Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "recenzja"


Nieznośna lekkość bytu ("Burrowing", reż. Henrik Hellström, Fredrik Wenzel, dyst. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty)

2010-04-25 18:11:38

Burrowing

 

Kojarzycie czołówkę serialu Trawka, gdzie prezentowane jest osiedle pełne takich samych, równie idealnych i równie nudnych, domów, maluśkich pudełeczek? W Burrowing też są takie domki, odgrodzone od siebie świetnie wypielęgnowanymi żywopłotami. Piękne, wypełnione gadżetami z IKEI, komfortowe. Na tym osiedlu, po równych ulicach, bez muld, bez wybojów, przemieszczają się przedstawiciele klasy średniej w swoich jakże przyzwoitych samochodach. Egzystencja zabezpieczona socjaldemokratycznym podejściem. Nic nie ma prawa się zdarzyć, żaden brud nie zniszczy nieskalanej, czystej powierzchni. Bez ryzyka. Raj, w którym za cenę spokoju płaci się nudą.

Na ten świat patrzymy oczami kilkuletniego Sebastiana, wychowywanego samotnie przez matkę, próbującą wpoić synowi podstawowe zasady, zapewniające bezproblemowe życie w tym perfekcyjnym świecie. Sebastian widzi jednak – choć jak twierdzi: jeszcze tego nie rozumie – że cisza i pewność gwarantowana przez państwo opiekuńcze, którego emanacją jest owe osiedle, wyrzuca poza nawias tych, którzy nie zgadzają się na ustalone reguły. Lub tych, którzy tym regułom nie potrafią sprostać. Anders wybudował sobie właśnie świetny, luksusowy dom. Misza, emigrant z Rosji, przyjechał do Szwecji tylko na chwilę, która przedłużyła się do 30 lat. Jimmy ma małego synka. Ale żaden z nich nie jest akceptowany przez otoczenie, może nawet jest przez nie zniewolony. Anders jest w konflikcie z ojcem (można podejrzewać, że nowy dom i nowy samochód to próba sprostania oczekiwaniom stawianym przez rodzica), Misza dla sąsiadów jest dziwakiem, bo w nosie ma jakiekolwiek zasady, a Jimmy jest obiektem docinek – pomimo że sam jest tatą, wciąż mieszka z rodzicami, a do tego nie ma własnych kluczy do domu. Każdy z nich, Sebastian też, choć żyje z ludźmi, jest przeraźliwie, smutno samotny, gdzieś na granicy małego, prywatnego szaleństwa.

Cichy bunt postaci realizowany jest w zaskakujący sposób: brodzeniem w kałużach, kąpielą w jeziorze, ukryciem w leśnej jamie, spacerem po zielonej pulpie alg. Natura, ignorowana przez ich sąsiadów, dla nich samych staje się miejscem ukojenia, miejscem ucieczki. Kontemplacji samotności, małego szczęścia, próbą zanegowania pozornej beztroski, chwilą na oddech, głęboki i pełny. W tym kontekście Burrowing wpisuje się w doktrynę Henry'ego Davida Thoreau, naturalisty, który twierdził, że aby pogodzić się ze światem, człowiek musi najpierw pogodzić się z przyrodą.

Praktycznie w tym filmie nic się nie dzieje – bo nic szczególnego nie dzieje się w życiu bohaterów. Ktoś z kimś rozmawia, ktoś coś kupuje w pobliskim Lidlu, ktoś gdzieś biegnie. Pozory aktywności. Widzimy dobrze znane nam, z własnych osiedli, obrazy. Burrowing hermetycznie, bez odautorskiego komentarza, utrwala udawaną egzystencję, wypełnioną pozorną aktywnością nieznośną lekkość bytu, stojącą w opozycji do spontaniczności i prostych radości. Metafizyka proponowana w tym filmie jest z pewnością banalna, ale i banał stoi u podstaw próby rozwikłania sytuacji. Śniadania, obiady, stacje benzynowe, telewizja, kolacje, łóżko.

7/10


« wróć czytaj dalej »