Nie jesteś zalogowany

 Recenzja debiutu Mjut. Jak przebiegła akcja ratowania ślimaków?

2011-04-11 15:26:06

MJUT „Akcja Ratowania Ślimaków”, [2011] Mystic Production

Okładka „Akcji Ratowania Ślimaków” jest bardzo myląca - budzi skojarzenia raczej z grafomańskimi notatkami nastolatków niż z naprawdę oryginalną muzyką jaką nagrali ci debiutanci. Album przepełniony jest ospałymi instrumentalnymi fragmentami, chwilami przestrzennymi a chwilami wyjątkowo ciasnymi tłami, wokalem, który luźno się do wszystkiego podłącza i najróżniejszymi szumami, przesterami czy piskami. Głównymi motywami utworów przeważnie są nie riffy gitarowe, perkusja czy wokal, a właśnie krótkie, ale ciekawe zapętlone dźwięki elektroniczne. Jednak elektronika Mjut, to nic z okolic electro, a raczej ambientowych plam dźwiękowych i toksycznych pętli. Owszem, gdzieniegdzie gitary są wyraźnie słyszane („Najlepsza piosenka na płycie” czy „Prawdziwi młodzi rebelianci”), a czasem jest to wręcz najbardziej charakterystyczny element („Koni”), ale w wielu momentach są na tyle wycofane i zmieszane z innymi dźwiękami, że stanowią jedynie dodatek. Jeżeli chodzi o klimat, jest to jakaś mieszanina post-rockowych brzmień i trip-hopowej rytmiki, a to wszystko zabarwione tłami rodem ze ścieżek dźwiękowych czy ambientu. „Akcja Ratowania Ślimaków”, zarówno w muzyce, jak i warstwie lirycznej, to mnóstwo nostalgii i oglądania się za siebie. Wspomnienia podwórka z czasów dzieciństwa mieszają się tu z rozmyślaniem o przeprowadzce do nowego miasta, miłości czy strachem przed życiem. Ciekawostką jest również zupełne odejście od tradycyjnego układu utworów – brak tu podziału na zwrotki i refreny, a w zamian dostajemy anty-piosenkowe kompozycje, które płyną by niespodziewanie się urywać lub przeciwnie - wejść w kolejny utwór niezauważenie. Właściwie jest to jeden 42-minutowy utwór z krótkimi wyciszeniami w niektórych momentach.

Tekst w całości można przeczytać na blogu DNAMUZYKI.NET.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.