Nie jesteś zalogowany

Zimna fala disco polo

2012-05-24 16:22:32

Zespół Bayer Full powstał w 1984r. Bezpośrednim czynnikiem prowadzącym do założenia zespołu była muzyka zespołu Joy Division, ale dopiero śmierć i wyklarowanie się nowego składu - New Order - pchnęło Sławka Świerzyńskiego do tego jakże daleko idącego w skutki kroku. To album Power, Corruption and Lies wywarł na założycielu Bayera taki wpływ. Nie bez znaczenia jest fakt pojawienia się w tym samym roku singla Blue Monday.

Bayer Full zaczynał skromnie. Chłopaki nie mieli pienędzy na sprzęt, to przecież połowa lat 80 - tych. Byli w całkowitej kontrkulturze, tak się wtedy nie grało - wspomina osoba z otoczenia zespołu. Każdego dnia Sławek skrzykiwał chłopaków do swojego garażu, a tam grali na czym mogli. Po każdej próbie siadali i Sławek z zaangażowaniem opowiadał zapatrzonym w niego członkom zespołu o początkach Beatlesów, Stonesów, o rewolucji psychodelicznej, o zimnej fali i industrialu. 

Świerzyński wraz z Arkiem Kamińskim, Jackiem Łyzińskim i Tomkiem Rudzińskim zakładają zespół, którego początki były niezwykle trudne. Zważywszy, że pierwszy album zespół wydaje dopiero w 1992r., lata 80 - te to trudny okres. Inspiracja zespołem The Beatles zdecydowanie pchnęła ich do działania, choć piosenki nie zawsze były najlepsze. Sławek Świerzyński: A czego tu się wstydzić? Że utwory są melodyjne, że o miłości, że łatwo wpadają w ucho? 

Dopiero wydany w 1992r. album Blondyneczka udowadnia mocną pozycję kompozytorską lidera i spółki. Utwory o silnych i zwartych akordach, zdecydowanych melodiach, liczne kontrapunkty. W mediach pojawiły się doniesienia, że płyta niemalże antycypuje późniejsze nagrania indie rocka, a w szczególności (co możemy stwierdzić teraz) chillwave'u. Płyta stawia zespół Bayer Full na równi z wielkimi albumami rodzimego rocka, mimo że stylistycznie zbliża się raczej ku zimnej fali, a nawet eksperymentom Sonic Youth czy Swans. Największe wrażenie robi w mediach utwór Moja Muzyka, piosenka napisana pod wpływem tekstów o muzyce Johna Cage'a i jego eksperymentów z ciszą. Poszerzenie granic estetyki utworu, muzyczne tu i teraz, percepcja dźwięków, nasilenie bodźców emocjonalnych odwrotnie proporcjonalne do głośności dźwięków - takie myśli przyświecały Sławkowi podczas tworzenia hitu.

Widzę ją kiedy oczy zamykam, słyszę ją kiedy cisza trwa.
Bo to jest taka moja muzyka, co im ciszej, tym ładniej mi gra.

Piosenka zawojowała cały kraj, od wyznawców awangardy, po fanów komercyjnych rozgłośni. Pierwsza złota płyta dla zespołu. Od tamtego czasu pojawiają się zgrzyty personalne. Przez zespół przewinęło się wielu instrumentalistów, jednak silne ramię lidera pcha Bayer Full wciąż do przodu.

Legendarne są już sławne chyba na cały świat dyskusje fanów na temat inspiracji narkotykowych w różnych piosenkach. Majteczki w kropeczki jako sugestia halucynacji wywołanych grzybami halucynogennymi i niemośność skupienia uwagi na bieliźnie, Krajobrazy będący nawiązaniem do flimu Easy Rider czy tak znane utwory jak Wszyscy Polacy czy Polski duch jako egzemplifikacja narodowych skłonności alkoholowych.

