człowiek" mogli odegrać na prawdziwych instrumentach zadając tym samym ostateczny cios instytucji rockowego zespołu. So meta...

Kamp!
Od zeszłego roku przybyło chłopakom sprzętu - obstawili się klawiszami - i repertuaru. Niestety rozkręcali się w tempie podstarzałych prog-rockowców, więc przeładowany makaronową zapiekanką nie wystałem zbyt długo. Ale jak tylko pojawią się w pobliskim klubie to biegnijcie ich zobaczyć - impreza na "elo, elo, 5 2 0".

Bibio
Byłem, postałem chwilę, ale niewzruszony pobiegłem łapać miejsce na Loops Haunt.

Loops Haunt
Set odegrany z dachu redbullowego autobusu zaparkowanego jakby w scenie gastro - jedyna scena pod którą tolerowano alkohol! Przyjemne zaskoczenie. Scena, bo set Loopsa to zupełna wysoko-energetyczna niespodzianka. He played like a 13 year old boy masturbating 5 minutes before the school bus arrives zarzucając nas dubstepowymi samplami i samplikami wyciętymi chyba z gier wideo, utrzymując wysokie, rejwowe wręcz tempo przez bite 40minut. Nawet deszcz nie przegonił spragnionych ekscesu festiwalowiczów.

Nosaj Thing
Za Marcelim Szpakiem: "Ma wszystko ładne — wizualki, bity, tempa, widać, że publika pod sceną się buja całkiem przyjemnie, a pan stara sie jak może, żeby nie było tak nudno jak na płycie, ale nic z tego. Pozostaję oziembłem."

Prefuse 73
Jako soundtrack do kiełbaski z grilla sprawdziło się to to wyśmienicie. Niestety nie podzielam zachwytów choćby przywołanego wyżej Marcela, ale jako reprezentant gatunku 'chudy brytyjski pedał' nie muszę.

Floating Points
Note to self - wybrać się znowu do stołecznego Balsamu. Przyjemna przechowalnia przed główną częścią wieczoru - można się było ogrzać w roztańczonym tłumie.

Moderat
Przyznam bez bicia, wejście i wizuale mieli świetne (żwawe rączki!). Ale im dalej w las tym nudniej... ale jestem w tym osądzie wyraźnie odosbniony.

Gasslamp Killer & Gonjasufi
Po dwóch dniach beztroskiego szaleństwa i nieumiarkowania propozycja tak agresywna muzycznie mogła skończyć się tylko bólem głowy i szybkim odwrotem. W bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody chętnie przetrzymałbym niemal punkowy koncert tylko po to by rzecz I did it!, ale wymiękłem. Sorka.

Refleksje końcowe

3. Katowice to przyjemne miasto. Świetna kuchnia w Centrum Kultury (wymiennie, Hipnoza i Electro), ładnie ogarnięte drogi (choć centrum wciąż nieprzyjemnie rozkopane), rozmowni taksówkarze (Najładniejsze dziewczyny to na Opolską wożę).
2. Rezygnacja z namiotów była złym pomysłem - o tej porze roku jest zimno albo zimno i pada! Może w przyszłym roku ustawić więcej redbullowych autobusów? Tak aby zabawa przy alkoholu i z alkoholem była możliwa na terenie całego festiwalu?
1. Więcej młodej krwi! Nowa Muzyka obrasta tłuszczykiem sukcesu i uznania, ale nie przyciąga nowej publiczności - odsetek festiwalowiczów z kaszkietem a la Smolik na głowie był niebezpiecznie wysoki, podobnie przedwcześnie wyłysiałych panów i znudzonych sobą par.
0. Nowa wersja hasła promocyjnego imprezy brzmi Nowa Muzyka dla starych ludzi!


Tauron Festiwal Nowa Muzyka - jest płyta CD!

2010-08-25 01:00:21

"Na płycie znalazło się szesnaście ekskluzywnych kawałków". Do każdego dokładam wspomnienie/refleksję związaną z festiwalem - pogrubieni artyści wystąpią na tegorocznej edycji.

1. Roots Manuva - Let The Spirit
Jego zeszłoroczny koncert na świeżo po wspominałem niespecjalnie, ale to właśnie jego płyty zagościły w plejerce chwilę po powrocie do domu.

