Nie jesteś zalogowany

Ewa Bem i Marek Bliziński: "Dla ciebie jestem sobą"

2012-08-16 23:27:01

W moich poszukiwaniach przenicznych łanów spokojności i harmonii dekad które już niepowtarzalnie minęły natknąłem się na fantastyczną płytę którą nagrała Ewa Bem z gitarzystą jazzowym polskiego produktu exportowego klasy AAA czyli Markiem Blizińskim. Dość nieszczęśliwej postaci polskiej muzyki jazzowej o którym można sobie pocztać tu i ówdzie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Blizi%C5%84ski

Płyta o tylule "Dla ciebie jestem sobą" to w zasadzie taka malutka perełeczka dla tych co lubią spędzać czas z herbatką, ciastkami klasy maślane i mruczącym kotem między bamboszami. Na uwagę zasługuje tam kilka kawałków, szczególnie tytułowy: 

Oczywiście że to Przybora i Wasowski, napisali i skomponowali tą błyszczącą perełkę dla Kaliny Jędrusik ale chyba dopiero Ewa Bem z panem Markiem wydobyli z niego ten oczywisty puchaty potencjał. Cała płyta jest nastrojowa, poważna, dobra, genialna muzycznie i fantastycznie mierzwi dywan i miota firankami w letnią noc.  

albo o to: 

Ewy Bem nie ma co przedstawiać, ale dla już fanatycznych poszukiwaczy brzmień jazzowej gitary polecam szarpnać za płytę Marka Bliźińskiego nagraną z Czesławem Bartkowskim i Wegehauptem: "The Wave", niby nic, źle nagrana, ciut trąca myszką, ale w sposób pasjonujacy masuje splesniałe uszy od byleczego delikatnie chłoszcząc gnuśną wrażliwość. 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Ariel Pink's Haunted Graffiti

2010-09-13 10:23:08

Wracałem wczoraj (niedziela) samiutkim rankiem (ok 4 rano) poprzez kłęby mazowieckiej mgły rozlewające się nad polami gnijącej od deszczu kapusty z paskudnie przeładowanym łbem toksycznymi związkami pochodzącymi prosto od butelek ze wstążeczkami z napisem sto lat młodej parze. O ile samo wesele było klasyczne, przetkane pięknym śpiewem o dziwo młodszej części weselników (naprawdę cudnie jak kilku chłopów lat 20. trzymając się jak Czeczeni za ramiona, zasuwa kilkanaście zwrotek pieśni ludowej proweniencji bez zająknięcia głosami ciosanymi jak z buczków) tak i część widowiskowo taneczna nie odbiegała zasadniczo od tego typu obrazów, wiec nie bardzo jest o czym pisać (no, może opróćz rozmowy z wujem, ale to nie ten profil). Natomiast wracając od natłoku myśli wepchniętych przez pewien typ napojów w jeden ciasny kącik w głowie, podróżujących przez zamglone pola muszę nadmienić, iż w pewnym momencie tłok w głowie się bardzo rozpuścił gdyż nadano piosenkę Ariel Pinks Haunted Graffiti w radio. Nie jestem w stanie powiedzieć którą, gdyż myśli za bardzo jednak się rozbiegły, natomiast nie na tyle aby nie zapamiętać fragmentu nazwy (ariel pink) co zanotowałem skrzętnie mimo pewnych trudności koordynacyjnych. Pewnie wam już znany niektórym artysta, niemniej mi się bardzo spodobał. Co do opisu brzmień na tej konkretnie płycie którą polecam sobie przejrzeć (tytuł nomen omen "Before today") mogę to zrobić przepięknie i soczyście ale szybciej jest kliknąć sobie i posłuchać. Niemniej skojarzenia z latami 80, sceny brytyjskiej nie są jakieś bezsensowne, wcześniejsze jego płyty (np :"Scared Famous") kipiały od skojarzeń z Frankiem Zappą, i jego slapstikowych rozwiązań muzycznych tutaj jakby lekko wygładzone i uczesane, zresztą sama okładka nawiązuje do klimatu nowo falowych (punkwoych?) produkcji lat 80 (zresztą album ten wydany został w 4AD co zobowiązuje ;). Proste i piękne, uspokajające, sporo przestrzeni i lekkość prowadzenia kompozycji, bardzo klimatyczny głos i konsekwencja.  

Szperamy na Wiki:

Ariel Pink – amerykański muzyk z Los Angeles. Ukończył California Institute of the Arts na wydziale sztuk wizualnych. Znany jest z tego, że większość swoich płyt nagrał sam na kasetowy 8-ścieżkowiec, grając na wszystkich instrumentach, a zamiast perkusji używając ust i innych części swojego ciała. Od 2005 roku koncertuje i nagrywa ze swoim zespołem Haunted Graffiti.

Linki:

http://www.myspace.com/arielpink

No to co? Może jeszcze po pioseneczce prawda?