Zespół Bayer Full stworzył podwaliny pod polski rynek muzyki awangardowej, wywarzył drzwi dla całej kontrkultury lat 80 - tych, a o jego wielkości niech świadczy fakt, że 67 milionów płyt, które wytłoczono w Chinach sprzedało się na pniu w ciągu kilku pierwszych dni sprzedaży. Każdy chiński egzemplarz płyty zespołu jest teraz białym krukiem z racji na swoją niedostępność.

Tak oto zaczęła się wielka przygoda czterech facetów z piosenką. Było wesoło, ale nie zawsze świeciło nam słońce. Długo by opowiadać o naszych koncertach i nagraniach.

 

Tak opowiada lider i wypada mu uwierzyć. Lata 80 - te to nie sielanka i muzyka była wtedy ostra i dzika, czego najlepszym przykładem nagrania Bayer Full. Mimo, że karierę płytową rozpoczęli w latach 90 - tych, to jednak szlify zdobywali w twardych latach 80 - tych. Czterech twardych facetów grających twardą, szorstką, bezkompromisową muzykę. Plus jedna babka, ale ona dołączyła później. Takie są biografie wielkich reformatorów.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Ten prawdziwy rock czyli wąsy, włosy na klacie i spocona koszulka

2011-12-17 09:39:40

Jak już ogólnie widomo muzyka rockowa odeszła do lamusa. By nie było wątpliwości mam na myśli muzykę graną na instrumentach elektrycznych przy czym wiodącym instrumentem w każdym zespole powinna być gitara. To tak nawiasem, gdyby ktoś młodszy czytał tę notkę.(...)

Rocka ni ma, a jeżeli istnieje to w jakiejś kuriozalnie karłowatej postaci powtarzając i mieląc wszystko to, co było zagrane już co najmniej 30 lat temu. Zdecydowana większość naszych dzieci muzyki rockowej w ogóle nie słucha. Przyznaję, że spotkałem potomstwo moich kolegów, które zaklinało się, że uwielbia Zeppelinów, Floydów czy Parpli, ale podejrzewam, że w kołyskach było ono molestowane dźwiękowo przez wielbicieli prawdziwego rocka.(...)

Dwa lata temu pojawiło się pierwsze wydawnictwo tego typu, które stało się komercyjnym przebojem. Chodzi o debiutancki album zespołu Pearl Jam „Ten”.  W Stanach Zjednoczonych rozeszło się w 10 tys. boksów. Każdy kosztował ponad 100 $ ( w Polsce cena wynosi 500 zł) czyli jak łatwo obliczyć wydawca zarobił co najmniej 1 mln $.(...)

 

Jak pomysł chwycił to ruszyła lawina: Bruce Springsteen „Darkness on the Edge of Town” (3CD, 3DVD), David Bowie „Station to Station” (5CD, DVD, 3LP), Nirvana „Nevermind” (4CD, 1DVD), Derek & Dominos „Layla” (4CD, 2LP, 1DVD, 48-stronnicowa książka), The Who „Quadrophenia” (4CD, 1DVD, winylowy singel, 100 stronnicowa książka), The Rolling Stones „Exhile on Main Street” (2CD, 1 DVD, 2LP, 64- stronnicowa książka) i „Some Girls” (2CD, 1 DVD, singel, książka), Jethro Tull „Aqualung” (2CD, 1 DVD, 1 Blu-ray, 1 LP, 48-stronniocowa książka), Beach Boys „The Smile Sessions” (5CD, 2LP, plakat, 60-stronnicowa książka)

Dla nas to może być dziwne, ale w USA najpopularniejszy okazał się ten ostatni zestaw, który sprzedano w ponad 20 tys. egzemplarzy. 

