Nie jesteś zalogowany

 Jean rzeźbi na rzeźbach

2010-06-04 12:42:40


Wideło przypadkowe. ot, pomyliłem Skona z Infamisem. A skoro już pomyliłem, to też oczy nacieszcie.

 

Grać można na wszystkim. Na gitarze można grać, na klawiszu, na dzidziuridziu. Można na wodzie, jak niegdyś Aube, można na rwanej biblii, jak - o ile dobrze pamiętam - niejaki Infamis. Że komuś nie przyszło jeszcze do głowy zrobić muzy na bąkach, to się szczerze dziwię. Przyszło natomiast Harry'emu Bertoi, eleganckiemu włoskiemu gentlemanowi z fajką, żeby robić muzykę na owocach swojej pasji metaloplastycznej. O nim już na NJD było (KLIK!), śmiało się zapoznawajcie.

Z tym graniem na bąkach to swoją drogą przypomniało i pytanie, jakie zadał mi ostatnio kolega. Takie o charakterze quizu. "Wolałbyś zjeść kupę, czy wciągnąć bona?". Jak się okazało tylko jeden z naszych wspólnych kolegów nie wybrał bona. Ale wrócmy do graniu na dziwnych rzeczach...

 

000tinguely.jpg

Jean Tinguely (1925 - 1991) urodził się we Fryburgu. Był szwajcarskim rzeźbiarzem i malarzem. A to oznacza, że rzeźbił i malował, a także wpierdalał śmierdzący ser, którego pokaźne połacie zostawały mu na pomadowanych wąsach. Należał do ruchu nouveau realisme, czy jak kto woli neodadaizmu, bo owe były do siebie analogiczne. Podpisał nawet ichni manifest. O co chodziło?  Cytując za szybkopedią: "Głównym założeniem ruchu było eksponowanie fragmentów rzeczywistości, które miały wprost oddziaływać na emocje widza, a nie poprzez pryzmat wyobraźni artysty". W praktyce robili byle co ze śmieci. I tu by się nasza opowieść kończyła, bo każdy widział kiedyś śmieci, niektórzy z nas pewnie nawet nieraz grzebali w nich zarobkowo... gdyby nie to, że Tinguely ze śmieci robił rzeźby, a na rzeźbach robił noise. Tak właśnie.

J.Tinguely, Baluba III.jpg

 

Jak to każdy pieprzony lewak z Zachodu, w pracach wyśmiewał bezrefleksyjną kapitalistyczną nadprodukcję dóbr materialnych. Inaczej byłoby, gdyby miał w sklepach tylko ocet i musztardę.  Jego najbardziej znana praca to Homage to New York (1960). Rzeźba owa miała za zadanie dokonać aktu autodestrukcji w MoMie. Udało się połowicznie, bo zepsuła się w sposób nieprzewidziany i destrukcyjny akt zatrzymał się w połowie.

 

Tinguely_Safarilow2_AGADP_Paris432.jpg


Kolejne destrukcyjne przedsięwzięcie zakończyło się jednak sukcesem. I tak oto Study for an End of the World 2 (1962) pierdolnęło aż miło prosto w ryje widowni zebranej na pustyni tuż za opłotkami Las Vegas w Newadzie.

 

tools85tinguely.jpg

 

Ciekawostką a propos Tinguely'ego jest to, że doczekał się filmowego tribute'u. W Mickey One Arthura Penna, z Warrenem Beatty w roli głównej podobny mimowi artysta legitymuje się maszyną która, jak szwajcarski pierwowzór ma zdolność autodestrukcji. Ot, jak mówiłem: "od dobrobytu się w głowie pierdoli".
Rzućcie okiem na to, jak wygląda jego niebanalna sztuka w ruchu, bo da to wam przedsmak tego, czego należy oczekiwać po płycie. Wkrótce znów coś bardziej słuchalnego, a mianowicie bubblegumowe babskie składy, czyli teenybopperstwo z... Kanady. Póki co indżoj.

 

 

Jean Tinguely - Bascule VII

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 2

gjon91 0 59   05/06/10, 23:08  
pseudo sztuka dla pseudo muzyki? a może wakacje a nauką dla eurowizji: http://www.youtube.com/watch?v=QhhbtQUwX2A ? jedno gorsze od drugiego. powinni to inaczej zorganizować - w tinguely'ego powinien dupnąć uzdrawiający promień z nieba, by mógł na tych cewkach dokonać autodestrukcji - i wrzucić to potem na jutjuba, ku chwale ojczyzny, obywatelu arghhh kapitanie.
Zly_Dotyk 152 242   06/06/10, 00:05  
poglebia ci sie... :)