Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "co z tą Polską?"


Czasami gdy próbuję znaleźć rym, czyli nowa Brodka słodka!

2010-10-03 20:08:19

 

Brodka goes alternative. Wyczułem co się święci od razu (zresztą jak pewnie  każdy kto trochę ogarnia.) Wystarczyło parę obejrzanych sesji, parę zasłyszanych porównań do Nosowskiej i pochwał „odważnego kroku", czy innej „stylistycznej wolty" żebym znał tę płytę bez jednego przesłuchania. Rolę producenta objął - wyobraźcie sobie jakież kurwa było moje zaskoczenie oczom nie dowierzałem - Marcin Bors (wraz z Bartkiem Dziedzicem - wtf). Mówię „kurwa". Kolejnym dobrym duchem płyty okazał się być Budyń. ŁAŁ. Lekko zakurzony już gwiazdor tej naszej polskiej „rockowej alternatywy", który teksty dobre raczej miał niż ma i od którego świeżości oczekiwać trudno. Na dokładkę Radek Łukasiewicz, tekściarz przepyszny, ale przecież Budyń też swojego czasu był takim Radkiem właśnie! Po przesłuchaniu (thanks to musicspot) Grandy (piosenki) miałem zdanie o tym albumie totally ZŁE, schujowiony kurwa, pseudo-alternatywny, post-Nosowski, polaczkowaty kurwa, kloc. Akustyk plus (w kolejnej zwrotce) pulsacje plus nabrzmiałe syntezatory równa się Uwaga! Pomocy! Ratunku! No kurwa, ta gitara chyba z Ery Retuszera jest zasamplowana! Wkurwiony na to, że mieszkam pod taką a nie inną szerokością geograficzną poszedłem w przysłowiowe pizdu słuchać czegoś innego na Spotify, patrze w inbox, a tam Brodka Monika, lat 23, artystka polska awangardowa została mi przesłana. A idźta wy wszyscy w cholerę! Ta Granda-sranda ciągle za mną chodzi i przyznam, że powoli zaczyna mnie to niepokoić. W sumie... fajne rzeczy z głosem tam robiła... Znaczy, nie że coś, no przecież nie jest to żadna Bjork, takie kwiki się choćby u Kaśki N. słyszało, ale nie podejrzewałbym Brodki o taką ekwilibrystykę! Może posłucham tej płyty, bo w sumie... Na Porcysie jej nie pocisnęli, z błotem nie zmieszali...

No i dzięki Bogu, że posłuchałem!

Na papierze Granda (płyta) wygląda jak niestrawny szit z ambicjami, a tu proszę. Produkcja wyśmienita. Brodka hasa na wokalu, spuszczona ze smyczy Idola. Teksty charakterystyczne. Lubię to!

Z daleka to wszystko wygląda na grubymi nićmi szyty fejk, ale w praktyce kupuję nową Monikę bez mrugnięcia okiem. No tak, też mam przed oczami ekipę siedzącą w studiu i drapiącą się po głowach „co by tu zrobić, żeby było ciekawie", ale te kompozycje naprawdę nie wydają się być wciskane w płaszcz aranży na siłę, to po pierwsze, a po drugie one są naprawdę dobre!!! (Napisane przez Bartka Dziedzica [wtf] i Brodke). To jest porządny avant pop, z szybkimi, kanciatymi, nieoczywistymi zwrotkami, w których odbywa się właściwie cała treść liryczna piosenek i opartymi na paru hookach (siła albumu!) i rozkwicie psychodelicznych fujarek (siła albumu nr 2, ale o tym zaraz), wznoszących refrenach. Ale co najważniejsze - Brodka w tych kompozycjach naprawdę żyje! Widać, że sprawnie wyraża emocje mniej oczywistymi środkami, że wie po co krzyczy i wie po co szepce.

Właśnie, o co cho z tymi fletami, jeleniami i ludyczną otoczką? Generalnie chuj z tym. Brodka freak folk? A niech se będzie jak chce, ale to całe fantastyczne instrumentarium działa tu raczej na zasadzie pastiszowej psychodelii, Yeasayerowej szamańskości, co najwyżej puszczeniu oka do jej pochodzenia. Bez żadnych kompleksów. Zresztą po przetworzeniu brzmi to bardziej jak nadpsute pozytywki z horrorów albo soundtrack do Pana Kleksa, niż Trebunie Tutki.

Ludowa stylizacja nie dotyczy jednak wokali i struktury utworów (trochę), a szkoda, bo figura „damy w opresji", która używa zaśpiewów i zawodzeń do rozprawienia się z otaczającą ją rzeczywistością mogłaby być tu jeszcze bardziej wyeksploatowana (podmiot częściowo używa takiego zabiegu, ale umówmy się, że śpiewanie jest tu nowoczesne) co usprawiedliwiałoby całą folklorystyczną otoczkę.

Nie będę się specjalnie na nad Grandą spuszczał, ale to naprawdę fajna płyta. Momentami wkrada się nuda, momentami Monika stąpa po cienkim lodzie, ale starsi koledzy zaraz biorą ją za rękę i sprowadzają z powrotem na właściwą drogę. W Szyszy, Grandzie, W Pięciu Smakach (niesamowity refren) czy K.O. (Shirley Bassey by się nie powstydziła), które są najlepszymi trackami na albumie dziewczyna jest pewna siebie, wie co robi i zdaje się mieć pełną kontrolę (no nad swoim głosem też) nad ścianą przeszkadzajek, nieregularnym rytmem i łamiącymi język lirykami.

Trzymam kciuki za Grandę na listach przebojów. Sama Monika stwierdziła w grandowym wywiadzie, że dobry fan jest wierny jak pies i mam nadzieję, że Darki Maciborki (na górze) i Anny Kowalskie (na dole) pokochają i nie przestraszą się tej płyty.

P.S. Nie umarłem jeszcze.


« wróć czytaj dalej »