Nie jesteś zalogowany

 Jazzpospolita od kuchni

2011-01-21 20:08:06

Wiecie, ja nie jestem jakimś audiofilem, moje bootlegi nie muszą być we FLAC-u, w dużym pokoju nie stoi sprzęt Denona, a słuchawki od mojego plejera nie są najwyższej jakości. Ale są pewne granice przyzwoitości, które w moim odczuciu zostały naruszone parę dni temu podczas koncertu Jazzpospolitej w Warszawie. Chłopaki postanowili zagrać w Jazzowni Liberalnej na Starówce, w miejscu które kojarzy mi się głównie z upierdliwym kataryniarzem i jego papugą. Skojarzenia nieco mi się zmienią, ale niekoniecznie pozytywnie. W dwóch miejscach – na fb i laście – pisano, bilety 15 złotych. I nic więcej. Przy drzwiach do klubu kłębił się jednak niepokojąco tłumek chętnych do wejścia, blokowanych przez dwie panie – „wpuszczamy tylko w kra… z rezerwacją. Bez rezerwacji może potem”. Aha… Chłopaki z zespołu przyglądali się i jeden z nich postanowił trochę skruszyć gęstniejącą atmosferę przepraszając za zaistniałą sytuację, no wiecie, rozumiecie, nie doceniliśmy hajpu porcysa. No i udało się wejść. Standardowy poślizg, kelnerki przewracające oczami, że „jak to, tyle ludzi wpuścili, jak ja tu kotlet przeniosę”. No i zaczęli. Tylko że trochę słabo słychać – nic dziwnego, dźwięk leci tylko z 2 głośników ustawionych przy scenie, a z tyłu sali nic nie słychać. W lokalu nie było jedynie tłoczno, ale też przekroczone zostały proporcje kufli i szklanek na gości – panie ciągle kursowały między ludźmi mniej lub bardziej zainteresowanymi muzyką i gdy tylko znikała ostatnia kropla, zabierały naczynia i niosły do kuchni do zmywania, by po chwili musieć się przepychać z tacą pełną pozmywanych szkieł do baru. Ale za to był akompaniament! Cichy początek jednego z kawałków został urozmaicony stukaniem zmywanych talerzy. Potem z kuchni wychyliła się ciekawska głowa jednego z kucharzy, a przez otwarte drzwi zaczęły się ulatniać aromaty gotowanych i smażonych frykasów. Później przesunąłem się w stronę baru – tam z kolei co chwilę było słychać tłuczenie lodu do kubełków na butelki szampana. Z tego wszystkiego koncert zleciał mi na wkurczaniu się na okoliczności i w sumie wyszedłem bogatszy tylko o reedycję EP-ki. Jak dobrze, że zagrają za miesiąc na Chłodnej. Mam nadzieję, że tam nie będzie takich okoliczności, ani takiej kotletowej publiczności.

Jeszcze małe post scriptum. Do pewnego momentu nie miałem nic do zarzucenia zespołowi, do czasu gdy jeden z panów powiedział, że następny utwór pierwszy raz zagrali właśnie w tym miejscu jakiś rok temu. Nie ogarniam, po prostu nie ogarniam, jak oni mogli jeszcze raz zagrać w miejscu z tak denną akustyką i atmosferą. Nie ogarniam. Bo nie zadowala ich chyba granie do kotleta i szampana.

Dodane w jazz



Skomentuj

Komentarze: 4

domagalski 20 74   21/01/11, 21:02  
Jazzownia Liberalna? Dżiiizus, jakim trzeba być retardem, żeby tak nazwać knajpę?
koniec_jaj 40 35   21/01/11, 21:22  
Nie wiem, ale "fajnie" to współgrało z niewpuszczaniem bez tajemnej rezerwacji i tłoczeniem ludzi na schodach przy wejściu.
iammacio 76 381   21/01/11, 23:22  
czy w cenie biletu jest tablica serów?
koniec_jaj 40 35   24/01/11, 21:03  
nie :(