Nie jesteś zalogowany

Co w Świecie Piszczy? #1

2012-10-28 21:05:07

Niedziela, ciężki dzień po dniu wczorajszym także i wpis późno.

 

Co by tu dzisiaj poruszyć. Jakiś news ze świata.

 

O. Mam. W piątek ruszyła sprzedać biletów na koncert Depeche Mode, który odbędzie się 25 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie. Czy jest to show warte odwiedzenia? 

 

Pytanie retoryczne. Chyba nie muszę mówić. Ale i tak powiem. Oczywiście, że tak. Świadczy o tym już trudnodostępność biletów na koncert. Te na early entrance poszły jak ciepłe bułeczki w cztery godzinny o ile się nie mylę. Golden Circle i jednej trybuny nie było już w sobotę. 

 

Wiadomo, że nie ma słabych koncertów Depeche Mode i każdy na nich może posłuchać rewelacyjnej muzyki oraz niesamowicie się bawić. Dodatkowo całej otoczce smaczku dodało to:

http://www.youtube.com/watch?v=NihMVuspKQw

 

Nagranie ze studia. Mocne, mroczne nawet brzmienie Depeche Mode połączone z delikatnymi wstawkami w wykonaniu Dave'a potrafi przyprawić o dreszcze. Jednakże spotkałem się z opiniami (w mniejszości), że jest to średnie nagranie, ale mam nadzieję osobiście, że usłyszymy to na płycie.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Muzyczna Rozkmina #1

2012-10-27 16:01:47

Sobota. Wspaniały dzień. W końcu można odpocząć i sobie pospać. Chyba, że śnieg Cię żywcem zakopie. Tak jak dziś.

 

Ale dzisiejszy dzień to też pierwszy wpis Muzycznej Rozkminy. Jaki temat? Siedziałem od paru dni i zastanawiałem się nad jednym pytaniem. Czy legendy muzyczne zasłużyły sobie na te miano? 

 

Konkretnie chodzi mi o konkretne przypadki. Mamy takie legendy jak The Beatles, Janis Joplin, Jimi Hendrix, Led Zeppelin, Micheal Jackson itd. Ale co z takimi legendami jak Nirvana, Alice in Chains czy AC/DC. Co by się stało gdyby nie śmierć. Czy przypadkiem piedestał nie jest tworzony pod tymi zespołami tylko dlatego, że spotkała ich tragedia. 

Lennon powiedział, że The Beatles są sławniejszy od Jezusa. Zapracowali sobie na ten tytuł w pełni zasłużenie. Talent, umiejętności, charyzma. To wszystko pozwoliło im osiągnąć coś niespotykanego, coś nieosiągalnego innym. Potem Lennon zmarł. Rok 1980 ginie postrzelony przez fana u progu swego domu. Zaczyna tworzyć się... legenda. Jeszcze większa. Trzy dni, a on nie zmartwychwstał. CO z Harrisonem, McCartneyem, Ringo Starrem. Zaczynają być przyćmiewani, bo Lennon, zmarł. Nie napisał znacznie lepszych utworów od pozostałej trójki w solowej karierze. Ej, przez niego rozpadło się The Beatles. A tu nagle mamy sytuację, gdy John Lennon jest ważniejszy niż The Beatles. On zginął. Wszystkie jego dokonania wychodzą na wierzch. I już tak, magicznie, pozostają. 

 

Hendrix. Cztery lata niesamowitej kariery. Bum. Legenda. Zasłużył? To co napisał, było naprawdę niesamowite, jego umiejętności. To co zrobił na rzecz muzyki i szerokopojętego rocka jest czymś niepowtarzalnym. Ale jednak. Czy na pewno? 

 

AC/DC i śmierć Bona Scotta. Niesamowity wokal, niesamowita osobowość. Ginie dusząc się własnymi wymiocinami w aucie po mocno zakrapianej alkoholem imprezie. 1970  rok. Przychodzi Brian Johnson na jego miejsce. Gdyby nie to któż to wie czy popularność AC/DC tak znacznie poszła w górę. Tu też można stwierdzić, że śmierć Bona Scotta wyszła zespołowi znacznie na plus. Chociaż ja nadal jestem zwolennikiem Bona Scotta, a High Voltage jest wg mnie majstersztykiem. 

