Nie jesteś zalogowany

 Co mają wspólnego r&b i Jacques Derrida?

2012-03-19 21:21:46

Kelis_26.jpeg

Artykuł napisany w listopadzie 2011 roku dla jednego z internetowych magazynów, nigdy nie wykorzystany

 

„Andrew, please, Jacques is passé!” – usłyszał podobno jeden z moich wykładowców podczas pewnej konferencji, na której chciał wygłosić referat o Derridzie. Środowiska akademickie faktycznie miały sporo czasu, żeby znudzić się autorem koncepcji dekonstrukcjonizmu, jednak potoczne rozumienie tego terminu w krytyce muzycznej może przeżyć drugie życie. Derridiańskie r&b to termin na wpół żartobliwy, ale dla wygody nienaukowego pisania o muzyce całkiem użyteczny, jeśli założyć, że poręczność takich terminów objawia się wtedy, gdy pozwala on nam wyobrazić sobie brzmienie danej muzyki (podobnie jak inny termin – „hauntology” – który znalazł się w nazwie zespołu Ariela Pinka). Choć wzajemne relacje popkultury i awangardy to temat niezwykle obszerny, a przekształcanie popowych konstrukcji czy adoptowanie rozwiązań muzyki komercyjnej przez twórców muzyki alternatywnej nie jest bynajmniej zjawiskiem nowym, lecz funkcjonującym praktycznie od początku istnienia muzyki pop, to ostatnio chyba po raz pierwszy na taką skalę za materię posłużyło współczesne, komercyjne r&b, na przykład te podpisane przez Timbalanda lub The Neptunes, które jeszcze dosłownie kilka lat temu podbijało pierwsze miejsca list przebojów.

Ale co właściwie rozumiem pod pojęciem derridiańskiego r&b? Choć dla wielu producentów, których muzyka mieści się w tej kategorii, równie często stosuje się łatkę post-dubstep, wyprowadzoną chyba przede wszystkim z synkopowanego rytmu i eksponowania basu w miksie, to wydaje mi się, że większość z nich ma faktycznie więcej wspólnego z r&b niż z dubstepem, a na pewno w żaden sposób się do niego nie ogranicza. Pokrewieństwa raczej trzeba by szukać w 2-stepie, gatunku którym w późnych latach 90. rozbrzmiewały brytyjskie kluby, a który był wyjątkowo ciekawą syntezą uk garage, drum & bassu i właśnie współczesnego r&b i wraz z dubem dał początek dubstepowi. Dla zdekontruowanego r&b, obok abstrakcyjności IDMu, to właśnie popowa wrażliwość r&b i 2-stepu (stąd na przykład zaczerpnięto często spotykane podwyższenie tonacji sampli), dość często pomijana w dubstepie, jest najistotniejsza.

Bynajmniej nie o podrabianie r&b tu chodzi, ale już na przykład o samplowanie konkretnych fraz, przetworzenie ich i wykorzystanie w zupełnie inny sposób jak najbardziej. To najczęściej hołd dla rytmiki gatunku, jego melodyjności i technik. Choć zwykle nijak ma się to do oryginalnych nagrań, to nawiązania są oczywiste, jak na przykład w najważniejszym utworze tego muzycznego ruchu - „C.M.Y.K” Jamesa Blake'a, samplującym dwie frazy z dwóch przebojów r&b wręcz konstytuujących kształt współczesnego r&b – „Caught Out There” Kelis i „Are You That Somebody” Aaliyah. Jak pisze Mike Powell w recenzji tego utworu na Pitchfork, są to utwory jeszcze nie zapomniane, nie wzbudzające jeszcze uczuć nostalgicznych, ale funkcjonujące już na granicy zapomnienia i aktualności. Nie chodzi o przypomnienie zapomnianych nagrań, ale o odwołanie się do pamięci ludzi, którzy całkiem niedawno spotykali się tą muzyką na każdym kroku. Charakterystyczne wydaje się, że dla 22-letniego Blake'a te piosenki są wspomnieniem z dzieciństwa i raczej jako rozmyte echa pojawiają się w jego nagraniach. Można więc uznać, nawet jeśli to tylko sprytny zabieg formalny, że zdekonstruowane r&b nawet bardziej niż do określonej muzyki, odwołuje się do wspomnień o pewnych melodiach i sposobach ich skonstruowania. To też druga twarz tej gatunkowej dekonstrukcji – wyrwanie utworów z ich oryginalnego komercyjnego kontekstu, uczynienie elementem emocjonalnego i estetycznego doświadczenia jednostki i zbiorowości, ale też obnażenie umykających często w oryginalnych nagraniach metod konstrukcji tych utworów, które w ten sposób mogą docenić osoby obrażone na estetykę muzyki mainstreamowej.

