don't hassel the off
2010-08-11 19:55:03
No i jak tu zacząć jeśli wszystko zostalo już powiedziane. Wszyscy na to wydarzenie czekaliśmy i nie wiem jak Wy ale ja dostałem do czego chciałem. To były trzy dni (bez Matmosowego gigu, no aż tyle kasy nie mam, przez openera wszystko) swietnej zabawy i obcowania z czyms co wreszcie można nazwać sztuką. Bez zbędnych słów dodam ze organizacja mogła by być mimo wszystko lepsza ale nie narzekam (chociaż jestem niższy niż Clint Eastwood). Co do koncertów to zawody były dwa, zachwyty też dwa.
To do dzieła
hey ho lets go!
1) Newest Zealand
Nie mogłem odpuścić pierwszego gigu nowego bandu Borysa (moge pisać tak po imieniu mimo że go znam tylko z internetu a on mnie nie zna w ogóle?). Troche mnie raził dobór 'instrumentalistów' bo Excessive Machine nie lubie zbyt ale Afrojax byl bardzo miła niespodzianką. Borysowi słodko trząsły (trzęsły?) się ręce jak gral na klawiszach ale pod koniec był chyba zadowolony, spoko. No i już wiem że w TCIOF to jego wkład mi się podoba(ł) najbardziej.
2) Tin Pan Alley
Mój pierwszy raz z nimi ale wiedziałem że będzie dobrze i było. Fajne piosenki, jednego motywu nadal nie moge się pozbyć z głowy (nie to żebym chciał)
3) Kim Novak
Po nich nie spodziewałem się niczego dobrego i też się nie rozczarowałem. Klisza goni klisze, odechcialo mi sie ich słuchac już po pierwszym jakims niby medleyu rockowych riffów i kurde lubie Black Sabbath ale ich nie lubie. Niestety dali mi sie we znaki jeszcze bo...
3) Cieślak i Księżniczki
... było ich słychac na całym terenie festiwalu. To był jedyny moment kiedy narzekałem na mały obszar (o północy ten mały obszar błogosławiłem). Ta połowa koncertu ktora po części słyszalem jednak mi sie podobała, spoko.
4) The Psychic Paramount
Pierwszy mini zachwyt. Świetne, transowe, chałaśliwe, ciekawe. Momentami jednostajne ale wciągające. Mojej dziewczynie też sie podobało bardzo co znaczy więcej niż znak jakości Q
5) Toro Y Moi
Z tego co czytałem to będe pierwszy. Ten koncert nie spełnił moich (bardzo bardzo bardzo bardzo) wysokich oczekiwań. Ja wole te jego lo-fi gitarową stronę, on postawił na swój touch i chillwave. Bisu (wow!) sluchałem z zewnątrz.
6) The Horrors
Jeśli czegoś w muzyce nie lubie bardziej niż Dzwonów Rurowych to jest to pozerka na scenie. Nie mogłem przeżyć tych ich strojów i fryzur i wyuczonego zmanierowanie ze nie pamiętam nic z muzyki oprocz tego ze mi sie nie podobało. Na zagranicznych serwisach chwalą, wtf?
7) Art Brut
Świetny przykład jak charyzmatyczny wokalista może zrobić dobry koncert. Muzycznie brzmiało jak pierwsza płyta Wire albo średnia wyciągnięta z post punk revival ale mimo wszystko było miło, skakałem, klęczałem a co najważniejsze, dużo się uśmiechałem
8) The Fall
Jak skończył się ten koncert to smutek wypelniał moje serce. Byłem załamany zupełnie, troche może zły. Dzień poźniej miałem już tyle siły że mogłem sobie żartować przed znajomymi udajac redaktora muzycznego, ekhm, "Fall znaczy po angielsku upadek i tego byliśmy świadkami na Off Festival w Katowicach". Tak brzmiało by pierwsze zdanie mojej relacji w dodatku kulturalnym jakiejkolwiek gazety. I nie moge uwierzyć że na Primaverze było j e s z c z e gorzej (jak przeczytałęm tutaj), wow.
9) Plum
Dobre bo polskie. Szkoda że energia włożona w występ troche rozpływała sie w słońcu i leniwej atmosferze.
10) FM Belfast
Kto by pomyślał że można rozkręcić tak dobrą zabawę o 16:10? Po pierwszej piosence byłem pewien że zachwile mi się znudzi, no bo laptop, jakieś wskrzeszanie abby i śpiewanie falsetem. Los ze mną zaigral i razem ze wszystkimi klaskalem i krzyczałem na koniec występu błagając ich o jeszcze. Następnego dnia spotkałem ich przed barierkami i nie mogłem się powstrzymać by nie przybić z nimi piątki. Great show guys.
11) Pink Freud
Kiedyś Ania Gacek napisała w Teraz Rocku że bodaj na Glasto odpuściła sobie pierwszy koncert The Raconteaurs by zobaczyć po raz kolejny Franz Ferdinand. Ja nie popelniłem tego błedu i odpuściłem sobie Muchy ktore widzialem juz setki razy (i w te wakacje już dwa) i poszedlem sie dokształcić i wreszcie zobaczyc 'ten no kurde jazz'. No ale mnie to nie porwało, troche się nawet wynudziłem. Jak w przerwie piosenek uslyszałem Miasto Doznań to zaczałem śpiewać.
