Sleigh Bells dzwonią!
2010-06-10 23:09:13
Chyba wreszcie nie przespałem najnowszej zajawki!
Zaaprobowany przez Pitchfork, zhype’owany przez bloggerów, hipster-friendly, mający za sobą już pierwszą Primaverę, dobrze zapowiadający się młody zespół - poznajcie Sleigh Bells.
Pochodzą oczywiście z Brooklynu, zespół założyli dwa lata temu, w restauracji, gdzie Derek Miller, gitarzysta Sleigh Bells pracował jako kelner. Podczas obsługiwania Alexis Kruss i jej mamy, która wybrała się tam z nią na obiad napomknął o tym, ze poszukuje wokalistki. Dobrzy rodzice wypychają swoje pociechy w świat, tak też zrobiła mama Alexis. Dzięki wiary pani Krauss w córkę dziś możemy słuchać Treats, debiutu grupy.
Przepis Sleigh Bells jest niezwykle prosty a efektowny: agresywne, pixiesowe riffy (gitarzysta ma hc punkową przeszłość) + hipsterska diva
a la Santi albo M.I.A. pokrzykująca na wokalu + mocne bangery, stanowiące przepustkę na ewentualny parkiet i zgrabnie punchujące całość.
Liryki jak najbardziej zajawkogenne: brooklyński spleen, miejska partyzantka, z lekka ironiczne obserwacje znudzonych twenty-sometings.
Nie ma w sumie powodów dla których można by było SB (haha!) nie lubić. To przecież naturalne, że ktoś musi zająć miejsce Klaxons, Santi czy Crystal Castles, dzieciaki są głodne, chleba i igrzysk! I swoją drogą Treats to naprawdę fajna płyta, której wstydzić się nie trzeba, z dobrymi melodiami i świetną gitarą.
Z drugiej strony współczuję im. Kiedyś muszą nagrać drugą płytę.
I spróbować nie zjeść na niej własnego ogona.
No cóż, póki co, jeśli jakiś typ w Raybanach zapyta cię w modnym klubie o ulubiony nowy zespół, odpowiedz: Sleigh Bells.
Skomentuj