2. Jamie Lidell - Little Bit Of Feel Good
Z cenami na warszawski koncert organizatorzy przesadzili nieziemsko, ale też show jakie odstawia Jamie to zaiste wyprawa w kosmos. Widziałem dwa lata temu w USA i część solowa - improwizowanie muzyki na bazie multiplikowanych wokaliz i klawiszowych sampli - wbiła mnie w ziemię. A raczej wystrzeliła na jej orbitę.

3. Bonobo - The Keeper
Dwa lata temu Bonobo uspokajał publiczność krakowskiej Off Camery po genialnym występie Finka. Robił to na tyle skutecznie, że po pół godzinie opuściłem lokal w obawie, że zasnę na stojąca. Tym razem kolo przyjedzie z zespołem więc obejdzie się - i hope! - bez napojów energetycznych.

4. Flying Lotus (feat. Dolly) - Roberta Flack
Pani poza 'Killing Me Softly' nie kojarzę - pana nieszczęśliwie wciąż ledwo kojarzę. Obiecuję poprawę.

5. Prefuse 73 (feat. Sam Prekop) - Last Night
Mówią, że zagra nie raz, a całe dwa! Szanse, że w ferworze towarzyskiego tango nie przegapię, wyraźnie wzrosły.

6. Tim Exile - Family Galaxy
Dawid Bowie muzyki elektronicznej? Pressure jest.

7. Pantha Du Prince (feat. Panda Bear) - Stick To My Side
Najbardziej wyczekiwany przeze mnie występ. Nie napiszę nic więcej, żeby nie zapeszyć.

8. Hudson Mohawke - Just Decided
Za wikipedią is currently working on producing the debut EP for Manchester band Egyptian Hip Hop. Wyników tej pracy ciekawy nie jestem, ale koncertu owszem, choć pana znam bardziej z prasowych doniesień niż płyt(y).

9. Speech Debelle - Spinnin'
Fragment relacji z zeszłorocznej relacji na Screenagers: "Niespecjalnie ogarniam (hype, zachwyty, pełne gacie recenzentów) zamieszanie wokół tego dziewczu – ani ona ładna, ani wyszczekana, a i płytowy debiut jakoś po mnie spłynął. (..) Znak jakości Ninja Tune traci na wartości".

10. Jaga Jazzist - One Armed Bandit
Brat - starszy - bardzo lubi i zamierzam być przy nim na wszelki wypadek, bo jeszcze gotów jakieś głupstwo w emocjach popełnić.

11. Gonjasufi - Duet
Za Marcelim Szpakiem: "Coś musi być w tym facecie, że pomimo nagrania mało strawnej płyty wciąż cieszy się olbrzymim kultem wyznawców. Wierzę, że na żywo pojawi się w tym jakaś energia i ogień, a nie tylko smętne popierdywanie." Wierzę i ja.

12. Amon Tobin & Kronos Quartet - Bloodstone


13. Andreya Triana - Lost Where i Belong (rmx Flying Lotus)

Baby-face killer? Fink w spódnicy?

14. Lou Rhodes - There For A Taking
Większość muzyki, która mnie inspiruje powstała wiele lat temu, przy użyciu starych analogowych technik. Dla mnie wzorem brzmienia były takie płyty jak “Five Leaves Left” Nicka Drake’a czy “Chelsea Girl” Nico tłumaczy artystyka w materiałach promo, nieświadomie wpisując się w tragiczną spuściznę namecheckowanych muzyków - "One Good Thing" naznaczył ból po śmierci siostry Lou, Janey. Historia smutna, ale muzyka pogodna i gatunkowo najbliżej obecnego na tegorocznej edycji Bibio.

15. King Midas Sound - Waiting For You
"Robal kazał na siebie czekać i niestety spóźnienia nie wynagrodził. Rozgrzewka – przed wejściem emce – była nieco wymuszona i niepotrzebnie poszatkowana, a część zasadnicza – po wejściu emce – dziwnie chaotyczna (nie dogadali się co grać?) i mało wciągająca. Oczekiwałem psychodelicznej przejażdżki rollercoasterem, a załapałem się na muzyczne wyścigi na ćwierć mili, co mimo ogromu wrażeń (w tym sonicznych – poziom głośności przekraczał wszelkie dopuszczalne na tego typu imprezach normy) pozostawiło uczucie niedosytu." Tym razem mam nadzieję wyjść usatysfakcjonowany.

