Top 70 kawałków Beach Boys
2011-08-17 18:40:57
Okej, czas wyłożyć kawę na ławę. ILM od paru tygodni bawi się w układanie najlepszych utworów The Beach Boys - obecnie trwa ogłaszanie wyników (miało być 70, ale przez techniczną pomyłkę zrobiło się 69). Czytając tamte wątki uznałem, że to idealna okazja, by wreszcie wyłonić własny top kawałków ulubionego zespołu. Swoim zestawieniem z podpiętymi (PRAWIE wszędzie) linkami do YouTube dzielę się poniżej. Niestety "ze względu na mały czas czasu" ("sorry, I didn't mean it, I meant actually...") komenty są lakoniczne i często bardziej informacyjne, niż krytyczne. Ale może to i lepiej, bo gdybym miał na serio pisać o dorobku BB, to dość szybko wyprztykałbym się z leksykaliów a la "genialne", "absolut" czy "nadprzyrodzone". Niech więc muzyka przemówi sama.
PS: Aha, bo tam oni uwzględniają solowe krążki. Ja myślę, że nie mieszajmy dyskografii. Jeszcze przyjdzie czas na przybliżenie dokonań Dennisa i innych, a są tego równie warte.
* * *
70 Kokomo
Celowo, demonstracyjnie, przekornie i przewrotnie zaczynam od tego listę, żeby zaznaczyć jak paradoksalnie sympatyzuję z tym czerstwym przebojem, a jednocześnie podkreślić, że w każdym tego typu topie musi być na ostatnim miejscu.
69 Funky Pretty
Zawieszona nad ziemią reminiscencja agresywniejszych wyrazowo pasaży z Wild Honey w syntezatorowym sosie.
68 Marcella
Nieoceniony Brent D doszukał się kiedyś w tym przodka "Heroes" Bowiego. I jak tu można nie kochać tego człowieka?
67 Little Pad
Nie weszło na SMiLE z 2004, ale z kolei najlepiej oddaje dźwiękowo okładkę Smiley Smile - jakieś skrzaty leśne w skwaszonej niby-landii... Mam nadzieję, że polskie bajki, które posiadam na winylach są równie dobre, bo zamierzam kiedyś je POEKSPLOROWAĆ.
66 At My Window
Tu z kolei ptaszki ćwierkają i halucynogenna mgiełka spowija szkic znów najpewniej sporządzony w stanie wskazującym.
65 Loop de Loop (Flip Flop Flyin' In An Aeroplane)
Sławny niedokończony track z 1969 roku, później zdaje się o włos od włączenia do Sunflower, aż wreszcie wypłynął na kompilacji Endless Harmony w 1998, którą polecam NABYĆ wszystkim WILSONOMANIAKOM asap.
64 When Girls Get Together
Też rozważane na Sunflower, w remiksie opublikowane na Keepin' the Summer Alive w 1980. Zawodowa orkiestracja!
Self-titled z 1985 roku, czyli epoka słodkich klawiszy, Toto i Hall & Oates. Czyli zajebista epoka!
Takie to właśnie były ancymony - nuciły szanty o plaży, dziewczynach i samochodach. Znakomite, zresztą (ej, skok tonacji w górę).
61 Darlin'
Szczypta soulowej, żarliwej, murzyńskiej ekspresji w menu Boysów (Marcina Millera i spółki).
Pewnie znacie tego hiciora, pół-cover "Sweet Little Sixteen" Berry'ego.
Krążą plotki, że Brian napisał to pod Ronettes, ale Spector odrzucił demo. Jego problem.
Monotematyczność tych ballad, że koleś nie może doczekać się ślubu. Niech to powie trzydziestoletnim HIPSTEROM (lol). Staranność w pionierskim użyciu Hammonda.
57 The Girl From New York City
Nowofalowy (haha) opener Summer Days, konkretnie spiętrzający voxy w refrenie.
Gdy ludzie mówią, że "Jeżeli Kiedyś Zabraknie Mnie" Afrosów startuje na "bębnach a la Pet Sounds", mają na myśli ten utwór. Co ciekawe, oba są na tym samym poziomie, ale to na inną rozkminę.
Wbrew temu, co sugerują wyznawcy tego słynnego odrzutu, powstał on już po zamknięciu sesji SMiLE. Najlepszy jest ten riffik z "Wind Chimes".
54 Surfer Girl
"Do you love me, do you surfer girl" rezonuje jak ponadczasowy gospel niesiony spienionymi falami Pacyfiku ;(
Sentymentalizm rzadko tak kozaczył. Dr. Dre przybija piątkę.
52 Big Sur
Rozmowa jest o alternatywnej wersji, a nie tej która jako odcinek "California Saga" trafiła na Holland. Niestety nie doszukałem się na YT.
Brian i Carl szykują takie cacko w roku eksplozji punka. Powiedziałbym "trzeba mieć odwagę", gdyby nie to, że oni żyli kompletnie we własnym świecie.
