Nie jesteś zalogowany

 Nina Nastasia

2010-04-28 00:07:50

W dzisiejszym odcinku postaram się wytłumaczyć dlaczego Nina Nastasia na bank znalazłaby w się w top10* moich ulubionych zespołów ostatniej dekady, oraz dlaczego obrażę się na wszystkich jeżeli nasza niezal cyberprzestrzeń wciąż będzie ją ignorować.

Albo się nie obrażę i dalej będe na rowerze jeździć, ale serio, nie rozumiem o co chodzi i mam fakty których nie zawaham się użyć: Google informuje, że na Screenagers pani Nastasia była wymieniona parę razy, prawie wyłącznie na forum, mignęła też w listach rocznych. Porcys poświęcił Ninie playlistę jednej piosenki z debiutanckiego "Dogs" oraz łaskawie wymienił "On Leaving" w tabelce podsumowującej rok 1996, wyceniając ją na p-o-w-a-l-a-j-ą-c-e 3.0, czyli najniższe z możliwych rejony mizerii. I nie jest to największy z kulinarnych WTFów o których teraz piszę, bo solidny chleb razowy panowie i panie z Porcysa (w skrócie: PiPPy)** oceniają na 5.0-5.9. Z dziesięciu, gdyby ktoś nie wiedział. Przecież solidny chleb razowy to klimaty solidnie siódemkowe albo wyżej, eh? Chyba ktoś tutaj na wsi nie był. Jest też temat na ichnim forum, prawie cały dla mnie. Bartek Chaciński na swoim blogu pisze w paru linijkach o koncercie na którym był. Ciepło pisze, przynajmniej. Ekhm, co tu jeszcze... Sklepy oferują jej CD drożej niż Empiki, jasne. Najprawdopodobniej coś przegapiłem, ale trend, mam nadzieję, wskazałem. Nudzę, więc pobieżnie: Pitchfork zrecenzował wszystkie jej płyty (7.4, 7,8, 8.0, 7,5, 8.6). Allmusic robi TylkoRocka, równo wlepiając bite 4 gwiazdki (oprócz moim zdaniem najsłabszej 'Blackened Air', która dostała o pół gwiazdki więcej). 4 z 5 możliwych, gdyby ktoś znowu nie wiedział. Czyli dysproporcja jest (o to mi tu chodzi, a nie że Pitchfork ma zawsze rację), i nawet jeśli nie jest to szczególny ewenemewenemenet, to i tak chciałem wyrazić swoje zdziwienie.

A skoro już to zrobiłem, to do konkretów:

"Dogs", (wydane w roku 2000 przez Socialist, w 2004 wznowione przez Touch and Go) to sympatyczna płyta z piosenkami najczęściej opartymi na akustycznej gitarze i (niespodzianka) głosie Niuni. Mamy też wiolonczelę, kontrabas, skrzypce i inne takie. Jest naprawdę ładnie, pogodnie-nostalgicznie, folkowo-americanowo czasami południowo-rockowo (długie gitarowe solo w 'Nobody Knew Her') ale chwilami nie aż tak znowu fajnie (z naciskiem na "chwilami", na szczęście) i mało charakterystycznie, to ostatnie szczególnie słychać w zestawieniu z późniejszym materiałem, ale w sama w sobie w pytkę płyta, ale nie żeby zaraz defekować z wrażenia.

"Blackened Air" z 2002 jest mniej sympatyczne, bardziej ponure. Aranżacje i pozostałe (czyli poza gitarą na której plumka nasza bohaterka) instrumenty (już w 100% akustyczne, i tak już zostanie) liczą się bardziej. Jest mniej ładnie, bardziej ponuro, smutno, chwilami nawet dziko i ergh, schizofrenicznie ("Ocean")?**. Z minusów: parę piosenek odstaje jakościowo. Ale wciąż jest absolutnie dobrze, ale muszę się do czegoś przyczepić, żeby nie wyjść na totalnego fana którym ewidentnie okażę się być za chwilę.