16. Fever Ray - Seven
Pierwsze single z debiutu podobały mi się - płyta mniej, a zeszłoroczny koncert w ogóle, acz mój osąd sytuacji był mocno zaburzony. Pamiętam tylko, że sprzedawca w niedalekiej Biedronce nazywał się Adrian Chryst i bez wątpienia był to jakiś znak od Absolutu. He he he!

PS. Wystąpią też Autechre, Moderat i Nosaj Thing. Koncertów całej trójki w dziwny sposób się boję, ale obiecuje przełamać strach by potem zdać relacje.


N jak "Nasze indie"

2010-08-23 23:39:22

W głowie kotłują mi się pomysły na teksty i wpisy na bloga, stos książek do przeczytania rośnie z każdym dniem, a czytnik rss wciąż straszy komunikatem "Nieprzeczytanych +1000", a ja narzekam. Że NIC SIĘ NIE DZIEJE, że COŚ BYM PRZECZYTAŁ, ale PO POLSKU i w sieci, bo na papierze to staram się ograniczać do książek, a zbędnych wydatków unikam.

A przecież powinno się dziać. Poniżej lista młodych (z jednym czy dwoma wyjątkami) zdolnych, których śledzę tudzież followuje, a na których w sieci natknąć się łatwo i zazwyczaj przyjemnie.

Sortowanie - sorewicz - po nazwisku (nazwie).

A - Ambrożewski Kuba
B - Bartosiak Kacper / Błaszczyk Łukasz
C - Chaciński Bartek** (b)
D - Dejnarowicz Borys
E - elephantshoe.pl^
F - Fall Marek (b) / Fight!Suzan^ / FURS^
G - Gajda Paweł / Gawroński Ryszard
H - Halicki Łukasz / Heba Paweł / Herma Mariusz (b) / Hoffmann Michał
I - Iwański Bartosz
J - Jędras Mateusz
K - Konatowicz Łukasz / Kowalczyk Piotr (b) / Kolanek Krzysztof / Krawczyk Mateusz
L - me XD
M - Macherzyński Emil (t) / Maćkowski Maciek / Mika Piotr (b) / Musicspot.pl
N - Nowicki Marcin (b) / Nowotarski Paweł*
O - onet.pl^
P - popupmusic.pl^ / Pyzik Agata (b)(t)
R - Radkowski Jakub*
S - Sajewicz Paweł / Sawicki Marek (b) / Sawicki Wojtek (b) / Słomka Marta / Sobczyński Jacek (b) / Szpak Marceli / Szwed Piotr*
T - Tomaszewski Maciek (b)
U - uchem w nutę? he he
W - Waliński Paweł / Warna-Wiesławski Łukasz / Wolanin Kasia
X - srsly?
Y - no can do
Z - Zagroba Michał

gdzie:
(b) blog; w przypadku udzielających się również na papierze oznacza ograniczenie do sieciowych wrzut,
(t) twitter,
* na chwilowym - i hope! - aucie,
** nie chciałem zostawiać pustej literki,
^ zaglądam sporadycznie i kojarze pojedyńcze nazwiska / ktoś linka podrzuci czy coś.

Cel listy jest jeden i naiwny - podkreślenie potencjału tkwiącego w sieci z lekkim utyskiwaniem w tle (poza kilkoma graczami równa forma przez cały sezon to rzadkość). No i jest to pewien substytut musicspotowego blogrolla.

Lista nie jesta pełna - chętnie widziałbym tam jeszcze kilka (znajomych!) nazwisk. Chętnie też obszedłbym się bez emeryckich gwiazdek. Refleksje zostawiam sobie na ciąg dalszy. Bo ten na pewno nastąpi.


Off Festival 2010 [ex-post]

2010-08-12 12:00:52

Na tegoroczny Off jechałem mocno nagrzany - karnety zakupione jeszcze w marcu, hostel zarezerwowany na początku kwietnia. I choć kląłem na powitalne oberwanie chmury to dobrze się stało, bo wyraźnie ostygłem, a bojowy nastrój ustąpił chęci nadrabiania zaległości z dawno nie widzianymi znajomymi i zapoznawania się z masą sieciowych ziomków.