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Wooden Shjips - Powiększenie 28.06.2010

2010-06-29 11:31:14

Koncert Wooden Shjips w Powiększeniu bardzo mnie zainteresował z trzech powodów:

a. sam klub co zaprasza bardzo ciekawe zespoły bardzo chciałem zobaczyć

b. zespół z mechaniką post kraut-rockową bardzo chciałem zobaczyć

c. autobusem 517 bardzo się chciałem przejechać

Spełniwszy punkt c i zapatrzony pod powieką w poodkrywane pępuszki sprzedawczyń wracajacych po ciężkim dniu pracy do domu przystąpiłem do punktu a, co nie było znów takie trudne (100 m?) i potem szybciutko do punktu b (10 m?). Zaskakująca łatwość spełniania swoich zachcianek spowodawała podejrzenie że jestem mało wymagający od życia i skończę jako uśmiechnięty i zaśliniony starzec na wysypisku. Zanim o koncercie to powiem że klub Powiększenie bardzo potrzebowałby własnie powiększenia dołu, ale i tak było w miarę miło. Ale opadania kopary nie było. Jednym z ciekawszych miejsc są drzwi za barem na dole gdzie można sobie poczytać pewne okołosedesowe sentencje dotyczące wszelkich aspektów zycia społecznego.

O zespole nie będe pisał bo jest pan Gugiel który sobie z tym świetnie poradzi. Sam koncert był na miarę miejsca i ludzi, kilka osób się bujało, kilka tupało, ktoś machał ręką, ktoś zasłaniał uszy. Muzyka zespołu opierała się na prostej i rytmicznej sekcji która za honor postawiła sobie grać w miarę równo i skupić się na pięknym podrygiwaniu aby ukryć że do każdego z kawałka grają to samo (neu - hallogallo) z tym że bez ozdobników (huh). Jak prostacko to nie wygląda z opisu to i tak działa, zapewniam, człowieka coś porywało i kazało drygać, choć rozum mówił "spokojnie stary, to jest oszustwo!" Bassman używał w tym występie praktycznie jedego palca, włosów i okularów i pary skocznych trampek a Pan Perkusista zabrał jedynie kociołek, werbel, parę talerzy, hi-hat i pałeczki (założę się że wszystko pakował do kociołka aby nie płacić za nadbagaż). Ponadto Pan Perkusista wił się i skakał jakby prowadził bobsleja z owrzodzeniem odbytu, czym mnie osobiście w zasadzie oczarował, po za tym nie zagrał ani jednego klasycznego przejścia! Tyle sekcja. Generalnie zapis nutowy na cały koncert dla sekcji można by zmieścić na kwicie za parkowanie, ale to nie jest wada. Klawiszowiec, klawi-potencjometrysta raczej, używał klawiszy szerokości może 50 cm że miesciła mu się tylko jedna łapka a drugą popylał po gałkach, delayach, chorusach i innych metalopodobnych pudełeczkach podpiętych pod skromną maszynkę muzyczną mieszczącą się prawdopodobnie w pokrowcu na buty narciarskie (drugą reką popychał też driny). Trzeba było mieć nielichą koordynację oczu i uszu aby wsłuchać się co ten pan gra i co robi i czy cokolwiek to że ta czerwona gałka ciut w lewo a potem wręcz przeciwnie to jest to tak jak miało być czy to po prsotu kontrola systemu wentylacji. Niemniej zrzućmy to na akustykę sali, która, przyznajmy to, nie jest atutem tego miejsca. Natomiast Pan Gitarzysta - frontman i wokalista w jednym, we fryzurze a`la Zmartwychwstały Chrystus grał na gitarze dość pieknie przesterowanej a wokal miał z takim pogłosem że swobodnie mógł opędzić wszystkie piosenki jednym, jakimkolwiek imiesłowem, liczebnikiem czy partykułą a każda próba wydobycia z gitary czegoś innego niż hrrrr hrrrr hrrrr kńczyła się skręcaniem uszu (moich nie jego) w trąbkę i pulsatywnym zanikiem świadomości. I tutaj mam problem, bo rozebrawszy na części wszystko było mizernie, prostacko i do praktycznego wyśmiania na jakimkolwiek forum (oraz + 3 do legendy) ale ogólnie odbiór bardzo pozytywny, dużo energi, transu, bujania i czegoś podskórnego co właziło bezpośrednio omijając wszelkie ośrodki logiczne prosto do serca i głowy wzburzając lekką piankę pod czerepem mimo żrącego uszy i wszechobecnego braku wyziewów środków okołopsychodelicznych dookoła nosa, oczów i uszu.  Chyba nie zagrali kawałka tego co powyżej umieściłem, zagrali praktycznie jeden kawałek w 10 kombinacjach w tym tylko jedna była rytmiczna (pierwszy kawałek bodaj).

