Nie jesteś zalogowany

 Kill Your Friends - recenzja

2010-05-26 14:36:02

Przeczytałem – szybko i łapczywie. Świetna książka – brytyjska odpowiedź na „American Psycho”, pogardliwy reportaż wpisujący się na siłę w spuściznę Thompsona, krwisty przewodnik „Praca w korporacji – jak nie dać się zjeść?”.

Steven Stelfox, A&R man – You can’t spell „star” without A and R!

Przede wszystkim forma – nic nowego, ale chyba jedyna słuszna – niby pamiętnik (rodział = miesiąc, każdy poprzedzony jest krótką branżowa notką kontekstową i cynicznym cytatem), transmisja bezpośrednio z mózgu, (w końcówce książki wyraźnie) „na gorąco”. Ponadto piekielny bohater – the worst humanity has to offer, muzyczny dyletant i ignorant, karierowicz i egocentryk targany żądzami – sex, drugs, no rock’n’roll!

It’s London 1997…

Coś się kończy (Britpop dogorywa na oczach całego świata), coś się zaczyna – władzę na Wyspach przejmują laburzyści (Tony Blair = szatan). Nasz bohater ma jednak swoje zmartwienia – utrzymać się na powierzchni w niepewnej branży w nie mniej niepewnych czasach. Spokój w pracy – ale przede wszystkim wysoki komfort życia – gwarantują przeboje. Stelfox nie traci czasu na ich poszukiwanie – naiwniacy sami pchają mu się pod nóż i będą jedynie nośnikiem (twarzą?) produktu, który wykreuje, wypromuje, (ma nadzieję, że) sprzeda, po czym bez mrugnięcia okiem wypluje.

Get rich or die tryin’!

Sposób nr 1 – “Kontekst jest wszystkim!”

Rage to dresiarz, samozwańcze objawienie drum’n’base, wizjoner (przedłożony wytwórni singiel trwa ponad 60minut), frustrata i ćpun, który w końcu trafia na silniejszego – po ostrym łubudu przykuty do wózka inwalidzkiego jest się w stanie tylko obrzydliwie ślinić. Stelfox wykorzystuje jego kalectwo by udanie sprzedać materiał, który wcześniej sam chciał udupić. Kind of ‘It’s all gone Pete Tong’ story.

Sposób nr 2 – „I gotta feeling!”

Rudi to niemiecki producent, właściciel futurystycznego klubu Technodrom, w którym taśmowo produkuje muzykę taneczną. Przy okazji MIDEM we francuskim Cannes sprzedaje najnowszą produkcję – wyuzdany banger WHY DON'T YOU SUCK MY FUCKING DICK!? (radio clear version, ‘Why don’t you slap me on the ass!’) – zdesperowanemu Stevenowi. Hit czy kit? No pewnie, że kit! Stelfox moczy w kawałku niezły hajs, niebezpiecznie podmywając swoją pozycję w firmie. Negatywne emocje prowadzą go do pierwszego morderstwa, które zaskakująco – ale może to moja wyobraźnia – przypomina scenę z „Amercian Psycho” (Christian Bale na „chwilę przed” rozpływa się na Whitney Houston, Stelfox nad Paulem Wellerem, pierwszy zabija siekierą, drugi kijem bejsbolowym – zasadnicza różnica? Stelfox zabija spontanicznie nie mogąc poskromić odrazy do soon-to-be-ofiary).

Sposób nr 3 – „It’s all luck!”

Główna teza książki brzmi – nikt nie wie, co robić by zarobić. Wszyscy działają po omacku, bez przerwy oglądając się na konkurencję. Wszelkie niedostatki przyszłej gwiazdy można przykryć gotówką, ale czy rzecz zaskoczy to już zwyczajna loteria. I tak Stelfox na fali ogólnonarodowej sympatii do girlsbandów kontraktuje słabiutki klon Spice Girls, Songbirds. Dziewczyny ani nie wyglądają, nie potrafią tańczyć, ani tym bardziej śpiewać – są jednak wystarczająco głupie i naiwne by mylić ambicje z talentem. Po długich miesiącach – i z zupełnie niewiadomych powodów – remix (by a B-list dj) singla (nie, że singiel) ‘chwyta’ w kilku dyskotekach na jakimś zadupiu, rozpoczynając tym samym triumfalny pochód Songbirds ku chwale (radiowe playlisty, telewizja śniadaniowa, listy sprzedaży, Brit Awards?).

Artists and executives come and go. Record companies are forever.

Co w “Kill Your Friends” najlepsze to bezpardonowy opis branży muzycznej (w fazie postępującego rozkładu na chwilę przed załamaniem koniunktury), mechanizmów jej (nielogicznego) działania i pikantne anegdotki Stelfoxa – choćby ta, jak wykorzystać statuetkę Brit Awards do seksualnych igraszek (one word, fisting). Nasz bohater jest świadomy branżowego braku reguł – poza podstawami marketingu – i chętnie to wykorzystuję, przy okazji niszcząc wszelkie romantyczne wyobrażenia czytelnika na temat artystów (indie bands are unsigned for a reason – thery are all SHIT), festiwali (przechadzając się po Glastonbury wykrzykuje do mijających do ludzi „Arbeit macht frei!”), płyt (najczęściej służą jako tacka na kokainę), muzyki jako takiej – autor książki odrzucił demo Coldplay argumentując Is anyone really going to be having another bunch of sub-Radiohead drivel?.

Uwagi techniczne

Akcja jest wartka – Stelfox rzuca się po świecie, od hotelu do hotelu zaliczając kolejne branżowe konferencje – ale na wysokości 2/3 niebezpiecznie zwalnia, przez co finał sprawia wrażenie wymuszonego (tropiący Stelfoxa policjant daje się podejść jak dziecko) i przyspieszonego (kiedy on to niby wszystko przygotował/zaplanował?). Bohater zalicza wprawdzie dołek – zmyłka, że niby otrzeźwienie i przemiana – ale to raptem nieodnotowany spadek formy na chwilę przed krwawym rozrachunkiem z przeciwnikami. Stelfox to człowiek z krwi i kości, ale mimo wszystko trochę niewiarygodny – fortuna mu sprzyja chwilami aż za bardzo. W planowanej na 2012 rok ekranizacji zagra go Robert Pattinson… Koniec!

 




Skomentuj

Komentarze: 3

lewar 17 103   26/05/10, 15:12  
pożycz!
martaslomka 10 43   26/05/10, 15:13  
ech, to rozumiem, że polski przekład ukaże się dopiero w 2012 roku. I tak dobrze, że w ogóle - dzięki, Robert!
iammacio 76 381   26/05/10, 17:18  
chyba tylko Marcel jest w stanie podołać. Stelfox aby sie uspokoić wymienia litanię terminów na określenie kokainy - a podobnych pułapek jest sporo.