I pragnę zaznaczyć, że choć bardzo mi się podobało to "jeszcze długa droga przed nami".

Dzień pierwszy / Dzień pierwszy / Dzień pierwszy


Newest Zealand
To najbardziej 'przezroczysty' projekt Borysa - wyraźnie słyszalne inspiracje (Steely Dan) i bezpardonowe oglądanie się na muzycznych bohaterów (Brian Wilson, XTC) - which is a good thing, bo zdążyliśmy już nieco zapomnieć o jego talencie do pisania zwiewnych pop-kompozycji. Mogłem się wybrać na poprzedzający Offa warszawski secret-gig - nerwy muzyków były zapewne mniejsze, a atmosfera lżejsza (vide nieco pokraczna konferansjerka Borysa) - ale zwyczajnie nie zdążyłem.


Toro Y Moi
Koncertowe wcielenie Chaza nie przystawało do wyciszonego profilu debiutu... i dobrze! Może i szkoda neurotycznych niuansów, ale przynajmniej krew krążyła szybciej - punkowe podkręcenie tempa utworów, agresywne partie basu i taneczny, myślę New Order, feeling perkusisty. Mi się podobało. Kuba Wandachowicz - wnosząc po wiecznie skwaszonej minie tu, tu i tu - był na NIE.

The Fall
Wprawdzie przysłuchiwałem się z perspektywy piwnego ogródka, ale jednak. Znaki szczególne? Mocno wysunięte do przodu klawisze, miarowa - ciężka! - praca sekcji rytmicznej i niezła forma wokalna Marka E. Smitha. Ponoć rozwalił trzy mikrofony podczas godzinnego koncertu. Sex, drugs and... yeah right!

Żałuję:
- koncertu Tin Pan Alley, ale musiałem się dosuszyć po powitalnej zlewie,
- Księżniczek Cieślaka, ale Kim Nowak napierdalał tak, że nie mogłem się skupić - next time,
- koncertu Something Like Elvis, ale ktoś szepnął, że trasa będzie, a ja "lubie w klubie",
- obecności na bezpłciowym Efterklang, ale spanikowałem na widok deszczu,
- magicznego, tak mówią, koncertu Lenny Valentino, ale Heniek nagrał, a i chodzą ploty, że będzie trasa na jesieni,
- Raekwona, bo główna pofestiwalowa refleksja brzmi "Więcej murzynów!".

Dzień Drugi / Dzień Drugi / Dzień Drugi


Muchy
Atmosfera dobrze Muchom znana - rodzinnego pikniku. Ha ha ha! Dawno się nie widzieliśmy, więc sporym zaskoczeniem był stopień umięśnienia zespołu - vide napakowana sylwetka pierwszego perkusisty, klata basisty (jak z okładki Men's Healtha), ogromna persona, pomimo wyszczuplającej czerni, Michała Wiraszki. Pozaatletyczne zaskoczenia? Obecność drugiego perkusisty (było się na Pavement, co?), swada w wygrywaniu starych kawałków i refleksja, że połowa Terroromansu to już pokoleniowy kanon.

Tunng
Nie byłem świadomy stylistycznej wolty jaka stała się udziałem zespołu na "...And Then We Saw Land". Z Roskilde 2007 wyniosłem wspomnienie smutnych panów w kapturach i ich pokracznej próby łączenia akustycznego folku z agresywnymi beatami, a przyszło mi oglądać podrygujących wesołków prezentujących pogodny mariaż new-accoustic i twee-folku. Bardzo przyjemne zaskoczenie.

Dinosaur Jr.
Dwa lata temu byłem na koncercie Sebadoh odgrywającego "Bubble And Scrape" i bardziej mi się podobało. / J Mascis sprawiał wrażenie nieobecnego, a jego nadmiar solówek był trochę nie do zniesienia. / "Fuck you Lufthansa!" najlepszym hookiem festiwalu. / PS. Nerwowy śmiech Ani Gacek mano a mano Dinosaur Jr w trójkowej relacji. LOL!

