Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "underground hiphop"


Muzyczne marginesy (vel. I Hype For A Living) 1

2010-08-16 01:13:57

 

Kilka postów wcześniej zapowiedziałam podzielenie się z szerszą (szerszą niż podczas randomowych rozmów z przyjaciółmi w knajpie czy znajomymi spotkanymi mniej lub bardziej przypadkiem na offie) publiką ostatnimi muzycznymi odkryciami. Część z nich to rzeczy nowe, które, jak myślę, wypłyną wkrótce na szersze wody hype'u; część to rzeczy starsze, czasem wręcz uznane, jednak w moim odczuciu takie, którym warto poświęcić jeszcze kilka znaków w pełnej kosmicznego gówna przestrzeni internetowej.

Zacznę od projektu na pewno niektórym znanego z kilku powodów; po pierwsze – wysokich not, jakie dostał od redakcji Pitchforka. Po drugie z płodności artystycznej, w ciągu 3 lat wydał 7 EPek, by w końcu w 2009 pochwalić się długogrającym Under and Under. Po trzecie – z ometkowania uroczym tagiem shitgaze. Mowa tu o Blank Dogs, czyli multiinstrumentaliście Mike'u Sniperze z Brooklynu (jak wiadomo artystycznej mekki artystycznych mekk, czy raczej mekki (Brooklyn) wewnątrz mekki (NY)... przepraszam, już kończę te koncepcyjne zabawy) i ekipie, z którą nagrywa i koncertuje.

Poniżej oczywiście próbka twórczości i dziwnych klipów, których całkiem sporo wypuścili w eter.

 

Odkryty za pomocą jak zawsze użytecznego hypem, raper Skryptcha z Sydney w Australii może przypaść do gustu ludziom, którzy w hip-hopie siedzą od dawna i tym, których znajomość z tą kulturą kończy się na oglądaniu Kanye robiącego publiczną miazgę z Taylor Swift.

Debiutancka płyta wyszła 22 lipca i zawiera więcej takich jak powyższy fantastycznie wyprodukowanych przez Pana Chasma kawałków z dużą, jak na undergroundowy hip-hop, dozą popowości i soulu.

 

Na koniec tego odcinka, mój highlight ostatniego miesiąca, a mianowicie GOBBLE GOBBLE, pieprznięci noise/electropopowcy z Kanady. Słuchanie ich muzyki można porównać do sytuacji, kiedy jesteś w klubie pełnym warszawskiej śmietanki showbiznesu, w minikieckach, szpilkach i luźnych – ale nie ZA luźnych – garniakach od burberry i podchodzi do was facet w tęczowych pumpach, tweedowej marynarce i świecących rogach jelenia z wiszącymi dzwoneczkami, na których wystukuje sobie melodię, siada ci na kolanach, pokazuje gigantyczny tatuaż z Trotskym na podbrzuszu, po czym okazuje się, że to urolog twojego ojca. Również dobrą wskazówką, czego można się spodziewać mogą być definicje terminu gobble gobble na urbandictionary.

Po tym krótkim przygotowaniu teoretycznym, osoby ze słabym sercem proszę o opuszczenie sali, a pozostałych zapraszam do obejrzenia fragmentu ich koncertu:

 

may the hype be with you!

 

PS. Czekam na propozycje nowej nazwy tego cyklu, bo "muzyczne marginesy" jest zbyt głupawa, żeby wyszła poza kategorię tytułu roboczego.


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!