 

Kurt Cobain. Tutaj naprawdę już chyba nie trzeba niczego mówić. Talent jakich mało, fałsz jedyny w swoim rodzaju, Nevermind jednym z najlepszych arcydzieł z arcydzieł 1991 roku. 1994 rok. Boom. Zabija się, jest zamordowany, przedawkowuje, jak kto woli, wokalista zespołu Nirvana. Co się stało? Nirvana staje bóśtwem nad bóstwami Grunge'u. Czy w pełni zasłużenie? Owszem, to co udało się im stworzyć powinno być doceniane, ale czy aż tak? Trzy albumy studyjne, jedno z najlepszych unplugged w historii o raz parę nagrań koncertów na żywo. Nie taki bogaty dorobek.

 

Po tych paru przykładach trzeba sobie zadać jedno fundamentalne pytanie podchodząc do zespołu z takim doświadczeniem. Czy wykreowali się talentem, czy na tragedii? 

 

A jaka jest wasza opinia? 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Perełki YT #1

2012-10-26 17:05:59

Piątek. W końcu. Na reszcie po tym tygodniu. Przed imprezowym wieczorem dobrze byłoby sobie coś posłuchać, nie? A najlepsze w tej sytuacji są Perełki YT. 

 

(Ugh. Brzmię jak z tanich haseł reklamowych)

Dobra. Do rzeczy. Podczas jednej z moich kolejnych wędrówke po youtube znalazłem coś co rozwaliło mnie na łopatki.

 

The Ascent of Everest - If I Can Move Mountains

14 minut genialnego klimatu, performance'u nawet można rzec. Krótki wstęp. The Ascent of Everest jest amerykańskim zespołem, konkretnie z Nashville, który składa się z ośmiu osób. Konkretne informacje na temat zespołu co do składu, instrumentów, nazwisk członków ciężko wydobyć, ale to tylko świadczy jaką perełkę udało mi się znaleźć. W 2010 roku, 1 czerwca wydali swoją pierwszą płytę: "From This Vintage". Łączy ona genialne klimaty Rocka, Ambientu, elektroniki, a to wszystko okraszone wspaniałym wokalem, który dodaje naprawdę smaczku całości. 

 

Przechodząc już do naszej perełki. Utwór przez 14 minut tworzy hipnotyzujący pokaz. Odpowiednie zagrane partie każdego z instrumentów naprawdę świetnie oddają charakter utwołu i naprawdę możemy poczuć te góry, tą walkę i wyobrażenie przesunięcia owej góry. Może brzmi to górnolotnie i można zarzucić robienie z utworu liryki, ale jeśli nałoży się dobre słuchawki to można to poczuć na własnej skórze. Nikt mi nie powie, że jest inaczej. 

 

Po dłuższym zastanowieniu mogę powiedzieć, że nie jest to typowa perła. Bardziej diament, ale nieoszlifowany. Słyszymy gdzieś w dali jakieś delikatne niedociągnięcia, tutaj coś nie tak, tu mogłoby być inaczej, ale w tym przypadku działa to jak najbardziej in plus. Budzi to w nas fascynację wręcz utworem. 

 

Polecam każdemu chcącego odlecieć gdzieś dalej. 

 

P.S. Komentujcie czy taki klimat wpisów mniej więcej przypada wam do gustu, czy nie :).

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Zaczynamy!

2012-10-25 20:33:13

Cześć wam wszystkim. Nie będę się tu rozpisywał na temat swojej osoby. Nie temu jest poświęcony oczywiście blog. Jeśli chcielibyście coś konkretnego powiedziec do mnie mówcie... Alter? O. Alter jest dobre. Moje muzyczno-internetowe alter ego. 

 

Pewnie zastanawiacie się co ukaże się właśnie tutaj, na tym blogu. W ogóle blog to jest tylko kolejny krok w projekcie AltMus. Sercem całego przedsięwzięcia, bardzo świeżego, jest facebook: http://www.facebook.com/ProjectAltMus . Chce wyrwać ludzi z radiowego motłochu i poszperać w muzyce innej, czasami niepopularnej, czasami wręcz na odwrót. Pragnę, aby to było miejsce muzycznej ucieczki przed światem, gdzie muzyka nie będzie tępym bitem, a czymś więcej.

 

Co do bloga. Będą tu się pojawiały wpisy różne. Codziennie o innej tematyce. Narysowałem sobie taki można powiedzieć harmonogram codziennych wpisów:

Poniedziałek: Rock Day

Wtorek: Elektronika

Środa: Reggae Power

Czwartek: Chill, Full Chill

Piątek: Perełki YT

Sobota: Muzyczna Rozkmina

Niedziela: Co w świecie piszczy.

 

Śledźcie bloga, a przede wszystkim Facebooka i dowiecie się jeszcze więcej o mnie :).

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

« wróć 1 czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!
Najczęściej komentowane
brak
Ostatnie komentarze
brak