Nie jesteś zalogowany

 Bzzzzzz! - Muchy - Notoryczni debiutanci

2010-05-20 21:37:35

[marzec/elephantshoe.pl]

 

Tytuł tej płyty najlepiej moim zdaniem rozczytał Łukasz Konatowicz. Czemu Notoryczni Debiutanci? Bo po tych prawie trzech latach zespół ma znów do udowodnienia tyle, co przy debiucie. Żeby się nie zjebać, nie stracić poetyckiej liryki, polotu melodyjnych post punkowych gitar, jednocześnie wciąż uprawiając świeżą formę. Żeby nie przestać być zespołem dla każdego: recenzenta, bloggera i fanki “Bravo” (przypominam że również w tym piśmie debiut był promowany). A jednak mimo takiego zabójczego zagrania marketingowego, które powaliłoby uznanie wielu grup, Muchy 2007 to był sukces, dla mnie, dla was, dla każdego. I do tego dochodzi ten pieprzony syndrom drugiej płyty. No więc do stracenia/udowodnienia było naprawdę wiele.

Jeśli chodzi o mnie to szczerze mówiąc nie miałem wobec tej płyty żadnych oczekiwań, jestem totalnie jałowy. Muchy dla mnie zniknęły parę miesięcy po debiucie . Oczywiście jestem zwolennikiem opinii że “Terroromans” w kontekście popkulturowym był równie ważny co debiut CKOD. Ale w kwestii albumu – zero z ich strony w moją stronę, żadne informacje nie były w stanie zaistnieć w mojej świadomości, w zasadzie o premierze dowiedziałem się dzień przed, co szczerze mówiąc stanowi dla mnie niesamowitą podjarkę w tej chwili, bo o płycie nie wiem nic, prócz tego, czego dowiem się przy przesłuchaniu.

Na początek lecą “Rekwizyty” – ze swym zróżnicowaniem zdają się być podobnym openerem co “Wyścigi” na “Terrorze”. Trochę przymulania i zabójczy refren, z chyba najbardziej hajpodajnym tekstem tej płyty, wyśpiewanym niesamowicie uczuciowo (“To że Cię nie gonią, nie znaczy że masz stać / bo to od kłopotów w raju rośnie garb / stąd jeśli mogę wybrać, niech ominą nas / zbyt życiowo mądrzy Ci bez wad”), cudownie niezrozumiały jako całość, jednak każda linijka z osobna posiada typowo Wiraszkowy potencjał do wszech-cytowania. Wszelkie rozpiętości płyty ukazane niczym sneakpeak w jednym kawałku, zapowiadają się całkiem dobrze, dusza im nie uciekła… “Notoryczni Debiutanci” to kawałek-popis. Gra wszystko naraz: gitary przemiennie żyłują w górę, Wiraszko totalnie stara się wyeksponować swoją manierę wokalną i charakter liryczny. Jednak ostatecznie kawałek jest średni, zaplanowana walka z napinaniem mięśni… to nie street fighting, nie te emocje.

“Przesilenie” scharakteryzowałbym identycznie, ten kawałek bawi się w hit, jednak brak tu elementów, które wyróżniałyby go w jaskrawy sposób. Bo jest dobrze, fajne hocki, Wiraszko, ma już pewien pułap liryczny, który wypełnia całą płytę, jednak trochę za mało wyeksponowane są linijki zdolne do tego, by zmiażdżyć słuchacza. Może to efekt dojrzewania, próby ustawienia się na pewnym standardzie i utrzymania go? Osobiście wolałbym czasem “słabiej”, a za to “genialniej”.

Ciekawym faktem jest to że na “Notorycznych Debiutantach” najlepsze nie są utwory o strukturze przeboju, a raczej półwolne, ballady. W zasięgu ramion, księgowi i marynarze, przyzwoitość – tu widać pozytywy aspektu uśredniania form Much. Gdy hiciarsko opadają nieco w dół, to formą rosną, ukazując nowe meandry tworzenia. Przy “Zimnych krajach” czuć ewidentnie, że zespół poszukuje, jednak właśnie tu najbardziej muchy przypominają siebie z debiutu, niby ta gitara gra bardziej rockowo niż zwykle, ale bardziej oddaje ducha zespołu.

