Nie jesteś zalogowany

 Tanz Der Vampire

2010-11-04 20:58:46

„Taniec Wampirów”  (org. „Tanz Der Vampire”) autorstwa Jima Steinmana oraz Michaela Kunzejest musicalem już dość starym, który każdy miłośnik gatunku powinien przesłuchać, dlatego też niezwłocznie dołączyłam go do mojej kolekcji.

 

Kolejna płyta, która jest moją pamiątką z zagranicy. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że niemiecki sprzedawca nieco mija się z prawdą, mówiąc że płyta została niedawno wydana, jednakże po otwarciu pudełka przekonałam się, że jest to nagranie najstarszej wersji sztuki (wydane po raz pierwszy od 12 lat), której libretto od czasu premiery w 1997 zostało kilkakrotnie zmienione.

            Dla tych, którzy musicalu nie znają, krótko przypomnę jego fabułę: Profesor wraz z uczniem i asystentem w osobie Alfreda wędrują po Transylwanii w poszukiwaniu wamporzców. Podczas swej wyprawy trafiają do żydowskiej karczmy, gdzie młodzieniec poznaje piękną Sarę. Chłopak nie zdobywa jednak aprobaty rodziców wybranki serca. Ona sama też ma nieco inne plany – przypadła do gusty niejakiemu von Krolockowi, arystokratycznemu wampirowi, z którym udaje się do jego zamku. Na ratunek dziewczynie ruszają nasi pogromcy wampirów. Tego, czy Sara zostanie posiłkiem Krolocka bądź też jego syna, Herberta, nie wyjawię, zainteresowani przesłuchają sami.

Przyzwyczajona do polskiej, z resztą bardzo dobrej, wersji podeszłam do nagrania nieco sceptycznie, bo niby co jeszcze z tym można zrobić? Słyszałam główne „arie” w wielu wersjach, tak więc zaskoczyły mnie już pierwsze dźwięki „Uwertury”. Zamiast dość niewyraźnej melodyjki usłyszałam organy wraz z towarzyszącą im całą orkiestrą, której składu nawet nie potrafię rozpoznać, wprowadzających nas w odpowiedni nastrój już od pierwszych taktów.

Dalej było już tylko lepiej. Chociaż liczne dysonanse mogą większości słuchaczy nie przypaść do gustu, myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie (od romantycznego „Totale Finsternis”, przez zabawne „Wahrheit” po nieco mroczne „Ewigkeit”). 

            Postaci również zasługują na uwagę. Po pierwsze, wyjątkowo trafny dobór wokalistów, przy których nawet nasi polscy artyści wypadli dość blado.

Po drugie, ich charaktery i dialogi, znacznie odbiegające od szablonowych musicalowych (i co tu dużo mówić – często dość płytkich) bohaterów.

Tych, którzy pokochali „dzisiejsze” wampiry, braci i siostry Edwarda, czeka rozczarowanie. Wszyscy „krwiopijcy” są niczym ich poprzednicy z dawnych legend, śpiewający mrocznym głosem (ale nie zdzierający gardeł) , owiani tajemnicą i jednocześnie tak uroczy, że trudno ich nie lubić. Wyjątkiem od tej „mrocznej reguły” może być tu, również na swój sposób czarujący, ciapowaty, homoseksualny Herbert. Z tłumu wybija się także jego ojciec, zdecydowanie odróżniający się zarówno od swych pobratymców jak i ludzi.

Co do tych ostatnich, oni także wypadli bardzo dobrze. Profesor jest zabawny w swym pragnieniu wiedzy, Alfred to „cwana gapa”, a Sara okazuje się być wyjątkowo feministyczną (jak na XIX wiek) dziewczyną. Bardzo przypadł mi do gustu także  Żydowski Chór. On z kolei prezentuje się w pełnej krasie w „Wusha-Busha”, czyli piosence - egzorcyzmie. Scena ta, podobnie jak wiele innych, jednocześnie rozbawiła mnie do łez, ale i zmusiła do refleksji.

Podobnie śmiałam się przy skardze Herberta czy kilku monologach Profesorach.

Nie należy jednak uznawać „Tanz Der Vampire” za śpiewaną komedię, bowiem to właśnie tytułowe wampiry, pojawiając się w praktycznie w połowie utworów jak „Gott ist tot” czy tytułowym „Tanz Der Vampire”, zmuszają nas do zastanowienia się nad rzeczywistością i naszym własnym życiem.

            Ten musical zdecydowanie mogę ocenić jako najlepszy, jaki słyszałam. Polecam każdemu, jako chwilowe oderwanie od codzienności. Może akurat komuś rozświetli jesienny wieczór?

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.