Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "Crystal Castles"


Już nawet nie wiadomo, co to tańczyć znaczy. Crystal Castles, "Crystal Castles (II)"

2010-06-17 17:25:07

Jest sobie taki zespół z Kanady, nazywa się Crystal Castles, dwoje ich i nagrali najtrudniejszą dla mnie płytę w tym roku. Tak, nie śmiejcie się, i proszę przestać rzucać te uwagi zza kadru, że to przecież jest krzycząca laska i ośmiobitówka, gdzie tam skomplikowanie, komplikuje to Panda Bear z Avey Tarem, o, ciocia Maya na nowym albumie, trudno to założyć rajbany na lewą stronę i zrozumieć, jak można nie kochać Sonic Youth, a nie tam Crystal Castles jakieś, za skinny jeansy nosisz, mała, poluzuj sznurówki w converse'ach, dobrze przynajmniej, że ci grzywkę równo podcięli, ale dobra, siadaj tu i powiedz, co masz na swoją obronę, i skąd ci się takie poglądy, ta młodzież w ogóle już porządnego electro nie słucha, ja nie wiem, wzięły.

Aż naleję sobie wody, bo to skomplikowane jest, i ja sama nie wiem, czy potrafię wyjaśnić, a jak już, to będzie długo. Ale dobra, spróbujemy, final countdown argumentów na tak i nie, rzućmy sobie hipotezą i jadziem, zacznijmy może od tego ładnego zdania, że to najtrudniejsza płyta, i weźcie przestańcie z tym śmiechem zza kadru, dobra? Bo trudność tego albumu polega właśnie na jego prostocie. No, ale myśmy z niejednego pieca chlebek jedli przecież, każdy porządny słuchacz wie, że hype narzędziem szatana jest, rója i porópstwo, i ty też, Ada, porubstwo jesteś, boś się dała w to emgjeemte jakieś wmanewrować już dawno, i żeś się nawet na tę nową płytę fragmentami najarała, wstyd, gdzie masz oczy, dziewczyno, nie, no, powiedzmy, że ten Vyngarten twój cały to on ładny jest, obra, dzie masz uszy?

Ale ja się nie poddałam nurtowi wcale, no, w przypadku Crystal Castles w każdym razie na pewno nie. Drony lubię, noisy lubię, a do tej pory pamiętam, że po debiucie bolała mnie głowa, dosłownie, siedzę, patrzę, a tu boli mnie głowa, pierwsza taka płyta w moim życiu, a ja swojego organizmu słucham, o, niedoczekanie, niesmak i rozstanie z Alice i Ethanem, where did you go, I still miss you so.

To na dwójkę nie czekałam. Ale, myślę sobie, przecież jestem człowiekiem otwartym, to dlaczego nie, w zasadzie. Odpaliłam i proszę. Alice przestała być tym wielkim, posypanym czarnym brokatem paznokciem na mojej muzycznej tablicy, ła, szaleństwo, da się potańczyć, posłuchać, te takie jakby wodne skojarzenia z wokalem, wsamplowali nawet mojego ukochanego Jónsiego, jak miło, jak fajnie, a Doe Deer to jeszcze taki szybki powrót do starych, dobrych czasów, ale, o dziwo, się spodobał, jak go sobie na słuchawkach włączyć, ja tam nie wiem, co ona tam śpiewa, feel the pain czy co, nie wiem, co to jest, ale kojarzę, nawet na opis na gadu sobie wstawię, pouśmiechają się wszyscy, co to w szkole uwierzyć nie mogli, że Ada wyłączyła to depresyjne, a włączyła chillwave.  

I to by było na tyle, tak, to gdzie to skomplikowanie, przecież już mówiliśmy... Ale chwileczkę, chwileczkę, zanim ciocia Maya. Bo saturdays = youth, a hype = ruja i porubstwo, a ja się poniewczasie zainteresowałam, tak zupełnie przypadkowo, co tam piszą, i to mi zupełnie w głowie zawróciło, zawróciło tak, że aż teraz nie mogę recenzji nawet po Bożemu napisać i słucham Uffie, masz tobie, ale tych rozbieżności było tyle, że na pochyłe to i Salomon nie naleje, jak mawia mój przyjaciel, Mateusz, który kradnie ode mnie smooth jazz.

Nie można przecież zapomnieć o tym ich nieszczęsnym imażu, o Alice krzyczącej, plującej i bijącej się mikrofonem po głowie, co stało się polem dla rozwinięcia nowej dziedziny recenzji, freudyzmu muzycznego, bo że muzyka jest i trwa, to fajnie, dzięki, Ethan, ale och, co ta dziewczyna wyrabia, paczemu, ona jest taka prawdziwa, taka naturalna, ikona, et, gwiazdka sezonowa, czereśnie, truskawki i agrest, muzyka za 9,99 z podkręconego jabłkowego komputera, a że się bije po głowie, to to jest sprzedajność i na pokaz, albo, jak kto woli przy drugim albumie, nie moja broszka i interesujący rys autonegacji. I ja tak siadam, i ja tak myślę sobie, że jest mi za Crystal Castles przykro, bo jakby robili te swoje rzeczy czterdzieści i jeszcze lat temu, to byśmy może teraz nosili koszulki z Ianem, z Kurtem, z Jimim i z Alice, a tak to wszystko bierzemy teraz w nawias, w ironię, myśmy to widzieli, no i co, że ona się bije po głowie, a z drugiej strony wy, o ironiczni, mroczni panowie i panie, mroczne i ironiczne, nie potraficie już prawdziwych emocji z siebie wykrzesać, przeżywać, mam niecałe siedemnaście lat i już jestem zdziadziała przed tym swoim nawet niejabłkowym laptopem, go out, meet someone, go see them in concert i się tu nie mądrz.

Ale to ośmiobitówka jest, to po co się tak przejmować i unosić honorem? I tak w kółko. Mówiłam, że to trudna płyta jest. Woda mi się skończyła.


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!