Całość tutaj

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Nirvana, RATM i Jack White

2011-09-15 00:05:36

To właściwie wszystko. Taki wniosek na temat ostatnich 20 lat w muzyce rockowej nasuwa się  z lektury czołowego rockowego pisma w Polsce Teraz Rock. Teraz Rock obchodzi dwudziestolecie istnienia i z racji tego odbyła się rozmowa z udziałem Kazika Staszewskiego, Muńka Staszczyka, Titusa i Wojciecha Waglewskiego na temat ostatnich 20 lat w rocku. Strasznie to dziwne, szczególnie słowa Wagla o tym, że tworzenie przez Krawędzia (The Edge'a) kompozycji na bazie efektów gitarowych jest "chore". Nie bardzo rozumiem dlaczego chore i mam od razu ochotę rzucić w stronę Wagla słowem "kłamiesz", ale się powstrzymam. Chłopaki ogólnie kręcą nosem na wszystkie komputerowe repetycje riffów, sample, cyfrową produkcję itd., a mnie od razu staje przed uszami "Tomorrow Never Knows" Bitli i w ogóle cały Sierżant Pieprz, no ale The Beatles to kapela popowa jak twierdzi Wagiel.

Nie bardzo rozumiem sens takiej dyskusji, bo nikt z nich nie ukrywa, że nowości już nie bardzo słuchają, ale nie przeszkadza im to formułować kategorycznych ocen pod kątem rocka współczesnego. Dziwi mnie to i jednak trochę żenuje. Kiedy pojawia się taka dyskusja jaki powinien być rock, że riff, że na 100%, że bez poprawek, że na żywca itp., to zawsze powinny się pojawic jakieś definicje. No bo jak to tak? Cały rock ma byc taki? Wszystkie style? Metal też? W końcu Titus też tam jest. Dlaczego kurwa? Co to tylko Jack White? A może ktoś lubi pętle? Może ktoś lubi elektroniczne eksperymenty, może ktoś lubi dłubaninę w studiu? Że nie rock? Bo co, bo Wagiel mówi, że nie? Bo Kazik mówi, że ostatnio to RATM, ale on to mało nowości słucha. No dżizas kurwa. To tak jakbym ja zaczął się wypowiadać o najnowszych filmach Woody Allena, z tym że widziałem tylko te stare.

Takie dyskusje są po kant dupy potłuc, bo zawsze przebiegają wg schematu "kiedyś to lepiej było". Opowieści z serii "Jak hartowała się stal". Spoko, wszyscy się starzejemy, ale każdy ma swoje emocjonalne przejścia podczas słuchania muzy, z reguły wiążą się one z wiekiem młodym, a kategoryczne stwierdzenia co jest, co nie jest, a co powinno być rockiem są dobre jako gadki starych kumpli przy wódzie. Lubię, owszem, ale właśnie dlatego, że lubię się spotkać z kumplami przy wódzie. I tyle. Do poważnej dyskusji na temat kondycji muzyki, warto jednak trochę posłuchać, bo bez tego robi się zabawnie. I żałośnie.

Komentarzy: 4 Nie dodano tagów

Obsesje

2011-08-24 10:24:21

Borys Dejnarowicz pisze w swoim felietonie o ładności. Nie piszę swojego celem polemiki, bo właściwie jego podejście jest słuszne. Nie wiem sam do końca czy lubię ładność w muzyce, czy nie, wszystko gdzieś ginie w subiektywnym "chwytaniu", ale przyznam, że tak, ładność trochę mnie żenuje. Muzyka ładna dociera do mnie trudniej i dłużej, jest jakby odbierana w innym obszarze mózgu. Zastanawia mnie jednak co innego. W kwestii ładności to się z Borysem zgadzam, interesujące jest natomiast to:
 
"Ładne oznacza ułożone, nijakie i mało wymagające. Ładne jest nudne. A przynajmniej tak przedstawia to aktualnie popkultura.(...) Zastanówmy się, co się stanie, jeśli będziemy zwiększać samą ładność, bez aspiracji do monumentalnego, podniosłego, potężnego piękna (jakże strasznie brzmi). Cóż, dojdziemy do ładności o chorych, przerażających rozmiarach. Ktoś powie – to przesłodzone – ale nie zauważa, iż w dziedzinie ładności można przesadzać tak samo, jak w każdej innej. Dlaczego Captain Beefheart miałby być większym freakiem w swoich awangardowych, post-bluesowych, atonalnych odjazdach, niż Daryl Hall i John Oates we wklejonym poniżej nagraniu? I nie chodzi o ten konkretnie utwór – dla kogoś może być kiepski, nudziarski, banalny – nieważne, chodzi o zasadę. Sięgam po niego, bo dla mnie jest przykładem na drążenie ładności do momentu, w którym staje się to chore i nie tylko coś skręca mnie z rozkoszy, ale też myślę sobie – wow, kolesie są ostro szurnięci."
 