Byłem, ale wyszedłem:
- Apteka - bo dzisiejsze standardy psychodelicznego rocka wyznaczają Dungen i Tame Impala,
- A Hawk & A Hacksaw - bo już widziałem, więc nie miałem ciśnienia, ale i tak zaproszę ich na moje wesele,
- Mouse On Mars - bo za wcześnie z imprezą wystartowali,
- Mew - no dobra, nie pofatygowałem się nawet.

Dzień Trzeci / Dzień Trzeci / Dzień Trzeci


The Tallest Man On Earth
Zwierzęcy magnetyzm filigranowego Szweda, hipnotyzującego nerwowymi podrygiwaniami – jakby w poszukiwaniu kolejnych nut upuszczonych na deski Sceny Eksperymentalnej – to główne wspomnienie tego koncertu. Kolejne to po dylanowsku zardzewiały timbr muzyka – przejmujące wykonanie „Pistol Dreams” i „Love Is All”, ironiczna interpretacja „Where Do My Bluebird Fly” – i niezwykła wprawa w wskrzeszaniu przy pomocy wysłużonych gitar (i podstarzałego piecyka) plastycznych pejzaży – serdeczna pocztówka ze słonecznej Hiszpanii w „King of Spain”, niepokojące wspomnienie drogi donikąd w „You’re Going Back”. No i ładunek emocjonalny występu – niektórzy mówią o katharsis, ja zatrzymam się na mniej pretensjonalnym pułapie nieco narkotycznego zamroczenia. Czas płynął wolniej, ale nieubłaganie. Po 40 minutach, wyraźnie spocony – to pewnie tłok i upał, ale wolę myśleć, że fanowskie przejęcie koncertem – opuszczałem niewielki namiot na tyłach głównej sceny przekonany o wielkości Najwyższego. Za chwilę zwątpienia na wysokości „Wild Hunt” niniejszym przepraszam.


The Very Best
Tak jak nam potrzeba wódki, tak Offowi potrzeba Murzynów. Najlepsza impreza festiwalu z gibkimi tancerkami, dmuchanymi palmami, hiperaktywnym MC (sobowtór Will.I.Ama), zbiorowym skandowaniem i przebojami - sample z Jacko, MIA, Yeasayer. Przyjemnie było dla odmiany potańczyć.


The Flaming Lips
Biorą za koncert 75 koła amerykańskich dolarów, ale nie oszczędzają na gadżetach. Przywieźli wszystko (EDIT: a jednak nie wszystko jak przyznał Wayne w rozmowie z Trójką) z czego słyną, choć zasadność niektórych zagrań można kwestionować. Niestety doświadczenie wybitnie jednorazowe, więc się trochę nudziłem. Ale kawałki z "Embryonic" zabrzmiały powalająco.

Przerwana lekcja muzyki:
- Niwea - konfrontacyjne show Bąkowskiego przeobraziło się w śmieszny happening skandowania przez publiczność partykuły 'no' więc w geście protestu opuściłem namiot,
- Dum Dum Girls - looks over skills; też tak mam - na tenisie!,
- Tune Yards - spóźniłem się + nie chciałem 'tak od połowy',
- Anti-Pop Consortium - nie mogłem się skupić na koncercie ze względu nie niebezpiecznie wysoki poziom 'swagga' u Pawła Klimczaka,
- Darkstar - 'nie moje porno' + miałem flshback ze słabego filmu "Berlin Calling".

off-TOP:
* Artura Kieli literacki blog (TBA),
* Hipnoza - kamikaze to 6sztuk, a porcja spaghetti zaspokoi 2osoby,
* 'konfrontacja' Borysa z Toro Y Moi - czy tylko ja dostrzegam tu 'śmiech' historii? a serio, Borys nie chciał wybiec za Chazem by wyciągnąć go na bisy.
* kukurydza (3kupony) w strefie gastro,
* Marta Słomka jest wokalistą The Horrors,
* marynarka Jerzego Buzka,
* ochrona i jej skrupulatne przetrząsanie toreb przy każdej sposobności,
* oldskulowość Katowic - dzwoniłem do kumpla "na domowy", do pokoju w hostelu zapukał jegomość z tekstem "Czy zastałem Izę?", a w sklepie z telefonami wypatrzyłem Siemensa S6 - "zamawiam przez niego pierożki",
* Stelmacha ciche (ale jednak) "WY-PIER-DA-LAĆ" jako odpowiedź na 'zeczpki' oczekującego na koncert Flipsów tłumu - dude srsly?
* wódka w tubce (patent pending) w barze przed wejściem na teren festiwalu.