Bob Norberg pomógł BW zmajstrować tę niemal doskonałą fiftiesową winietkę. Transpozycja w finale, ho ho.
Wpierw objawia się skłonność Bruce'a do dżezawych odlotów w duchu Jarretta, a potem nie objawiają się wokale (zarejestrowane, ale usunięte na miksie).
48 A Day In the Life of a Tree
Nie dajcie sobie wciskać kitu, że tam na wokalu to Rieley. SRIELEY. Total szwindel i URBAN LEGEND. Przecież zmęczony Brian jak z kuriera wycięty.
Śpiewają tu lead Mike, Ala, Car i Dennis, ale dopiero Brian ("come on...") ściska w gardle. Ktoś ma tę oszczędniejszą synthową wersję?
46 The Trader
Carl pokazuje wielki środkowy palec swoim hejterom - rasowość tego mid-tempo wymiatacza...
Coś jakby zagubiony element układanki SMiLE? Szlachetność.
Rozmach opracowania tej perełki! "Wake me up, before you go go" ma godnego ANTENATA :O (Mann: "wstępni i zstępni...").
43 Make It Good
Dennisa wprawki przed solowymi arcydziełami. A może nawet zapowiedź mrocznych albumów Scotta Walkera. Ciarki!
42 Forever
No to znana afera, SFA skradli w "It's Not the End of the World". I znów Dennis!
41 Little Honda
Esencjonalny track na składaka do samochodu. Potęga. A cover YLT też był spoko.
40 Endless Harmony
To jest taki moment w dziejach bandu, że Bruce Johnston mówi: "dobra, panowie, dosyć tych głupot, chciałem wam coś zagrać na RODESIE". W ogóle ja się o mało nie poryczałem z wrażenia przy pierwszym odsłuchu tego gównianego, tandetnego Keepin' the Summer Alive (1,5 gwiazdki na AMG, stały obiekt szyderstw fanów). Idźcie wy, BOGA W SERCU NIE MACIE.
Descendentny (?!) lejtmotyw w kanonie i karaibska instrumentacja - czego mi więcej potrzeba?
38 Kiss Me Baby
Uśpienie czujności słuchacza owocuje szokiem na wysokości 0:40. WTFJH, wody.
Czas na mały challop - ta główna, rokendrolowa część nie jest według mnie aż tak cudowna, jak mawiają niektórzy (a to raczej kanoniczny odbiór). Natomiast te polifoniczne zwolnienia...
Jak miałem 4 latka, to mama zabrała mnie na do filharmonii na koncert dla dzieci zatytułowany "bułeczka z masełkiem" (autentyk!). Nic z niego nie pamiętam, ale mógł w sumie brzmieć tak.
35 Passing By
"Kawałek, który wynalazł Stereolab" (nie moje).
Ej, zmiany akordów tutaj = "God Only Knows" bis! Stąd post-Pet Sounds-owski klimacik jak się patrzy.
Lost classic z etapu Chaplina i Fataara. Magia nazwy działa.
Tradycyjne igraszki Briana z partyturami - i to starszymi, niż młodszymi.
Cholera, ten fragment od 0:55... Btw Dennis za majkiem!
30 Deirdre
Skecz Pythonów trochę sprofanował tytuł, ale i tak sam miód. Niepozorny Bruce Johnston w swojej chwili chwały.
29 I Just Wasn't Made For These Times
Wyrafinowanie przebiegu akordów tutaj... RANY JULEK. A im jestem starszy, tym bardziej się utożsamiam z przekazem ;(
28 Solar System
Pamiętam, że jak pierwszy raz usłyszałem wers "If Mars had life on it / I might find my wife on it", to śmiałem się do rozpuku, aż skumałem drugie dno. Zarzucanie "naiwności" i "infantylności" tej piosence = zarzucanie kiczu Discovery Daft Punk.
Pseudo-kameralistyka at its best + chora forma (właściwie dwa utwory w jednym, ale jednak nierozłączne).
26 Feel Flows
Ach te kontrybucje Carla do Surf's Up. I eksperymentalna produkcja: odwrócone echo na głosie + unikatowa fuzja fletu ze sfuzzowanym wiosełkiem. Wiecie, "Plażowi Chłopcy", a psychodela jak wcześni Floydzi.
Najbardziej McCartneyowski (circa Revolver i Sgt. Pepper's, w ogóle to przełamanie na 1:12 to jest nuta w nutę coś Macci, tylko co cholera?) song Briana to żelazny klasyk, aczkolwiek zwykle kładzie się tu nacisk na tekst - stąd pewnie otaczanie kultem (w sensie czysto kompozycyjnym wszystko co niżej jest imho bardziej genialne, jeśli porównujemy już genialność z genialnością).
