Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "Cabaret"


Ariel Pink's Haunted Graffiti, "Before Today": zmieniamy dekadę

2010-07-08 21:40:10

Ariel Pink, hm. Cóż my wiemy o tym człowieku. Wiemy tyle, że jest ukochanym chłopaczkiem Animal Collective, takim trochę wypromowanym przez nich cudownym dzieckiem, które, jako patron Nawiedzonego Graffiti, stało się także patronem jakichś tych niby bardziej alternatywnych odłamów alternatywy. Coś tam ktoś kiedyś bąknął w artykule czy dwóch, że przetarł ślady dla obecnie wypychanych na ołtarze pionierów chillwave'u czy tam hypnagotic popu.

Bo ja wiem, może. Dla mnie Pink pozostanie sympatycznym człowiekiem, który sam sprzedaje fanom koszulki, a na lo-fi trzeba mieć odpowiedni nastrój. Ten z kolei występuje u mnie rzadko, acz bywa. Wszyscy twierdzili jednak, że ta akurat płyta jest tą najprzystępniejszą z bogatej dyskografii, faza na lata osiemdziesiąte w kulturze trwa i się nie kończy.

O, nieprawda, o, kłamstwo. Czy też, inaczej. Nowa płyta Ariel Pink's Haunted Graffiti jest tak idealnym odwzorowaniem muzyki dekady, że z trudem potrafię odnieść do niej stwierdzenie inspirowanie się latami osiemdziesiątymi. To już nie jest, jak u Toro y Moi, odrabianie lekcji, bo się jest bardziej z lat dziewięćdziesiątych, to nie jest, jak u mojego ukochanego Yeasayera i ich (stoję po tej akurat stronie barykady, stało się) znakomitego Odd Blood, branie z worka co bardziej kolorowych elementów dekady, żeby je połączyć ze szklanymi gitarkami i kolorowymi tkaninami importowanymi. Nie należę do ogromnych fanów osiemdziesiątek, nie chodzi wcale o kicz, dobry kicz nie jest zły, czasem myślę, że życie stworzono tylko pod italo disco, aczkolwiek 90's są mi bliższe, po prostu. I nie uznaję się wcale za specjalistkę od 80's. Przyznaję, gdybym nie wiedziała, iż Ariel nagrał płytę w tym roku, może nawet dałabym się nabrać, że nagranie pochodzi sprzed dwudziestu lat z okładem. No, trochę zremasterowane, ale nie jakoś bardzo, jako że moje słuchawki się ciut podpsuwają.

Ta jakość, te pogłosy, nananana na początku Round and Round, słodycz i chórki cieniutkich głosików kojarzące się od razu z różowymi, lateksowymi spodniami, klasyczny motyw wokalista imituje odbieranie telefonu z głębokim heloł, jest (Beverly Kills) nawet smak motywu do serialu policyjnego, gdzie wszyscy noszą wymiętolone koszule i są za mocno opaleni! Jezu. Pink się nie zainspirował, przez co rozumiem właśnie podbieranie tu tego, tu tamtego, ale umieszczania w swoim wykreowanym od podstaw wszechświecie. On odtworzył, z przerażającym pietyzmem zresztą, ale chyba i przyjemnością, lata osiemdziesiąte, by umieścić w nich wdzięcznego siebie. 

W związku z tym wysuwam wniosek. Skoro nagrywamy już płyty brzmiące dokładnie jak te z lat osiemdziesiątych, wystarczy. Koniec, basta, historia zatoczyła koło. Proponuję porzucenie pokrytej brokatem padliny na rzecz, hm, pomyślmy, lat dziewięćdziesiątych? 


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!