Nie.Ma.Jej. - // / Y /
2010-07-11 00:31:19
Nigdy nie rozumiałem jej fenomenu, a nowa płyta nic w tej sprawie nie wyjaśnia.
Zresztą wydaje mi się, że mało kto wie o co tej lasce chodzi. Recenzje zwykle kończą się jakimś kuriozalnymi tekstami w stylu "she rules", "she's the queen", albo "it's her world, anyway".
No WTF!?
Motyw imigranta, multikulturowego, światowego tygla i globalizacji, plus sprzedająca się jak świeże bułeczki estetyka fighterki - groundbreaking, doprawdy.
Do tego cały ten freedom... Nie wiem o co chodzi, pewnie o to, że dzisiaj bez problemu wsiadasz w samolot i lecisz na Sri Lankę, żeby tam (z amerykańskiego komputera z jabłuszkiem) wrzucić coś na swoją fejsbukową ścianę i żeby znajomi z całego świata mogli zrobić "like it".
Ona nie definiuje naszych czasów, to nasze czasy definiują ją.
Jej walka przeciw whatever kojarzy mi się trochę z fanami Włochatego czy innych Zielonych Żabek. Walczymy, jesteśmy braćmi, jednostka w systemie ma przejebane itd. itp. Łatwo to polubić, łatwo stać się częścią jakiejś miejskiej partyzantki (widać nowa generacja polskich punków też buduje poczucie wspólnoty) i nie powiem, że nie lubię sobie do M.I.A. potańczyć, powymachiwać pięściami, pokrzyczeć "I was boooorn freee!", tak samo jak lubię sobie po paru piwach na koncercie pójść w pogo i zaintonować razem z tłumem jakieś "będziemy krwawić, będziemy konać" czy inne "dzieciaki atakujące policję." Just for fun.
Ok., uzgodniliśmy jaką rolę ma spełniać muzyka Majki - feel the kick, podkład do jakiegoś crampu w YCD, inide dzieciarnia z nadmiarem energii, te sprawy.
Powróćmy teraz do płyty.
Uff płyty, na której temat trudno cokolwiek odkrywczego napisać, bo i płyta odkrywcza nie jest, ale absolutnie spełnia wyżej wymienione założenia, podrywa dupę i wszystko inne do tańca, jest podręcznikowym przykładem popu, już nie tak śmieciowego, bez podkradania zewsząd sampli.
Jest duszno, gęsto, brudno, lepko, Arulpragasam urządza jakąś pieprzoną szanghajską tancbudę w modnych klubach all over the World. Lubię to! Chociaż brud jest tu częściej definiowany noisowo (nawet punkowo), a nawiązań do egzotycznej obskury jest zdecydowanie mniej. Kala była jednak trochę bardziej kolorowa, technikolorowa, miejscami ciepła tu tego nie ma. No może, oprócz przystępnego (jak na wykonawcę), popowego XXXO.
Jeśli chcecie się napalić na te beaty, zapraszam na blog Warny, on rzeczywiście gra w jej drużynie, mi pozostaje mój pełen erudycji osobisty frazes w takich jak
// / Y / przypadkach - "zakurwiste bangery".
Jest fajnie, jej pomysł na siebie nie jest zbyt misterny, ja mimo wszystko też go łykam, a płyty (może raczej piosenki) na pewno w tym pomagają, tak samo jak jej charyzma i fuckability.
It's her world, anyway.
Skomentuj