Nie jesteś zalogowany

 19 (2010 w "undergroundzie")

2011-01-01 21:36:39

  Trochę rozleniwiłem się z wpisami. Odkładało się z dnia na dzionek, a tutaj pierdyknęły 3-4 niezapisane miesiące. No nic... Jako, że przez ten roczek nie śledziłem sceny muzycznej pewnie o wielu dobrych rzeczach dopiero się dowiem, więc nie miejscie za złe wybiórczości i niekompletności tego podsumowania.

  Podsumowania zacznę od niezalu totalnego, kapel bez niesamowitych perspektyw promocyjnych, olewanych, no i nie oszukujmy się, niestety też bez większych szans na to, by to się odmieniło. Niezależni którzy zaatakowali w tym roku pełnymi albumami, bądź z większym promocyjnym zapleczem zajmę się we wpisie następnym. Poniżej trochę muzyków, którzy w mijającym roku zrobili na mnie wrażenie. Przy okazji zapraszam też do ściągania na swój dysk twardy mojego tegorocznego dziecka.

Crab Invasion - nie oszukujmy się, chłopaki z Krabów mogliby bez cienia śmieszności (jeśli mówimy o scenie niezależnej) walnąć mesowym (pod warunkiem, że zmienią jedną cyferkę) "czy ktoś w zero dziesięć mnie rozjebał? tak, prawie...". Najpierw kompletnie trafiona demówka, potem bardziej dopracowana brzmieniowo Epka. I chociaż wolę ich molestujących gitary niż klawisze to nie można im odmówić niesamowitej kompozytorskiej smykałki (leci właściwie hit za hitem), do tego fajnie zapakowanej. To dziwne, ale nawet w tak wkurwionym środowisku jak gitarowy underground nie spotkałem gościa który powiedziałby "chujowi są", albo "kraby, weź przestań". No i jara się zarówno "porcys" (!), jak i "we are from poland". Czy to jest normalne?

Chasing The Sunshine - w tym roczku co prawda Maciek nie uraczył nas swoimi nowymi nagraniami (chociaż w trawie piszczy, że w 2011 rzuci czymś nowym), ale zaliczył niesamowity progres jeśli chodzi o koncertową formę. Szczerość i niespotykane sceniczne zaangażowanie. Wiadomo, że taką konwencję łatwo wyśmiać ("przychodzę do Ciebie a ty mi puszczasz jakiegoś smutnego grubasa" rzucił jeden z moich znajomych), wiadomo, że nie dla wszystkich jest takie "emocjonalne wypruwanie flaków" atrakcyjne. Ja mogę tylko powiedzieć, że to kupuję.

Rachael - Pod koniec roku zarzucili wyśmienitym "Add A Little Bit Of Tobbaco" do ściągnięcia za free z ich strony. Kawał dobrej klasycznie rockowo-garażowej surowizny, która na wysokości kończących epkę "Like A High" i "Watchsick" nabiera mocy i przebojowości, która cechowała najlepszy stuff latający dekadę temu na MTV2.

Erplain - Tutaj przybijam piątkę ziomalii totalnej (połowa to ludzie z moich macierzystych spoudsów). Zawsze lubiłem wokalnego i lirycznego niechluja pana Gie, nie mówiąc już o fajnej, niewymuszonej przebojowości jego numerów. Gdyby pozbyć się "Kości, Ruin, Kamieni" byłyby same strzały w dziesiątkę. No i "Nie wiem" to kompletnie wspaniały numer.

Hailo - A teraz coś z zupełnie innej beczki. Rozmyte i przepiękne. Trochę przypominające muzykę Vincenta Gallo, ale byłoby to chyba trochę za duże uproszczenie. W każdym razie chwyta za serce. I to bardzo.

Laenrada - Właściwie wszystko co miałem do napisania o laenradzie zrobiłem na nieżywej już stronie be. Teraz mogę tylko potwierdzić, że miło się do tej płytki wraca.

Karate Free Stylers - Panowie w 2010 zarzucili naprawdę bardzo ciekawą, sprzęgającą epką. Silnie inspirowaną bezkompromisowym shoegazem. Podobnie jak u moich ukochanych "A place to bury strangers" (chociaż wiadomo że to jeszcze nie ta liga) krzyżówka dobrych melodii ze zgrzytliwym eksperymentalnym podejściem. Poza tym fajne, beznapinkowe gadki pomiędzy numerami.

Ed Wood - O Tinie Panie Alleyu będzie w podsumowaniu tych bardziej profesjonalnych składów. Tylko ze względów finansowych nie zaprzyjaźniłem się jeszcze z płytką Eda, ale w swoim dzikim koncertowym bansie... zdziwiłbym się gdyby na scenie światowej znalazł się drugi równie absurdalny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i dziki duet.

Setting The Woods On Fire - Poczęstowali w minionym roku nowymi wysokoenergetycznymi bombami. Mogę tylko powtórzyć to co mówili wcześniej inni ogarnięci ludzie - wytwórnie, wstydźcie się!.

Elephant Stone - W przeciwieństwie do paru wymienionych uprzednio składów zamiast bezlitosnych sprzęgów i wydarć mamy tutaj tylko i aż kawał dobrych piosenek. O raczej tradycyjnej strukturze, odnoszącej się do "pavamentów" i innych klawych kapel. Że teksty nie takie? Że nawet w "we are from poland" się nie podoba? Wystarczy posłuchać bez napinki, a od "ostatniego dnia lata", "schizo", nie mówiąc już od hulającym od paru lat, hiciarskim "cztery", naprawdę trudno będzie się uwolnić.

Microexpressions - Nie miałem szczęścia do sprawdzenia ich koncertowej formy (o kamykach zapomniałem, a na Electric Nights miałem możliwość sprawdzenia jakichś max 15 minut), ale jak nawałnica dźwięków jaką częstują na swojej epce raczej jest trudna do wygenerowania przez dwie osoby. Pokatowałem trochę na swoje mp3. Rzeczywiście fajne.

Sick Parrot - Tych z kolei mogłem sprawdzić tylko na żywo (inaczej się nie da). Byłoby miło gdyby nagrali coś w 2011, bo ten oldschoolowy grunge brzmi naprawdę wyjątkowo mocno kopie.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.