Nie jesteś zalogowany

 Tacy sami ("Wszyscy inni", reż. Maren Ade)

2010-08-25 06:41:27

Gitti i Chris pojechali na wakacje. Sardynia, piękna willa rodziców, a w niej basen i pokój z dziwnymi sprzętami, w którym relaksuje się matka głównego bohatera. W teorii: sielanka. A w praktyce: nuda. Okazuje się, że sprawy nie są wcale takie, na jakie wyglądają. Że choć dziewczynę i chłopaka zdaje się coś łączyć, to jednak dzieli ich równie wiele. I że ta piękna włoska wyspa nie jest rajem, a jedynie pięknym symbolem pięknego drobnomieszczańskiego luksusu, w który Gitti i Chris bawić się nie chcą.

Problem w tym, że sami nie co końca wiedzą, w co bawić się chcą. Próbują różnych rzeczy, na przykład: wtopienia w otoczenie. Spontaniczna, delikatnie niezrównoważona Gitti kupuje burżujską sukienkę, w której choć dziewczyna wygląda nieźle, to jednak sukienka przegrywa w starciu z różowymi sportowymi majtami, w których dziewczyna przewala się cały dzień po domu. Chris, pomimo braku sympatii do Hansa, swego kolegi ze studiów na architekturze, wkręca się w dziwną z nim rywalizację, ni to go podziwia (Hans ze swoją ciężarną, piękną żoną Saną, prowadzą przecież świetne życie, kryształowe, przezroczyste, żadne), ni to z niego szydzi. To Gitti, w dość radykalny sposób, przerwie tę nienaturalną znajomość, bo wierzy, że prawda ma moc zbawczą (jak w kapitalnej scenie z siostrzenicą Chrisa, gdzie bohaterka wymusza na nieznośnym bachorze wyznanie nienawiści).

W poszukiwaniu indywidualności, wyjścia poza schemat tytułowych wszystkich innych zniekształceniu ulegną przede wszystkim wzajemne relacje bohaterów. Gitti (bardzo dobra Birgit Minichmayr, nagrodzona za tę rolę na festiwalu w Berlinie) zdaje się nieustannie próbować Chrisa, podejmuje grę, nierzadko balansującą na granicy ryzyka, bezpiecznej konwencjonalności. Gitti jest w nieustannym ruchu, Chris - raczej stonowany, przy swej dziewczynie wypada blado. Być może nawet łączy ich uczucie, i to znacznie głębsze, bo też i dalekie od natarczywej ckliwości. Każde jednak chciałoby, by ta druga osoba widziała ją inaczej. Rezygnując z jednej maski, zakładają drugą. Wszystko już było, choć w innej konfiguracji. Nieustannie walcząc, drobnymi, nic nieznaczącymi gestami, słowami, to oddalają się, to przybliżają. Związek to nie konstans. Podstawową kwestią jest to, by nie przegiąć.

To ostatnie zdanie odnosi się do samego filmu. Jest zbyt długi, zbyt wiele scen jest niezrozumiałych, zbyt duży nacisk został położony na tezę, zbyt mały na treść. Wszystko to nie pozwala na identyfikację z bohaterami (choć w zamierzeniu reżyserki widzowie mieli przejrzeć się jak w fabule jak w lustrze), co czyni opowieść w gruncie rzeczy obcą.

6/10




Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.