Nie jesteś zalogowany

 Święto Wiosny

2011-03-15 19:20:43

Albowiem gdy światło przygasło, Monteaux dał znak orkiestrze i w powietrzu rozległy się przenikliwe, wysokie dźwięki fagotu. Muzyka rozwijała się, potężniała, ale publiczność najwyraźniej nie zamierzała się uspokoić. Gdy kurtyna poszła w górę, na widowni wybuchła burza. Sala podzieliła się na dwa obozy – przeciwników i zwolenników – i już nie wiadomo było kto bardziej hałasuje. Głośne protesty mieszały się z jeszcze głośniejszymi próbami uciszenia rozgorączkowanej publiczności. (...) Wrzawa rosła z każdą chwilą. (...) Gdzieś tam pomiędzy tym rozognionym tłumem siedział Debussy w towarzystwie Saint-John Perse'a, blady Roerich, Ravel ze łzami w oczach, podniecony Cocteau i wszyscy bliżsi i dalsi przyjaciele Strawińskiego. Ale jego już nie było na sali. W parę minut po wybuchu tej awantury wybiegł trzasnąwszy drzwiami. „Nigdy dotąd nie byłem takki zły. Ta muzyka była mi bliska, lubiłem ją, i nie mogłem zrozumieć dlaczego ludzie, którzy jej nigdy jeszcze nie słyszeli, z góry protestują. Rozwścieczony wpadłem za kulisy i ujrzałem Diagilewa, jak na przemian gasił i zapalał światła, co było ostatnią szansą uspokojenia widowni. Przez resztę przedstawienia tkwiłem w kulisie obok Niżyńskiego, trzymając go za poły fraka, podczas gdy on stał na krześle wykrzykując liczby do tancerzy.” Gdyż wbrew usiłowaniom części widzów, mimo hałasu i awantur na sali, przedstawienie kontynuowano. Tumult nie ustawał. I nie ucichł nawet wtedy, gdy kurtyna opadła i na widowni rozbłysło światło, obnażając spustoszenie, jakie w ciągu czterdziestu minut dokonało się w tym wytwornym, paryskim towarzystwie. Kłótnie i awantury przeniosły się na ulice, do kawiarni i restauracji. Spośród tych, którzy byli tego wieczoru w Teatrze des Chaps – Elysees nikt chyba nie spał tej nocy.
 
fragment książki Ludwika Erhardta - "Igor Strawiński".
 
 
To był 29 maja 1913r. Z tego towarzystwa tylko Diagilew przeczuwał co się może dziać podczas premiery. Jak tylko usłyszał muzykę Strawińskiego i zobaczył choreografię Niżyńskiego, przeczuwał, że to może być wielka premiera. Właściwie to nie do końca wiadomo co tak rozjuszyło publikę. Muzyka i choreografia owszem, odbiegały od kanonu, ale mimo wszystko reakcja była zdecydowanie zbyt emocjonalna. Były sugestie, że to właśnie Diagilew rozpętał taką reakcję, że tak rozognił atmosferę przed premierą. Być może to prawda, biorąc pod uwagę jego ekscentryczny charakter.
 
Dziś już nie ma takich reakcji na muzykę, na cokolwiek, jakąkolwiek premierę. Jest tylko silenie się na „nową jakość”. Wszystko musi mieć nową jakość, jakby panowało pragnienie zmiany epoki, końca postmodernizmu. Wszystko już było, więc z zapartym tchem oczekuje się czegoś zupełnie nowego, nowego otwarcia, czy to w kinie czy w muzyce. Nie ma przełomu, ale i być nie powinno, postmoderna ma się świetnie. Dostępność kultury zamieniła ją kulturę w popkulturę, a ta z kolei produkuje Lady Gagę i inne kontrowersje. Nie ma co marudzić, ale przypomnieć trzeba, że takie rzeczy jak Święto Wiosny tworzyły się same, bez żadnej spinki. Strawiński tworzył muzykę grając na fortepianie w towarzystwie Niżyńskiego, który na bieżąco układał choreografię. To był zupełnie naturalny proces. Świadomość, że powstaje dzieło ponadczasowe, owszem, Strawiński miał w trakcie tworzenia, ale nie zakładał tego od razu. Świadomość taką miał także Diagilew. Ale Święto Wiosny powstać miało, bo trzeba było baletu na otwarcie sezonu Baletów Rosyjskich w Paryżu, więc powstało. Nikt się nie silił na „nową jakość”. Nowa jakość powstała po prostu sama z siebie.

Jean Cocteau Igor Strawiński gra Święto Wiosny

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 2

iammacio 76 381   16/03/11, 00:46  
reakcje są - (kilku)sekundowy wkurw za zmarnowany czas i, po staremu, oburzenie za "zbyt rozbudzone oczekiwania".
dawrweszte 32 57   16/03/11, 09:03  
Hehe, fakt. Ale ten wkurw, to taki w duchu głównie. No chyba, że w knajpie.