Moje komentarze

08.05.2010
Tekst fascynujący. Gratuluję autorce wiedzy i umiejętności analitycznych. Podoba mi się również próba „prawdziwie obiektywnego” podejścia do sprawy. Sam podszedłem do tekstu Szubrychta dosyć bezkrytycznie, lecz jej uwagi otworzyły mi oczy na to, że i świetnych autorów należy sprawdzać. Wydaje mi się jednak, że w tym wszystkim Marta Słomka nie uniknęła jednak pewnej stronniczości a nawet (może nieświadomie) posłużyła się manipulacją.
Zastanawiam się, czy nie nastąpiło tu pomieszanie pojęć sztuki, kultury i popkultury. Jeśli Gaga ma wpływ na budzenie społecznej świadomości feministycznej – a z tego co rozumiem, ma bardzo duży – to nie sądzę, aby to wynikało z tekstów, jakie układa, ani z tego, czy we włosy wplecie sobie telefon czy coś innego, albo jaką będzie miała choreografię, ale raczej z jej wypowiedzi publicznych. Gaga jest wtedy ważna jako osoba publiczna, której głos, ze względu na masowe zainteresowanie publiczności i mediów jest słyszalny, ale nie jako artystka.
Zabawne jest z jednej strony wypunktowanie przez autorkę, a z drugiej strony pogłębianie przez nią podziału na „świat muzyki rockowej” (ironicznie nazywany przez nią lepszym) i popowej. Ja pochodzę z „rockowej strony mocy”, więc też jestem pewnie nieobiektywny, ale raczej się nie pomylę pisząc, że niestety muzyce pop nie przysługuje społeczne pozwolenie na wypowiadanie się na tematy ogólne. Nieliczne wyjątki poprzedzające regułę to utwory w stylu „Heal The World”, ale o wolności czy nierównościach społecznych może śpiewać Bob Dylan, a nie Rihanna (wyjątkiem jest zapewne rasizm – Czarni reprezentanci sceny po mają silny mandat by o nim mówić). Gdy Doda wplata w tekst jednego ze swoich przebojów wers o tym, że „nie jadłeś dziś ciepłego obiadu” (jako „oko” puszczone do dzieci z naprawdę biednych rodzin) jest to w najwyższym stopniu bulwersujące.
Dyskusji o granicach sztuki nigdy byśmy nie skończyli. Ja sam uważam na przykład twórczość zespołu ABBA za sztukę, chociaż sztukę w obrębie muzyki popularnej. Wśród utworów Madonny, jakkolwiek lubię jej przeboje z wczesnych lat, jak „Material Girl” czy „Like A Prayer”, nie znajduję pozycji, które w piosenkowym kunszcie choć w jednej czwartej dorównywały piosenkom ABBY. U Lady Gaga wszakże takie znalazłem. I dlatego lubię Gagę. Lubię ją za dwie piosenki, które dzięki jej wokalnej ekspresji a przede wszystkim mocnym/dobrym/chwytliwym melodiom trafiają w moją wrażliwość. Tu wkraczam na teren wypowiedzi absolutnie subiektywnej, więc krótko: nie obchodzi mnie nijak cały „pakiet”, o jakim pisze Marta Słomka. Naprawdę podobają mi się utwory „Poker Face” i „Bad Romance”. Coś mi robią takiego, że chcę ich słuchać. I jeśli za sprawą czarodziejskich mocy mogą stać się muzycznie 10-20% lepsze kosztem teledysków i kostiumów – wchodzę w to.
A teraz punkt końcowy. Autorko: jest tak, że dla niektórych jest szalenie istotne, czy gwiazda sama układa swoje utwory, czy nie. Może Ty podchodzisz do tego inaczej, ale dla części (nie wiem jak dużej, ale na pewno niemałej) odbiorców muzyki (tak, tak, głównie miłośników rocka) jest to informacja podstawowa. Gdy ktoś śpiewając teksty i wykonując określone melodie wyraża swoje emocje, swoją wrażliwość i swoje przekonania - możemy mu zaufać. Gdy po prostu odgrywa swoją rolę, wtedy możemy co najwyżej oceniać jego biegłość techniczną. Dlatego ja sam lubię „Gagę w pakiecie”, czyli jej twórczość i ją jako artystkę – bo sama sobie pisze (aczkolwiek to też przyjmuję na wiarę, bo ma współpracowników, producentów etc. i w gruncie rzeczy nie wiem, ile w jej utworach jest jej autorskich pomysłów). „Czy to, że numer "Off The Wall" napisał Rod Temperton, a nie Michael Jackson umniejsza w jakikolwiek sposób jego wartość?”. Hmmm, czyją wartość, albo też: wartość czego? Wartości utworu nie umniejsza, ale wartość Jacksona jako jego twórcy obraca w gruzy. Naprawdę – bardzo wielu ludzi myśli właśnie takimi kategoriami i nie wiem dlaczego powinni kończyć :)
Jeżeli gdzieś się w tym pisaniu pomyliłem, chętnie zostanę wyprowadzony z błędu.
1 z 1