12) Apteka
Znów chyba sobie za dużo obiecywałem. Nie było chyba źle ale
1) pogująca młodzież
2) już nie śmieszące mnie teksty Kodyma
3) kiepska prezencja pozostałych muzyków (tak, dla mnie to sie liczy)
no niestety, moze kiedyś
13) Mouse On Mars
Po FM Belfast bolały mnię nogi i już myślałem ze lepszej imprezy nie będzie. I znów się myliłem, kurde no. Tańczyło się swietnie mimo ze jakaś dziewczyna chciała mi rozpiąć plecak (?). Gdzieś tam z tyłu głowy kręciła się myśl że może Mark E. Smith na jakiś featuring wpadnie ale chyba miał kaca (ja na jego miejscu mialbym ale moralnego)
14) Tunng
Słyszałem tylko połowe ale podobało mi się bardzo. Niestety żołądek nie sługa i ich ładnych i bogatych piosenek słuchałem z wysokości strefy gastro. Tak samo potraktowałem Hey
15) Mew
Zieeeeeeeeeeeeew. Ja tu czekam na Dinosaur Jr., chce się rozgrzać a tu takie no... Takie niby patetyczne i niby prog ale ja tego nie słucham i nie chcę.
16) Dinosaur Jr.
No tutaj to wszyscy napisali juz wszystko, co więcej, cały koncert można sciągnąc z internetu. Pożyczony sprzęt, zapowiedź Metza, bolące nogi a i tak było zajebiście. I'll be down, I'll be around...
17) Lali Puna
Wspaniałe zakończenie dnia. Kraftwerkowskie bity, piękny wokal, no ładnie bardzo, bardzo ładnie. Ponadto muzyka mi zawsze lepiej wchodzi jak jestem śpiący, jakaś taka senna magia.
18) Ed Wood
Ja nie wiem czemu nikt do tej pory o nich nie wspomniał (może dlatego ze pod scena bylo z 30 osób?). Dla mnie to jeden z dwóch najlepszych koncertów festiwalu. Widziałem ich przed Polvo i z ciekawości chciałem jeszcze raz. Nie spodziewałem sie że tak mnie rozwalą. Gdyby nie Flaming Lips to oni byli by najlepsi. Ten koncert to total, tak sobie zawsze to wyobrażałem. Energia, spontanicznosc, swietna muzyka no kurde no. Macia Morettiego prawie w ogole nie słyszałęm ale i tak wow, ostatnia piosenka, wow. Absolut i gdyby tylko ta ich płyta sie tak głupio nie nazywała.
19) Pulled Apart By Horses
No fajnie, skaczą sobie chlopaki, taki metalcore grają, troche hard rocka i w ogóle ale po Edzie Woodzie, no sami wiecie. Nie potrafiłem ich obiektywnie (w miare) ocenić. Z perspektywy to nawet fajnie. Przybijam pione.
20) Happy Pills
Słaaaaaabo. Na plus cover Pixies po ktorym wolałem żeby grali Dixies. Końcówki koncertu słuchałem z huśtawek i karuzeli (co nie było dobrym pomysłem bo chciało mi sie potem żygać)
21) Bear In Heaven
Słabo jak dla mnie, tym bardziej mnie dziwiło świetne przyjęcie publiczności. Za dużo sampli, za mało melodii
22) Casiokids
A to było fajne. Fajne piosenki i dużo ciekawych pomysłów i ananas-grzechotka i chciałem zobaczyć jak oni podłaczają swoje Casio żeby nie wyrwało gniazda bo ja mam z tym problem ale zapomniałem okularów. Może Wy wiecie?
23) Dum Dum Girls
Nuda nuda nuda, tak przez cały dzień, nuda nuda nuda, nic nie dzieje sie
Fajnie dziewuchy i ubrane i sie ruszaja w wyuczony sposób NO ALE KURWA. Każda piosenka była taka sama, melodie byly więcej niż słabe, brzmienia przewidywalne. Cover band epoki ktora jakoś tam zrobiła się modna. W podobnym stylu ale o niebo lepiej polecam zespół Grass Widow, też dziewuchy ale z ambicjami ( http://www.youtube.com/watch?v=TFCg8x2j868 aż sie kurcze podzielę linkiem)
24) No Age
Po drętwych i pozerskich babach mamy fajnych i szczerych chlopaków. Ponoć hype byl w obu przypadkach ale tu okazuje się być usprawiedliwiony. Jestem chyba niespełnionym perkusistą bo na ten instrument zawsze zwracam najwiecej uwagi i w tym przypadku moge czuć sie usatysfakcjonowany (+ mój mały ranking festiwalowych perkusistów 1) kolo z Eda Wooda, 2) kolo z Psychic Paramount, 3) kolo z No Age własnie).
25) The Raveonettes
A propos rockandrollowych inspiracji i perkusji w stylu stopa werbel stopa stopa werbel werbel (to sie jakos nazywa fachowo?) to Sharin Foo z kolegami wygrywają na całej długości z dziewuchami Dum Dum. No i to brzmienie, no i ta Sharin!
26) Kryzys
Drugi wielki zawód. Wszystko było żle. Byl perkusista gubiący tempo (huh), były drętwe żarty, była wkurzająca basistka, był kiepsko śpiewający Bryl i ogólnie atmosfera próby w garażu. Ja tego nie lubie i mówie stanowcze NIE
27) Flaming Lips
No i tu też zostało wszystko powiedziane już. Przyznam się szczerze że wczesniej niezbyt ich znałem ale kupili mnie w 100 procentach.
I to by było na tyle, nie pisałem o koncertach które tylko odwiedziłem chwilowo (jak Fennesz), lub których słuchałem z daleka (jak połowa Lenny Valentino).
Fun is fun, done is done. Boje się pomyśleć co będzie za rok
Skomentuj