Jak widać czy ładne czy brzydkie, gładkie czy chropowate, to jednak chore. I to popkultura lubi najbardziej. Obsesje. Choćby i na punkcie ładności.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Polonia ma kibiców

2011-06-02 20:36:53

Na kanwie dzisiejszej dyskusji o polskiej muzyce na blogu Kuby Ambrożewskiego muszę z siebie co nieco wyrzucić. W komentach jakoś mi się ciężko było przebić, spróbuję u siebie.

Oto niezal portale przeprowadzają jak widać rekonesans polskiej muzyki rozrywkowej. Wszystko spoko, ale padają naprawdę ciekawe nazwiska: Maryla Rodowicz, Anna Jurksztowicz, Wojciech Gąsowski. Fajne? Pewnie, że fajne. Tylko mi przed oczami staje od razu Krystyna Loska i wspaniały koncert życzeń na TVP. Pamiętam to dość dobrze. Wiem, wiem, to lata 80 – te głównie, a odkrywać trzeba wcześniejszy dorobek. Pewnie jakieś perełki się tam znajdą, czemu nie. Dziwi mnie tylko, że za dorobek mainstreamowych gwiazd i ikon biorą się niezal krytycy i dziennikarze. Bo z niezalem ma to już bardzo mało wspólnego.

Dorzućmy jeszcze Irenę Santor, Zbigniewa Wodeckiego i Wojciecha Połomskiego. Jednego tylko autorzy pomysłu nie biorą pod uwagę. O ile miłośnicy muzyki niezależnej mogą dorobku takich gwiazd PRL-u nie znać (bo skąd?), to osoby, które taki dorobek znają dogłębnie, istnieją. I to pewnie w całkiem sporej rzeszy. To uczestnicy programu „Jaka to melodia?”.

Można w to wejść oczywiście, ale skoro trzeba zrehabilitować Marylę i Annę Jurksztowicz, to może także zrewidować pojęcie „niezal”? Skoro "indie" znaczy już zupełnie co innego. Ale czy naprawdą o taki rodzaj rehabilitacji polskiej muzyki tu chodzi?

 

Komentarzy: 8 Nie dodano tagów

Nie przechodźmy obojętnie obok inspiracji

2011-06-01 21:33:08

"Inspiracje dostaję od Boga"

Ringo Starr (link)

 

W czasach zespołu The Beatles, Ringo Starr (Richard Starkey) samodzielnie skomponował tylko jedną piosenkę: Don't Pass Me By.

 

A tu fragment tekstu, ostatnia zwrotka i refren:

Przykro mi, że wątpiłem w ciebie,
Byłem nieuczciwy,
Brałaś udział w wypadku samochodowym
I straciłaś swe włosy.
Powiedziałaś, że będziesz spóźniona
O godzinę lub dwie,
Powiedziałem: W porządku, więc czekam,
Czekam tutaj na wieści od ciebie.

Nie przechodź obok mnie obojętnie, nie zasmucaj mnie,

Ponieważ wiesz kochanie, że kocham tylko ciebie,
Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo mnie to rani,
Jak nienawidzę patrzeć, jak przechodzisz,
Nie przechodź obok mnie obojętnie, nie zasmucaj mnie.

Komentarzy: 2 Nie dodano tagów

Komiks zupełnie nie o muzyce

2011-05-23 22:18:46





















http://www.rp.pl/artykul/2,662322_Papiez_rozmawia_z_astronautami_na_orbicie.html

Komentarzy: 1 Nie dodano tagów

Na początku był Japan...

