LP3: kartka z kalendarza #1
2010-05-17 20:07:45
Cześć, mam dla Was nowy doskonały cykl postów. Od teraz co kilka dni (no, może tygodni) będę sobie wybierał zupełnie „z dupy” notowanie listy przebojów Trójki sprzed lat i komentował je. Będziemy – ja, a wraz ze mną Wy, znakomici czytelnicy – śledzić losy wielkich światowych szlagierów, odgrzebywać duże i małe obskury, jakie podbijały serca Polaków, rewidować opinie o przebojach, które ubarwiały nasze dzieciństwa i tak dalej. Startujemy.
Na początek wybieram notowanie 324 sprzed prawie równo 22 lat (link!). Jest 21 maja 1988 roku: armia ZSRR od kilku dni wycofuje się z Afganistanu, na ekranach polskich kin triumfy święcą takie szlagiery, jak „Krótki film o zabijaniu” czy „Kingsajz”, ostatni tytuł mistrza Polski w piłce nożnej (jak na razie) zdobywa Górnik Zabrze, w składzie z Józefem Wandzikiem, Robertem Warzychą i Janem Urbanem.
21 maja 1988, sobota. Na antenie bez zaskoczeń – słuchaczy wita Marek Niedźwiecki. W zestawie wciąż tylko 40 utworów (50-tka pojawi się dopiero we wrześniu 1989). Co rzuca się w oczy? Trwa zmasowana ofensywa przedstawicieli nurtu „Krajowej Sceny Młodzieżowej” – cieszącego się przychylnością dużych mediów grona zespołów wywodzących się ze środowisk okołojarocińskich, ale pozbawionych jego wiarygodności (ważna kategoria w polskiej alternatywie tamtych lat), za to interpretujących post-punkowe brzmienie w sposób przystępny dla szarych zjadaczy chleba. W górę pnie się sztandarowy singiel „sceny” – „Po prostu pastelowe” wielkopolskiej grupy Malarze i Żołnierze (to będzie ich, a raczej tej piosenki lato). Swoje pięć minut ma też kilku innych wykonawców uznawanych za czołówkę KSM: Sztywny Pal Azji („Póki młodość w nas”), Róże Europy (słynne nagranie „List do Gertrudy Burgund”), Ziyo („Graffiti”).
Jesteśmy też w szczytowej fazie popularności soft/pudel-metalu. Karierę robi klawiszowo-metalowy hicior rodzimej grupy Fatum „Mania szybkości”, ewidentnie zapatrzonej w tym nagraniu we wzorce Europe czy Bon Jovi i dyskontującej wielkie listowe sukcesy tej dwójki, a także Def Leppard. Nastroszone fryzury, skórkowe kurtki i buty sofiksy – był szpan! Zagraniczni zawodnicy w tej kategorii w postaci Saxon wymiękają.
Mimo tego, że to już późna wiosna nowego roku, lista nadal delektuje się najlepszymi popowymi nagraniami 1987 roku. „Heart” Pet Shop Boys to kolejny (akurat jeden ze słabszych) singiel z ich artystycznego przełamania, „Actually” (pierwsza kaseta w życiu, pozdrawiam użytkownika Glebogryzarkę), zresztą reprezentujący jego najczęstsze, mocno dance’owe oblicze. To zresztą sugeruje, że dzisiejsza lista jest – o dziwo – dużo bardziej rockistowska niż wtedy. Trudno wyobrazić sobie, żeby były w stanie podbijać ją utwory np. Justice czy Cut Copy. Tymczasem „Heart” nie jest nawet najmocniej parkietową propozycją w zestawie – dwudziestkę zamyka koprodukowane i napisane przez duet Tennant-Lowe „I’m Not Scared” projektu Eighth Wonder (jedna z najładniejszych Brytyjek ever, Patsy Kensit na wokalu), czystej wody italo-disco!
Swoje zgarniają wielkie premiery ’87 – „Fragile” z „Nothing Like The Sun” Stinga dało już popalić słuchaczom w trakcie ponad dwudziestu poprzednich notowań, ale nadal trzyma się w czołówce; zresztą to jeden z hymnów listy przebojów, jak o niej dziś pomyśleć. „Everywhere” z „Tango In The Night” Fleetwood Mac, o dziwo, nigdy nie dojdzie do pierwszego miejsca, a to wszak zdecydowanie najlepsza piosenka w stawce. „Man In The Mirror” z „Bad” Jacko też nie było jego najlepszym strzałem w zestawieniu. Wreszcie „Fight” The Cure z „Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me” – antyteza ich popowego podejścia, utwór ciężki, bazujący na głębokim rockowym riffie i stąpającym groovie, co przeszkadzałoby na wielu listach, ale nie tej trójkowej. Ich największe dni chwały na LP3 jeszcze nadejdą (dominator „Lullaby” rok później).
W końcu, numer jeden. Zadziwiające, jak daleko jest „Stay On These Roads” od grona najlepiej pamiętanych i najczęściej wspominanych piosenek A-ha, gdy skonstatujemy, że pięciokrotnie jej tytuł widniał na szczycie listy. „Take On Me”, „The Sun Always Shines On TV”, „Hunting High And Low”, „Crying In The Rain”, „The Living Daylights” – widzicie? Z czubka głowy na jednym wdechu wypisałem piątkę. Ale po odtworzeniu nagrania zagadka się wyjaśnia – „Stay On These Roads” to po prostu jedna z tych wielkich, melodramatycznych ballad, z jednej strony nie pozostawiających wątpliwości kto jest jej autorem, z drugiej pięknie wtapiających się w klimat epoki. Mocarne bębny typu „Take My Breath Away”, monumentalny refren i świetny songwriting – fani „Saturdays=Youth”, rzućcie uchem.
Z ciekawostek: znajdziemy tu sygnały wznowionej działalności Talking Heads (mieliście pojęcie, że „Nothing But Flowers” było na liście?) i Morrisseya („Suedehead”, ale on zawsze był lubiany w tych kręgach), żelaznych polskich klasyków (Kult, Maanam, Bajm) i okazjonalne dziwactwo (ktoś pamięta co robił na liście Louis Armstrong?). Całościowo, 21 maja 1988 to faktycznie solidny zestaw, odnotowujący zaskakująco dużo wydarzeń w ówczesnym popie i rocku. [Ocena: 7.5]
Skomentuj