Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "James Holden"


Niteczki, dzwoneczki: James Holden, "The Idiots Are Winning"

2010-06-18 20:42:05

Była sobie pewna wytwórnia, nazywała się Border Community, był sobie o niej post, nawet na stronie głównej, i założył ją pewien wspomniany w tym wpisie człowiek. Sety ma, produkcje ma, płytę własną jedną ma. Kojarzyłam pana z pewnej szokującej nocy, którą spędziłam z 4FunTV. Szok brał się z niemożliwości zrozumienia, w jaki sposób stacja ta może opowiadać o Audioriver, o Moderacie, o muzyce w ogóle, tak zaskakująco rozumnie.

I był tam sobie wtedy taki rozumny brunecik o uroczym akcencie, który musiał przerwać na jakiś czas karierę. Wtórność elektroniki go denerwowała, więc słuchał dużo krautrocka. Hm, proszę pana, pomyślałam z odrobiną sympatii, ale gdzieś tam, jakoś tam leciał wywiad z Telefonem Tel Aviv (punkty dostali dopiero w tym roku), więc brunecik poszedł cokolwiek w odstawkę, wyjąwszy kilka utworów (dobrych, patrz wpis o Border).

Kiedy włączyłam The Idiots Are Winning, byłam gotowa się kajać. Uczucie podobne do tego, co przeżywałam z nowym Panthą du Prince'em.

Zupełne zamknięcie w wąskiej, precyzyjnie zabudowywanej przestrzeni narzuconej przez dźwięki, i jeszcze za to dziękuję, spokojne rysowanie kresek, dzwonki trzymające wszystko w jednym, ale i nieoczywiste pogłosy sugerujące, że coś jeszcze  poza podarowaną nam przestrzenią jest, poruszamy się po nie do końca poznanym terenie, który się nam powoli, niespiesznie, delikatnie rozjaśnia wokalem Pandy Beara.

Początek płyty Holdena to było wrażenie podobnej koronki. Chociaż nie koronki, raczej niteczek, drobnych, przezroczystych, lekkich, dotykających mojej skóry niteczek, rozplątujących się i plączących w sposób, którego nie pojmuję.

Byłam zachwycona. Nie rozumiem? Świetnie, będę mieć do czego wracać w karkołomnej nadziei, że kiedyś pojmę. Jeszcze dodać do tego inne smaczki, jak 10101, już czysto taneczny Corduroy, złośliwostkę w postaci Intentionally Left Blank (2:05 ciszy, owszem), a James Holden pojawił się wszędzie. W moim iPodzie, na liście potencjalnych kandydatów na męża (koło Pandy Beara oraz Panthy du Prince'a), na tapecie, na soupie, w rozmowach, na photoblogu znajomego, który nazwał swój wpis Holden tribute, przy zasypianiu i po przebudzeniu się.

A potem zaczęłam rozumieć tę płytę. Nie jest zła, nadal jest bardzo dobra, równa, interesująca, wciągająca. Ale już nie znakomita, oswoiłam się z nią. Pierwiastek absolutu zniknął. Nie mogę się z tym pogodzić. Ogromne rozczarowanie, chyba największe w tym roku. I co my teraz zrobimy, James? Nasz związek stanął w obliczu kryzysu.


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!