2011-05-15 22:37:34

Zespół Japan poznałem dość późno. Zbiegło się to trochę z reedycją płyt tej kapeli. Kapela jest zaiste ciekawa, czy podobna do Duran Duran zostawiam ocenie innych, ja Duran Duran znam bardzo słabo, więc nie chcę porównywać. Przyjdzie czas na Duran Duran, na razie na tapecie David. Album Japan Quiet Life to naprawdę kawał świetnej muzyki. Byłem pozytywnie zaskoczony. Swoją drogą to śmieszne, bo już widzę siebie samego z czasów ogólniaka, bezwzględnego ortodoksa, miłośnika punka, harcore'a i innych gitarowych rzeczy, gardzącego dzisiejszym sobą, no bo jak taki ortodoks może polubić taką kapelę?

Czasy się trochę zmieniły, ja się trochę zmieniłem, więc z czystym sumieniem mogę sobie ich dziś posłuchać, no problem, a nawet przyjemność. Tej płyty słucha się świetnie i gorąco polecam. Głównie tę polecam, choć na wcześniejszej Obscure Alternatives jest przecież doskonały Suburbian Berlin. No ale w całości to jednak Quiet Life chyba trochę lepsza.

Mi jednak zupełnie co innego chodzi po głowie. Jak zwykle przypadkiem dowiedziałem się o dość ciekawej rzeczy. Oto bowiem wokalistą Japan był niejaki David Sylvian. A David Sylvian już w moim odtwarzaczu gościł nieraz, tyle że nie jako Japończyk. Słuchałem jednej z jego solowych płyt, oraz innego zespołu, dużo późniejszego niż Japan, nie wiedząc, że on w ogóle w takim kolektywie new romantic (a wcześniej glam) śpiewał. Była to dla mnie miła niespodzianka, ale takie niespodzianki się zdarzają. Muzyka zatacza wtedy koło. Przypadkiem wraca się do rzeczy, które w jakiś sposób są powiązane klamrą z innymi. Solowa płyta Sylviana, którą sie zachwycałem to Blemish z 2003r.

www.wikipedia.org

Album kompletnie niepasujący do stylistyki new romantic, stąd pewnie nawet się nie spodziewałem takiej przeszłości wokalisty. Blemish to zbiór utworów, w których główną rolę odgrywa głos Sylviana. To właśnie jego śpiew tworzy niepowtarzalny klimat tej płyty. Trudno tu mówić o piosenkach, trudno mówić o melodiach, tego trzeba koniecznie posłuchać. Na albumie słyszymy oprócz Davida także Dereka Bailey, gitarzystę, który formę muzyki improwizowanej doprowadza do ostatecznych granic, o ile w ogóle takie istnieją. Kompletnie nieobliczalny muzyk, więc łatwo sobie wyobrazić co na albumie się dzieje. Na liście płac widnieje także Christian Fenesz, też gitarzysta, ale dużo bardziej aktywny na polu muzyki elektronicznej i za takie dźwięki jest odpowiedzialny na płycie Blemish. Fantastyczny album, do przesłuchania dokładnie i koniecznie w słuchawkach. Nie polecam puszczania tej płyty jako tła niewinnej pokerowej gierki ze znajomymi. To jest album, któremu należy się oddać bez reszty, a wtedy się rewanżuje. Warto.

Wspomniałem jeszcze o jednej kapeli Davida Sylviana, kapeli z czasów teraźniejszych. To Nine Horses, którą Sylvian tworzy razem ze swoim bratem (a też członkiem Japan) Stevem Jansenem oraz niejakim Burntem Friedmanem. O Nine Horses nie chcę mi się pisać, bo nie jest to moja ulubiona rzecz, tylko przypomniało mi się, że lubiłem tego swego czasu posłuchać. To dużo przystępniejsza rzecz niż Blemish, dużo łatwiejsza w odbiorze. No ale do Japan to jednak lata świetlne. Panie i Panowie czapki z głów przed Davidem Sylvianem, wokalistą niesłychanym!