“Piętnaście minut później” to kawałek typowo singlowy, celowo wzbogacona o wirujące syntezatory struktura i totalnie rytmiczny rock’n'roll-owy refren, pompatyczne przygrywki w stylu The Libertines + (wiadomo) teksty. Przy “Serdecznie zabronione” chłopaki uderzają z kolei w typową post-punkową formę zmieszaną z fajnym syntezatorem. Coś jak niedawny Phoenix, i jeszcze te interpolowe gitary w refrenie.

Kolejną odsłoną z cykluszukamy, szukamy” jest kawałek “93″ – chyba najlepszy na płycie. To już zupełnie inny zespół. Gitary nie uderzają taką ciągłą podwójną ścianą, a mimo tego Wiraszko nawiązuje tutaj do swoich korzeni. Zastanawia jedynie jaki cel miało pozostawienie “Kołobrzeg – Swinoujscie” na samym końcu płyty. Podkreślenie faktu, że to zmodyfikowana wersja starego utworu? Chyba jednak bezcelowe, bo tak jak w kontekście płyty kompozycja nic nie wnosi, tak i w kontekście samego utworu zmian nie słychać, wręcz jest słabiej. Trochę psuje to zamknięcie płyty.

Muchy pozostały Muchami, trochę poeksperymentowali, lepsze to niż nagranie drugiego “Terroromans”. Jedno co notorycznie rzuca się w ucho to fakt, iż cały album robi nieraz wrażenie przeprodukowanego, za co pewnie obwinić można Marcina Borsa. Jeśli chodzi o produkcję muzyczną, koleś ma dłuższy życiorys – zdążył zjebać już parę płyt (zajrzyjcie do Wikipedii). Zaangażowanie takiego kogoś do realizacji swojego drugiego albumu ma dwa aspekty. Wiadomo, fachura (Nosowska, Hey, Hurt, Gaba…), on będzie potrafił jak nikt inny wprowadzić w naszą twórczość motyw “pracy”, co dla relatywnie dość młodej grupy stanowi niesamowitą pomoc w nagraniu drugiego LP. Drugi aspekt współpracy z fachowcem to jego automatyzm, talent do uśredniania form i przedmiotowego mimowolnie traktowania ich. Trochę smutny jest wniosek, iż zespół nie do końca wierzył w swoje możliwości. Bo w efekcie owa współpraca odebrała Muchom “muchowatość”, ale (na szczęście) tylko częściowo, bo brak tu skoków jakościowych, nie ma słabych utworów. Album jest dobry, uciekł efektowi drugiej płyty, zadowolił krytykę, zadowolił fanów komunikatorowych statusów, zachował formę typową dla Much i – myśląc perspektywicznie – jakieś tam poszukiwania z tego wydawnictwa, mogą przy kolejnym dać ciekawy rozwój formy.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 3

youthless 24 123   20/05/10, 22:04  
A mnie album tym właśnie rozczarował. Może to przeprodukowanie, o którym wspominasz, ale szkoda mi się zrobiło, że, zamiast dostać rockowego kopa, zajęłam się mechanicznym "o, słuchali Phoenixów, o, słuchali tego, o, tamtego". Nie chciałam przyjemnej mieszanki znanego, już wolę sobie włączyć oryginalnych Phoenixów. Czekam więc na płytę trzecią w nadziei, iż Wiraszko na więcej się ośmieli, kiedy nikt mu nie będzie dyszał w kark żądzą ukochania/zabicia najnowszej płyty.
koniec_jaj 40 35   20/05/10, 23:52  
mi wokal Wiraszki zaczął strasznie Janerką zajeżdżać. znaczy nie żeby to coś złego było, ale podobieństwo się wyczuwa. choć może to jakaś autosugestia po wysłuchaniu muszej wersji historii podwodnej :)
Zly_Dotyk 152 242   21/05/10, 17:33  
ja sie troche spuscilem przy rekwizytach, bo mi sie skojarzyla perka z Beatlesami.