rOtFFl:
- strefa gastro - mały wybór, brak warzyw i alkoholi ciężkich, długie kolejki? tylko nie mówcie, że nic nie da się zrobić!,
- kino - nie można by seansów dać wcześniej? w chłodzonym namiocie z piwem?
- namiot taneczny - gdzie on jest? smutne disco w namiociku mastercarda się nie liczy, a już zachowanie pań z tegoż było mocno irytujące,
- signing tent - to już na Zachodzie standard, a skoro artyści przyjeżdżają na kilka dni to już w ogóle!,
- telebimy w strefie gastro - wprawdzie był (JEDEN!) i pokazywał obraz ze sceny, ale tylko z głównej,
- pakiety vip - czemu nie ma ich jeszcze w sprzedaży? przy obecnych cenach karnetów mogłyby chodzić za 500zł, a chętnych nie zabraknie; w pakiecie opaska VIP, możliwość spotkania z ulubionymi artystami + wstęp na backstage na jeden wybrany koncert; jakby co, chcę procent ze sprzedaży.

Zdjęcia courtesy of Kasia Ciołek (<3).


Off Festival 2010 [ex-ante]

2010-08-02 22:16:29

Zanim - jak zdrowa większość - zacznę się szykować, pierwsza część relacji z tegorocznej edycji Off Festivalu. Wersja ex-ante, czyli narzekania gnuśniejącego mieszczucha, uszczypliwe uwagi i humorystyczne wizje.
I inne:
- koszulki do kupienia: Dinosaur Jr., The Fall, Lali Puna, No Age, The Tallest Man On Earth, Toro Y Moi;
- autografy do zdobycia: The Flaming Lips, Indigo Tree, Lenny Valentino, Niwea, Something Like Elvis, Toro Y Moi.

A teraz, relcja. Wersja ex-ante.

 

Dzień Pierwszy (6.08) / Dzień Pierwszy (6.08) / Dzień Pierwszy (6.08)

TAK BĘDZIE

Toro Y Moi (USA), 17.50 - 18.40, Scena Trójka Offensywa
Trójkowy namiot był nie tyle szczelnie wypełniony, co niemiłosiernie napakowany! Chaz urzekł poczuciem humoru (ironiczne "Shut the fuck up!", którym próbował uciszyć rozentuzjazmowaną publiczność) i wyczuciem lokalnego kontekstu - ficzuring Borysa Dejnarowicza w cudownym "Talamak". Miałem łzy w oczach, a moja dziewczyna była przez resztę wieczoru dziwnie milcząca. Nawet żenujący wybryk z początku koncertu - dwóch nagich kolesi wtargnęło na scenę i próbowało "przytulić" Bundicka -
nie mógł zburzyć uroczystej atmosfery.

Something Like Elvis (PL), 18.50 - 19.40
Swoje 15-minut obecności na tym koncercie dedykuję Kamilowi Bałukowi. Sorry ziom, ale musiałem lecieć, łapać miejsce przy barierce na The Horrors!

Lenny Valentino (PL), 21.40 - 22.40, Scena mBank
Wizja podstarzałych kolesi odgrywających neurozy dzieciństwa wydawała mi się nieco niepokojąca. Było OK. Szkoda tylko, że połowę 'czasu antenowego' muzycy poświęcli na podpisywanie płyt namolnym fanom (wyraźnie speszony Rojek powtarzający "Jeszcze tylko jeden...") i humorystyczne angedotki (czy to Vh1 Storytellers?).

NIE WYBIERAM SIĘ

Kim Nowak (PL), 16.10 - 16.50, Scena mBank
Prawdziwie "męskie granie", które można sobie zupełnie darować. Przy okazji, drugie 20 sekund tego promo-koszmaru 'jakby' za mną chodzi.