I tu zaczyna się magia:
"Run to Ruin" (2003, T&G) zabija (mnie). Na chuj komu obiektywizm? Aranżacje powalają, piosenki są zajekurwabiste, nastrój całości przygniata tak że zapominam o istnieniu świata. Wszystko zbudowane z klocków które w dużej części były wykorzystane wcześniej, więc mam problemy z wypunktowaniem dlaczego ta płyta jest tak dobra. Raz: piosenki trafiają co do jednej. Dwa: Nastrój całości ani na chwile nie siada. Trzy: Pojawia się Jim White (na co dzień perkusista Dirty Three), i to słychać. Cztery: 'You Her And Me' bez wokalu brzmiałoby prawie jak Jackie-O Motherfucker, a ja lubię Jackie-O Motherfucker, natomiast chodzi mi o to, że naprawdę wszystko na tej płycie wyszło świetnie. Pięć, sprawa kluczowa: ta (i następne) płyta brzmi jak Nina Nastasia, i tyle. Sznyt jest, niezaprzeczalnie.


"On Leaving" (Black Cat, 2006) jest kompletnie inna: pojawiają się sample, całość jest silnie oparta na zloopowanych bitach a wszystko okrasza trashowa gitara i wokal z efektem 'za dużo autotune'. Hm, a może jaja sobie robię? Ale fakt, całość odbiera się zupełnie inaczej niż poprzednio: Nastrój i kierunek piosenek mniej więcej wyznacza 'Superstar'
z "Run to Ruin": jest ładnie, nastrojowo, do puszczenia sobie ot tak, a bez konieczności wgryzania się dźwięki czy teksty. Cały bagaż 'dziwności' poszedł w odstawkę, co mogłoby być rozczarowaniem, gdyby pani Nastasia (walczę żeby za każdym razem wspominać ją w inny sposób, zauważyliście?) nie wspięła się na wyżyny w zakresie tworzenia autentycznie uroczych, niedługich (2-3 minuty) piosenek. Takich, które można puścić tzw. 'ludziom' bez obawy, że zaczną się pytać co tak skrzeczy i dlaczego od 2 minut nikt nie śpiewa. Zdecydowanie najładniejsza z jej płyt.

'You Follow Me' (Black Cat, 2007) jest podpisane jako duet z Jimem Whitem, pewnie dlatego, że jest to duet z Jimem Whitem: płytka została nagrana w weekend, a aranżacja wszystkich tracków wygląda tak: Nina Nastasia (voc+g) oraz Jim White (dr), dobranoc. Fajnie? Bardzo fajnie. Jak zwykle kruche melodie i delikatna gitara są kontrastowane z przepotężnymi (Steve Albini nagrywał wszystkie jej płyty, ale tutaj słychać to najbardziej) bębnami traktowanymi w wysoce nieortodoksyjny sposób - w paru miejscach rytm jest nawet mniej niż ledwo zaznaczony, bardziej chodzi o wzbogacenie całości brzmieniem. Coś jakby aranżacja miała być rozbudowana, ale dowieźli tylko zestaw perkusyjny. Bez Jima White'a mogłaby to być recepta na totalną kupę, ale chłopak ma wystarczająco dużo wyobraźni (no i umiejętności, rzecz jasna) żeby podołać zadaniu, nawet jeśli w jednej czy dwóch piosenkach nie bardzo chwytam co chciał osiągnąć. Ale to tylko ja, płytka jest ewidetnie dobra, nawet jeśli ciut słabsza dwóch poprzednich poprzednie. Próbka.

Następna płyta już w czerwcu, nazywać będzie się 'Outlaster'. Ja czekam, jak się pewnie domyślacie.

* zespołów z mojego 'top 10' jest pewnie koło trzydziestu.
** ŻART, no przecież!
*** biorać pod uwagę zestaw zdjęć w tym klipie to na pewno schizofrenicznie, nie mam pojęcia o co chodzi.

Dodane w folk / country rock



Skomentuj

Komentarze: 1

emmanuelle_cunt 3 16   28/04/10, 19:43  
O wow, nigdy nie myślałem, że zostanę agregatem głównym. To miłe! Rekordową liczbę literówek poprawiłem.