Znacznie mniej abstrakcyjne, choć nadal moim zdaniem mieszczące się w temacie są nagrania Jacquesa Greena, między innymi gościa tegorocznej edycji festiwalu Unsound. Choć „(Baby I Don't Know) What You Want” to utwór dużo bardziej użytkowy i taneczny, to i tutaj łatwo wychwycić sentyment do r&b sprzed około 10 lat, a to dlatego, że główna pętla wokalna jest dokładnie pierwszym wersem refrenu piosenki „Foolish” Ashanti z 2002 roku. Tegoroczny utwór Greene'a – „Another Girl” – sięga z kolei po sampel ze znacznie nowszego utworu – „Deuces” Ciary, odrzutu z wydanego w ubiegłym roku albumu „Basic Instinct”. Nie dziwi to specjalnie, bo zarówno oryginalnemu utworowi, jak i samej Ciarze, bliżej do r&b sprzed 10 lat, niż wersji gatunku popularnej dzisiaj. Producenci jednak sięgają także do starszych nagrań, szczególnie r&b z lat 80. I tak jeden z największych przebojów klubowych w ostatnich latach – „Hyph Mngo” Joya Orbisona sampluje „Love Will Never Do (Without You)”, utwór Janet Jackson z 1989 roku, pochodzący z klasycznego albumu „Rhythm Nation 1814”. Nagrania Jamiego Woona, choć najbliższe konstrukcji popowej, przypominają z kolei produkcje Timbalanda na pierwszym albumie Justina Timberlake'a.

Choć można by mnożyć podobne przykłady, to aby nie dawać argumentów zwolennikom utożsamiania zdekonstruowanego r&b z post-dubstepem, zwróćmy się ku zupełnie innym rejonom stylistycznym, nadal jednak odwołującym się do r&b jako pewnego wzoru kompozycji. Już w 2002 roku Max Tundra, zwolennik wszelkiego rodzaju popowej dekonstrukcji (jego DJ-skie sety składają się jednocześnie z muzyki skrajnie awangardowej, często polirytmicznej i utworów z list przebojów, czasami śpiewanych samodzielnie), umieścił na swojej płycie utwór „Lights”, który brzmi jak dowolny inny utwór r&b puszczany w 2002 roku w radiu i telewizji, tylko odtworzony kilka razy szybciej. Na ten zabieg (choć faktycznie był to zupełnie nowy utwór) reagowano z entuzjazmem – negującym mainstreamowe r&b utwór przypominał to, co znali z telewizji, ale jednak brzmiał zupełnie inaczej. Z drugiej strony, z dzisiejszej perspektywy widać jak muzyka, która często dla purystów była obciachem, obecnie stała się pożądana. Tak naprawdę eksperymenty z konstrukcją piosenki r&b zdarzały się nawet w mainstreamie – w 2002 roku Rodney Jerkins stworzył dla Brandy utwór „What About Us?”, który pod względem budowy sekcji rytmicznej i samego miksu nagrania można śmiało nazwać awangardową eskalacją r&b.

Pewne cechy contemporary r&b, przede wszystkim rytmiczne, wykorzystywał zespół Junior Boys, który po nagraniu w 2004 roku albumu „Last Exit” otwarcie przyznawał się do inspiracji sztuczkami produkcyjnymi Timbalanda i notabene 2-stepem. Synkopowane pętle rytmiczne, programowanie beatów, a jednocześnie fascynacja tak charakterystyczną dla tego gatunku przebojowością i melancholijnością jednocześnie, stały się zarzewiem do jednego z najbardziej frapujących albumów ubiegłej dekady. Zamiłowaniem do r&b, przerabianym na swój własny, emocjonalny język muzyczny wyróżnia się też Chaz Bundick, wydający jako Toro Y Moi. „Talamak”, popularny utwór z jego albumowego debiutu, wykorzystuje rytmikę i melodykę lekko sypialnianego r&b, podbitą french-house'owymi metodami filtrowania sampli. Na wydanej w tym roku EP-ce „Freaking Out” Chaz coveruje klasyczne nagranie r&b z 1985 roku – utwór „Saturday Love” Cherrelle. How To Dress Well z kolei łączy brzmienie r&b z chill-wave'ową estetyką. Choć stylistycznie Bundicka i Blake'a dzieli mnóstwo, to dla wszystkich wyżej wymienionych alternatywnych artystów komercyjne nagrania r&b, choć czasem z innych dekad, stanowią jedną z podstaw własnego języka muzycznego, ukształtowanego pod wpływem słuchanej muzyki mainstreamowej.

Sposobów na rozbrojenie kompozycji r&b jest jak widać mnóstwo. Na wydanej ostatnio EP-ce nowej muzycznej rewelacji – ANGO – echa mainstreamowego r&b stoją twarzą w twarz z glitchem, housem i równie rozbrojonym disco. I chociaż zwykle termin „zdekonstruowane r&b” stosuje się do radykalnie pociętych i uporządkowanych na nowo utworów z kręgu post-dubstepu czy 2-stepu, właśnie rytmika i melodyka r&b z całej gamy muzyki mainstreamowej najbardziej fascynuje rozmaitych muzyków z zupełnie różnych środowisk, poszerzając ich pole muzycznej ekspresji i będąc ważnym elementem ich muzycznych doświadczeń. Można by snuć rozważania, czy drugie życie r&b w awangardzie stanie się bazą do manipulacji dla przyszłych pokoleń lub czy w tej formie przebije się do mainstreamu lub czy może już się tak stało, jednak to już bardziej temat na dyskusję, niż artykuł.

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.