Otóż nie Buckingham wymyślił chillwave w latach 80-tych, a Beach Boys w 1971. Sound perkusji, całość skąpana w oceanie reverbu, wieczorno-letni relaks podszyty nostalgią. Mamy to.
Mniej rozeznanym słuchaczom przypomnę, że Pet Sounds nie wzięło się z dupy...
22 I Get Around
Plażowi puryści prychną "za nisko", ale miejsce 22 to w tym rankingu wcale nie jest nisko! Jak to ktoś określił - "maksymalna akrobatyka wokalna" w wykonaniu chłopaków. Dlatego postuję live, heh.
21 Our Prayer
To jest renensansowa muzyka sakralna z cyklu Gesualdo etc. Łeb urywa.
Hipotezy o autorstwie bywają różne, acz rękę Briana czuć ewidentnie. Lead vocal Blondiego Chaplina też nie przeszkadza. Znalazłem wersję live z In Concert, ale GORĄCO polecam studyjny oryginał z Holland. Jeden z moich personal faves.
To jest casus "Bohemian Rhapsody", "Stairway to Heaven", "Autobiografii" czy "A Day In the Life". W sensie dawanie tego na podium wydaje się dziś zbyt oczywiste. Rzadko wracam these days.
18 Friends
Zatańczymy walca? Bo jak nie tego, to którego.
Legendarne są opisy pierwszych przesłuchań tego numeru, że tam na wysokości mostka ("maybe iiiif...") większość wrażliwców zaczyna szlochać. W ogóle obczajcie jak główny riff gitarki tam również mędzi w tym bridge'u na dalszym planie, dostosowany do PIONÓW HARMONICZNYCH. Wkurwiająco za dobre.
Śledząc te poprzesuwane jazzowe frazy, to nie wiem czy "nothin'". Najsłodsze zejście refrenu ever? Ewa Bem też nie spadła z księżyca.
15 Wind Chimes
Apogeum symfonicznej egzotyki!
Ech, nie wyobrażam sobie piękniejszego soundtracku do takiego tytułu ;(
13 Wonderful
Kiedy ludzie w uniesieniu nazywają Briana "Mozartem muzyki rozrywkowej", to "nie jest to przypadkiem" ("Mała Chinka"). Szkoda, że "Polacy wcale ich nie pokochali". "Ale chyba miałem nie o tym..." (wow jakie cytowalne btw).
Gościu miał 21 lat jak to "ułożył". Normalnie "komiczny odcinek cykliczny".
Gdyby jakiś młody ADEPT songwriterki zapytywał co to są te modulacje, to ma tu lekcję poglądową.
10 Fire (Mrs. O'Leary Cow pt. 2)
Kiedyś już UKUŁEM analogię, że to skrzyżowanie Święta Wiosny z późnym GY!BE i wybaczcie, ale wcale nie przesadzłem.
09 Cabinessence
To są dla mnie święte sprawy, nie mogę tego słuchać...
Ci, co wyszydzali tenisowe metafory Love'a i "miałkie" (?) zmiany akordów BW będą się jeszcze smażyć w piekle. "Ręka mnie swędzi, żeby panu przypierdolić", ot co. W ogóle wara mi od M.I.U. bo... jak wyżej.
07 'Til I Die
Sorry ale bez komentarza, jeśli państwo pozwolą. No bo co niby mam powiedzieć?
Jezu jaki klasyk. Filharmoniczne intro, bossostwo zwrotki ("AAAAnd the northern girls" Mike'a...), marszowość chorusu. Ikoniczność.
Tak, życiowy osiąg Carla i najlepszy moment z katalogu formacji, w którym nie maczał PALCY Brian. Chórek na 0:42 = bilet do raju.
04 Don't Talk (Put Your Head on My Shoulder)
*Serce* jest po to, żeby nie wytrzymać?
Kiedyś myślałem, że to antycypacja Secaucus w beznadziei rezygnacji :) Wtedy jeszcze uważałem indie za "najważniejszą ze sztuk". PRYWATNIE, w sensie subiektywnego odczuwania, to chyba mój no. 1. Brak słów.
02 Caroline No
Cóż. Cóż. Archetyp tęsknoty za utraconą niewinnością. Bas (!) i butelki po wodzie też łkają. Każdy znał kiedyś jedną "Caroline". Brak słów, pt. 2. PS: jeszcze obczajcie 1:35, gdzie Brian jakby próbuje włożyć całą swoją duszę w ten falset, żeby odwrócić los, odczarować bieg zdarzeń. MASAKRA.
01 Surf's Up
Zacytuję użytkownika Glebogryzarka, żeby nie było: "nie, ale to już się jakaś poważka wkrada". Istotnie, styl frazowania w drugiej części i sposób równoległego prowadzenia motywów w outro teoretycznie ma się tak do popu, jak Jowisz do Merkurego. Teoretycznie. "Too good to talk about", indeed.
Skomentuj