Voo Voo gra "Snopowiązałkę" (PL), 17.50 - 18.40, Scena mBank          
"Widziałem u ojca na półce z winylami".

A Place To Bury Strangers (USA), 0.00 - 1.10, Scena Trójka Offensywa
Za pierwszym razem mi się podobało, za drugim tak sobie. Boję się, że po kolejnym spotkaniu mógłbym się do nich "odwrócić tyłem".

ODPUSZCZAM

Art Brut (UK), 20.40 - 21.30, Scena Leśna
Black Heart Procession (USA), 19.40 - 20.30, Scena Trójka Offensywa
Tindersticks (UK), 0.00 - 1.10, Scena mBank

BĘDĘ ŻAŁOWAŁ

The Fall (UK), 22.50 - 23.50, Scena Leśna
Ale bardzo chciałbym się pomylić.

Newest Zealand (PL), 15.00 - 15.30, Scena Trójka Offensywa
Na bank zaśpię. Albo mecz się nam przedłuży.

Zu (ITA), 22.30 - 23.30, Scena Eksperymentalna
Będę się męczył na The Fall.

Dzień Drugi (7.08) // Dzień Drugi (7.08) // Dzień Drugi (7.08)

WARTO!

A Hawk And A Hacksaw (USA), 21.40 - 22.40, Scena Trójka Offensywa        
Beirut (ale perkusisty Neutral Milk Hotel) dla dorosłych.

Dinosaur Jr. (USA), 0.00 - 1.10, Scena mBank

Lali Puna (DE), 1.20 - 2.20, Scena Leśna
Leniwe disco dla zmęczonych. Jako kołysanka przed snem.

WORST CASE SCENARIO

Muchy (PL), 17.50 - 18.40, Scena mBank
Pustki pod sceną będą przerażające ale w pełni zrozumiałe - na jesieni Muchy będą zo zobaczenia w zestawie z HappySad i inną Comą.

Tunng (UK), 20.40 - 21.30, Scena Leśna
Obezwładniająca nuda, który przyciągnie ciekawskich ichniej interpretacji klasyków Bloc Party.

William Basinski (USA), 2.50 - 3.50, Scena Eksperymentalna
Na wpół żywy lub po krótkiej drzemce stawię się w gronie nielicznych die-hardów by narzekać na pana sprawdzającego pocztę lub układającego pasjansa.

DOBRE I POLSKIE

Apteka gra "Mendę" (PL), 18.50 - 19.30, Scena Leśna
Mitch And Mitch With Their Incredible Combo (NFZ), 17.00 - 17.40, Scena Leśna
Pink Freud (PL), 17.50 - 18.40, Scena Trójka Offensywa

Dzień Trzeci (8.08) /// Dzień Trzeci (8.08) /// Dzień Trzeci (8.08)

BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!

No Age (USA), 20.40 - 21.30, Scena Leśna
Obawiam się koncertowej przykrej powtórki z Japandroids, ale będę.

The Tallest Man On Earth (SWE), 17.00 - 17.40, Scena Eksperymentalna
Poziom fanowstwa publiczności będzie niebezpiecznie wysoki.

The Flaming Lips (USA), 0.00 - 1.10, Scena mBank

Roskilde Festival 2007, zbiory prywatne.

POWINNO BYĆ FAJNIE

Dum Dum Girls (USA), 19.40 - 20.30, Scena Trójka Offensywa
Fałszywy Jerzy Kiler nabojami dum dum załatwiał bosów zachodniego podziemia. Czy Amerykanki dysponują podobną amunicją?

Tune-Yards (USA), 22.30 - 23.30, Scena Eksperymentalna
Fanem postrzelonej Merrill jest sam Mark Richardson.

The Very Best (MW/UK), 21.40 - 22.40, Scena Trójka Offensywa
Nomen est omen - w imieniu objawia się charakter.

PEWNIE NIE BĘDĘ MIAŁ Z KIM

Niwea (PL), 18.50 - 19.30, Scena Eksperymentalna
Happy Pills (PL), 16.10 - 16.50, Scena Trójka Offensywa
Shining (NO), 1.20 - 2.20, Scena Eksperymentalna

Ciąg Dalszy Nastąpi...


« wróć 1 2 3 4 5 6 7 8 czytaj dalej »