Nie jesteś zalogowany

 Obsesje

2011-08-24 10:24:21

Borys Dejnarowicz pisze w swoim felietonie o ładności. Nie piszę swojego celem polemiki, bo właściwie jego podejście jest słuszne. Nie wiem sam do końca czy lubię ładność w muzyce, czy nie, wszystko gdzieś ginie w subiektywnym "chwytaniu", ale przyznam, że tak, ładność trochę mnie żenuje. Muzyka ładna dociera do mnie trudniej i dłużej, jest jakby odbierana w innym obszarze mózgu. Zastanawia mnie jednak co innego. W kwestii ładności to się z Borysem zgadzam, interesujące jest natomiast to:
 
"Ładne oznacza ułożone, nijakie i mało wymagające. Ładne jest nudne. A przynajmniej tak przedstawia to aktualnie popkultura.(...) Zastanówmy się, co się stanie, jeśli będziemy zwiększać samą ładność, bez aspiracji do monumentalnego, podniosłego, potężnego piękna (jakże strasznie brzmi). Cóż, dojdziemy do ładności o chorych, przerażających rozmiarach. Ktoś powie – to przesłodzone – ale nie zauważa, iż w dziedzinie ładności można przesadzać tak samo, jak w każdej innej. Dlaczego Captain Beefheart miałby być większym freakiem w swoich awangardowych, post-bluesowych, atonalnych odjazdach, niż Daryl Hall i John Oates we wklejonym poniżej nagraniu? I nie chodzi o ten konkretnie utwór – dla kogoś może być kiepski, nudziarski, banalny – nieważne, chodzi o zasadę. Sięgam po niego, bo dla mnie jest przykładem na drążenie ładności do momentu, w którym staje się to chore i nie tylko coś skręca mnie z rozkoszy, ale też myślę sobie – wow, kolesie są ostro szurnięci."
 
Jak widać czy ładne czy brzydkie, gładkie czy chropowate, to jednak chore. I to popkultura lubi najbardziej. Obsesje. Choćby i na punkcie ładności.

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.