Ogólnie pokazuje to że wystarcza sama konsekwencja, spójność brzmień aby całość brzmiała wiarygodnie i szczypała cię w pośladki i dawał po prsotu potencjalną możliwość wpisania do swojego internetowego pamiętniczka o Pięknie Spędzonym Dniu Poza Domem. A dziś w Powiększeniu Little Lucky Dragons. Hmmm...

edit+: ten mały klawiaturek opisywany powyżej to to: http://www.e-muzyk.net.pl/content/view/87/36/ Alesis Micron i chyba zaczynam chorować na niego

 

 

Komentarzy: 3 Nie dodano tagów

The Symphony of Science

2010-06-06 13:05:59

Nie będe dużo o tym pisał, bo wszystko jest tu:

http://www.symphonyofscience.com/

" The Symphony of Science is a musical project headed by John Boswell, designed to deliver scientific knowledge and philosophy in musical form. Here you can watch music videos, download songs, read lyrics and find links relating to the messages conveyed by the music."

Natomiast na zachętę i zanętę wrzucam:

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Pompplamoose

2010-05-18 05:43:05

Wróćmy do quasi domowego grania. Pomplamoose. Robią bardzo ciepłe i puchate nujazzowe aranże przeróbek i własnych kawałków. Dziewczę dające twarz ma ciekawy głos, wielgachne niebieskie oczęta. W ogóle jakoś z czerni, pleśni, czaszek i krwi wstępuje uchem coraz częściej na popowatą stronę mocy z nastoletnimi aniołkami o wielkich błękitnych oczętach.

tutaj przekuty BIDET MJa:


tutaj przemacana BEYONCE - Single woman:


jak dla mnie lepsze o 5 razy niż pierwowzór (w 2 przypadku).
Generalnie można zerknać na myspace ich próby własnych kawałków i resztę na youtube, fajny pomysł na domowe muzykowanie, nie słychać tego ale tak to właśnie wygląda. Mnie urzeka luzik, który jest pewnie dograny na potrzeby video, ale i tak sie daję ponieść klimacikiem domówki, bawelnianych koszulek, babci tańczącej do MJ, niemniej na równi mnie
urzekają deliaktne i wcale nie amatorskie wysmakowane aranże. Swoje kawałki zresztą też grają.

www.myspace.com/pomplamoosemusic
Generalnie strasznie mi się podoba taki radosne, bardzo ciepłe, muzykowanie do tego cudne wideo - na poranki sobotnie do kawy - wyśmienite.

Komentarzy: 1 Nie dodano tagów

Emily Wells - The Symphonies: Dreams Memories & Parties

2010-05-14 13:58:43

Emily Wells - The Symphonies: Dreams Memories & Parties plyta nagrana w 2008 - interesujące w zasadzie, nawet gdy się muzycznie nie podoba, to powyżej to jej sztandarowy hicior. "Pętle skrzypaczki na skrzypce i usta" można by to tak bardziej obrazowo w tym przypadeczku. Mi się podoba. Nie piszę o niej, bo mało wiem, a jak kto zainteresowany to znajdzie i będzie zaraz wiedział więcej niż ona sama ;). W zasadzie technologia dopuszcza coraz więcej możliwości aby samemu w bawełnianym koszulku w zaciszu wypełnionym talerzem pierogów babuni, robić muzę o jakiej niektóre wieloletnie kapele skrupulatnie mierzwiące włosy przed każdym występem mogą marzyć, ale o tym za chwilkę również.

O majspejs:

http://www.myspace.com/emilywells

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

The XX

2010-05-10 16:21:32

Proste i takie jakbym skądś to znał od zawsze, rock zdycha na całego ale jednak śmierdzi swojsko przy tym i nie odstrasza. Tutaj The XX daje dziwny posmak trupa który dawno powinien być pogrzebany i zapomniany ale który mimo wszelkich oznak nieprawdopodobieńsktwa daje cząstki smaczku i wtulenia się w jądro 80 lat, może to chwilowy omam, ale jakież to brytyjskie. Ileż tu The Cure, Joy D. a z fryzur to i nawet Depeche Mode. Nie żebym tulił ich płyty i nosił w majtkach jak fetysz ale jakiś sentymentalizm we mnie trzyma się tego i każe temu zaufać. Byćmoże kiedyś się kiedyś tego wyprę.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Flying Lotus - Cosmogramma

2010-05-10 14:54:09

Pyszna płyta, rozkosz z niej korzystać. Miele na ułamki wszystko to co niepodzielne i podaje w sposób niezwykle plastyczny i obrazowy, jedzie po emocjach i tęsknotach, daje popalic jeśli ktoś da jej wstęp do swojej głowy. Duża moc i lekkość na skrzyzowaniu wszelkich gatunków.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Wpis początkowy jubileuszowy

2010-05-10 14:07:51

Wpis początkowy jubileuszowy:

Bla bla bla...

(tymczasem na blogach obok....)

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

« wróć 1 czytaj dalej »