Nie jesteś zalogowany

 Broken Social Scene - Forgiveness Rock Record (recka cokolwiek spóźniona)

2010-06-14 13:38:56

[7/10]

Na dodatek wszyscy – w ramach podsumowania dekady- odświeżyli sobie You Forgot It In People i pewnie pokochali tę płytę na nowo. Kontrast między klasykiem z 2002 roku, a Forgiveness Rock Record jest rażący. FRR to płyta solidna (boże, chyba nie ma głupszego dziennikarskiego eufemizmu), udana, urokliwa, przyjazna, płyta którą też „można polubić”. Ale przecież nie tak miało być. Przecież to jest BSS! Przecież “Almost crimes”, przecież wokal w “Anthems For Seventeen Lear-Old Girl”, cudne instrumentale ( “KC Accidental”, “Late Nineties Bedroom Rock…”) i misterne ściany dźwięku! I gdzie się to wszystko podziało?

Najgorsze jest to, że FRR mógłby nagrać pierwszy lepszy indie zespół, że nie ma już tej aury wyłączności, specjalności. Że nie ma już stanów, w które tylko oni mogli nas wprowadzić, że zostawili drzwi do których tylko oni mieli klucz po prostu zamknięte, od tak sobie. Stracili swój Brand (może nie Cocacola-Corporation-Megaglobal-Organization, ale pewnie niejedna Primavera do nich drży) na rzecz radosnego piosenkopisarstwa dla wszystkich.
No dobra, skupmy się na zaletach, dość jęczenia. Myśleliśmy, że są lepsi ale nie można przecież powiedzieć, że nie są dobrzy.

Mają w zanadrzu świetną, trzymającą w napięciu power balladę „Chase scene”, urocze, staroświeckie (jak z resztą cały album) pocztówki z życia zakochanych w „Sentimental X’s”, beztroski rock w „Water in Hell” i (może przede wszystkim!) mgliste, przyjemnie pulsujące „All to All”. „Texico Bitches” i „World Sick” wydają się trochę nieszkodliwe, ale nawet jeśli przelatują przez głowę nie zostawiając po sobie żadnego śladu, to jednak przyjemnie się ich słucha. Chociaż nie, wróć. Może właśnie tu tkwi siła tego albumu. Po każdej piosence cośtam jednak zostaje. Czy to fajne gitarowe przebiegi, czy to znów catchy refren czy jakieś akordowe progresje. Problem w tym, że to wszystko jest dobre tylko na tyle żeby zostawić po sobie niewielki soniczny ślad w ośrodku przyjemności, ale nie na tyle żeby nas zaskoczyć, wciągnąć do pracy nasz intelekt (going through ściany dźwięku i instrumentaria z wcześniej wspomnianej You Forgot… było momentami wyzwaniem) czy wyzwolić jakieś głębsze emocje („sentyment”, „przyjemność”, „nostalgia”, „romarzenie” – no ile można?! Ból serca jakiego zaznawałem przy „Almost Crimes” powrócił w zasadzie tylko przy „Chase Scene”).

Jednak nie zapominajmy, że  BSS to kolektyw świetnych instrumentalistów i jeszcze lepszych wokalistek, że potrafią urozmaicić aranżacyjnie najśredniejszą nawet kompozycję, („Texico Bitches”) więc ich płyty mogą być w najgorszym przypadku po prostu dobrze wykonanym ćwiczeniem, rzemieślniczą robocizną.

I jeśli komukolwiek (tak jak na przykład mi) zdawało się, że BSS są zespołem-pomnikiem, zespołem-instytucją dla sceny indie to pora sobie zhierarchizować tą scenę na nowo, pogodzić się z faktem, że tacy na przykład Dirty Projectors znaczą dziś więcej i po prostu cieszyć się słuchaniem Forgiveness Rock Record, bo jest to płyta, której słucha się jak najbardziej z radością.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 2

gawronski 3 23   17/06/10, 15:40  
Ten tekst pomija to co się działo przed You Forgot it in people, co się działo po (selftitled, solowe płyty duetu Drew/Canning), a co pokazuje, że BSS od dawna nie są zespołem pomnikowym. Trochę za późno rozpaczasz :)
krowki 10 63   18/06/10, 20:15  
co do solowych płyt członków BSS to w miarę ogarniam tylko Feist ale nawet z tak niewielką wiedzą o rozwoju tego zespołu przeczuwałem spadający na łeb na szyję wskaźnik zajebiozy. Mimo to chciałem dać im szansę. Za Alomst Crimes, chociażby.