Nie jesteś zalogowany

 Koncert w supermarkecie, czyli wiocha za kasę…

2010-04-29 12:44:07

Co właściwie sprawia, że muzyk staje się grajkiem...? Że zamiast lokalu, gdzie pot spływa po ścianach, a pasję czuć w powietrzu, wybiera centrum handlowe?

Szymon Wydra zagrał jakiś czas temu w poznańskim King Kross Marcelin. Finalista pierwszej edycji polskiego Idola wystąpił ze swoim zespołem z okazji piątych urodzin supermarketu. I gdyby nie ta pieprzona noga, którą spowił trupioblady gips, na pewno udałbym się tam na niedzielne zakupy. Nie to, że jestem fanem grupy Carpe Diem… Po prostu naturę mam wredną i… trochę badawczą. Mianowicie trzeba by było sprawdzić czy granie w tego typu molochach to wyłącznie obciach i artystyczne dno, czy może również - w jakimś sensie – sztuka. No bo klepać w bębenek i wokalnie onanizować wygłodniałych niedzielnych zakupowiczów pewnie nie jest łatwo. Z założenia market sprzyja zakupom, dlatego trzeba być naprawdę niezłym, żeby oderwać kobiecinę z trójką dzieci od wózka i przyciągnąć pod scenę. Chyba, że ta znajduje się przy mrożonkach, albo w dziale mazideł do twarzy. Co właściwie sprawia, że muzyk staje się grajkiem...? Że zamiast lokalu, gdzie pot spływa po ścianach, a pasję czuć w powietrzu, wybiera centrum handlowe? Oczywiście pieniądze. Ich blask przysłania istotę muzyki, która przestaje być sztuką. Zmienia oblicze, przywdziewa żałosną maskę komercji w najpodlejszej odmianie. Za grubą kasę kapela ulega degradacji do poziomu jarmarcznego cyrkowca, czy średniowiecznego kuglarza. Muzyk to w sumie zawód jak każdy inny. Dlaczego więc nie zarabiać, gdzie tylko się da. Czemu nie grać na „Dniach Gminy”, gdzie mlaskający kiełbasą motłoch najebany rozrzedzonym piwem będzie wył, klaskał i tańczył. Może pojawi się też wymowny paw, a może komuś obiją mordę? Nieważne, bo impreza opłacona z góry, a żeton brzęczy w kieszeni. Urodziny w supermarkecie też są ok. Nawet lepiej niż ok., bo wśród sklepowych witryn czuć klimat kasy i samotnych gospodyń. Wilgotnych pod pachą na widok kolejnej promocji sznura kiełbasy. Wrzeszczące dzieciaki pozostawione pod sceną robią za kocioł, a zespół kozaczy potem na stronie WWW, że koncert był świetny, dzięki wiernej rzeszy fanów, których – przecież - nigdy nie brakuje. Smutne są realia polskiego rynku muzycznego, który więcej wspólnego ma z biznesem niż z muzyką. Ale tego typu wydarzenia pokazują nam, kto w naszym kraju jest muzykiem - czy może grajkiem - a kto artystą. Trzeba jednak pamiętać, że szybka kasa pozostawia na dłoniach cuchnące piętno. Bo nie można bawić się gównem, nie brudząc rąk.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 2

lewar 17 103   29/04/10, 12:51  
wtf wtf wtf?
iammacio 76 381   29/04/10, 13:23  
muszę się w końcu wybrać na taki sklepowy koncert...