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Nadużycie

2011-05-11 22:45:41

Jestem taki zmęczony. Pot zalewa mnie całego, jest mi gorąco, a jednocześnie dygoczę z zimna. Serce kołacze mi bez przerwy, zaraz chyba wyrwie mi żebra. Ciągle coś mnie swędzi. Oczy przekrwione, krople nie pomagają. Nie śpię. Chyba. Drżę, tylko nie wiem czy z zimna. Drgawki tak potworne, że nie sposób wytrzymać w pozycji stojącej. Siedzącej też nie. Ciągły pot, kąpiel nie pomaga, zbyt gorąca lub zbyt zimna. W lustrze nie mogę siebie poznać, zaraz rozwalę to blade szklane odbicie. Ciągle słyszę karetkę pogotowia. Ktoś puka do drzwi, otwieram, „Nie otwieraj!” ktoś krzyczy, kto? Rozglądam się, nikt. Otwieram. Nie ma nikogo. Ktoś puka. Jak? Drzwi przecież otwarte. Śnię, muszę śnić. Ale szczypię się i boli jak cholera! Zresztą wszystko boli non stop, najbardziej łepetyna, ciężka taka, więc to nie może być sen. Sen by tak nie wykańczał fizycznie. Cały drżę, mam ochotę na papierosa, ale nikotyna nie smakuje. Wymioty. Który to raz już dzisiaj? Znowu zerkam w lustro i boję się swojego oblicza. Blade i wychudłe. Spojówki przekrwione. Ktoś puka. Nie! Kurwa! Nikt nie puka. Nie wytrzymam, położę się, mam gorączkę. Nie mogę leżeć. Serce wali jakbym właśnie przebiegł maraton. Padam na łóżko. Wszystko boli, wszystkie mięśnie. Ktoś puka. Nie! Kurwa! Nikt nie puka. Próbuję coś poczytać. Literki się rozjeżdżają. Co ja gadam, rozjeżdżały się wczoraj i dwa dni temu, dziś tańczą. Nie mogę ich w ogóle dostrzec. To znaczy, dostrzec mogę, ale nie mogę rozpoznać. „B” chyba szczerzy się do mnie, otwierając swoje brzuszki. To chyba „B”. choć może „R”. Wygląda dość groźnie. Nie ma sensu czytać dalej, nie ma sensu nawet próbować, ręce bolą od trzymania książki. Szlag mnie zaraz trafi, myślę o tylu rzeczach naraz, o czym myślałem przed chwilą? Nie wiem, nie pamiętam, a może pamiętam i wciąż o tym myślę. Boli głowa, brzuch. Zjadłbym coś, ale wszystko smakuje jak ziemia. Muszę coś zjeść. Nie mogę. Nawet woda jakaś metaliczna. Muszę pić, zmuszam się. Znowu wymioty. Dłużej tego nie wytrzymam, w tym tempie drgawki wykończą moje mięśnie, odwodnię się na śmierć. Nie wytrzymam. Dłużej nie wytrzymam. To już trzeci dzień bez muzyki.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Czasy się zmieniają, ale Pani zawsze jest w komisjach

2011-05-05 23:05:44

Must Be The Music

Must Be The Music, Polsat, 2011

----------------------------

Rok 1985, (...). Myśleliśmy, że nas nie zaproszą po tym wszystkim, ale okazało się, że możemy jechać na koncert "Rock w Opolu". Przed koncertem, oczywiście na alkoholu, mówię do naszego gitarzysty Janka Knorowskiego, dziś to malarz i profesor ASP, żeby zrobił mi odjechaną koszulkę. Chciałem grać w marynarce, nagle ją zdjąć i pokazać jury - w skład którego wchodziła między innymi Kora - jakiś obrazoburczy napis.

Muniek Staszczyk w wywiadzie dla Newsweek 18/2011 8.05.11

------------------------------------------------------------------------------------

--------------->!!  KLIK KLIK  !! <---------------

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

« wróć 1 2 3 4 czytaj dalej »