Nie jesteś zalogowany

 "Tanz der Vampire" w Ronacher

2011-05-18 21:21:43

Dwa tygodnie temu wreszcie nadszedł dzień, na który czekałam od ładnych paru miesięcy – wizyta w Wiedniu, a dokładniej rzecz biorąc w teatrze muzycznym „Ronacher” na jednym z moich ulubionych musicali, czyli „Tanz der Vampire”.

 

            Nie będę opisywać odbierania biletów czy radosnej podróży do samego Teatru. Zamiast tego napiszę o samym spektaklu. Przyznam szczerze – dowiedziawszy się, że z jakiegoś powodu Borchert nie zagra Von Krolocka (ponoć dostał dożywotni zakaz wstępu do Ronacher’a), byłam nastawiona nieco sceptycznie. Pomyliłam się. „Tanz der Vampire” był chyba najlepszym przedstawieniem, jakie w życiu widziałam.

Ogromne wrażenie robi sztuka Kunzego w oryginale, zwłaszcza z nowym librettem (2006), dotychczas mi nieznanym. Co prawda treść spektaklu jakoś specjalnie się nie zmieniła (patrz notka z recenzją płyty „Tanz der Vampire” z 1994), jednak interpretacja sztuki oraz jej finał zaskoczyła zarówno moich towarzyszy, jak i mnie samą. Nie zdradzę jednak, dlaczego. Chętnym polecam nagranie sztuki, dostępne na youtube, a w ramach możliwości – wizytę w samym Wiedniu.

 

Najbardziej jednak zaskoczyli mnie wokaliści. Marjan Shaki jako Sara jest rewelacyjna, jej głosu zwyczajnie chce się słuchać. Wykonanie głównych arii jest tym bardziej imponujące, że jest to wokalistka dosyć młoda. Ogromne wrażenie robi scena „Die roten Stiefel”, kiedy to Wampiry uczą Sarę tańczyć. W tym momencie podziwiałam stalowe nerwy Shaki, która śpiewała mimo tego, że jej partnerzy przerzucali ją sobie nad głową czy też wykonywali z nią akrobacje.

Całkiem nieźle wypadł też Drew Sarich jako Graf von Krolock, czyli główny Wampir. Jakkolwiek myślałam, że po przesłuchaniu „Tańca Wampirów” z wykonawcami takimi jak Thomas Borchert, Uwe Kröger czy nawet Paweł Podgórski, żaden inny Krolock już nie zdobędzie sobie mojej sympatii, tak muszę przyznać, że Sarich również spisał się bardzo dobrze. Co prawda kilka pierwszych arii poszło mu kiepsko, ale już „Einladung zum Bal” zaśpiewał rewelacyjnie, a z każdą następną piosenką szło mu coraz lepiej, tak że na „Die unstillbare Gier” zwyczajnie się popłakałam.

Lukas Perman jako Alfred również był dobry, acz z nóg jakoś nie zbijał. Ot, dobry przyjemny dla ucha głos.

Genialny był Gernot Kranner jako Profesor. Ilekroć pojawiał się na scenie, trudno było się nie uśmiechnąć, a kiedy już zaczynał swoje wywody, publiczność wybuchała śmiechem. Scena polowania na wampiry jest przezabawna, podobnie z resztą jak cała kreacja duetu łowców krwiopijców.

Naprawdę dobra była Melanie Ortner jako Magda. Jednak najlepszą postacią z całego musicalu był Herbert, doskonale zagrany przez Marca Liebischa. Ciapowaty Wampir był po prostu uroczy, a jego pogardliwe „Pfff!” na zakończenie „Wenn Liebe in dir ist” weszło już do słownika naszych powiedzonek. Herberta w wykonaniu tego artysty zwyczajnie nie da się nie lubić.

 

Jakkolwiek wokaliści byli niesamowici, tak rozczarował mnie bardzo okrojony stan orkiestry. Większość instrumentów została wyparta prze keyboard, co zdecydowanie nie było dobrym wyborem.

 

Ogromne wrażenie robi scenografia i efekty specjalne. Scena obrotowa pozwalała na efekty takie jak spacerowanie po ogromnej bibliotece czy też błądzenie po korytarzach Zamczyska, co jest plusem przedstawienia. No i niesamowity moment tańca Herberta i Alfreda, kiedy to tylko Student odbija się w lustrze - tego zwyczajnie się nie spodziewałam.

Równie ciekawa była karczma, której poszczególne pomieszczenia widz mógł obserwować.

 

Wspomniane już przeze mnie libretto również zasługuje na uwagę. Teksty takie jak „Ich bin jüdische Vampir! Es wirkt nicht!” („Jestem żydowskim wampirem! To nie działa”) wykrzyczane przez Chagala na widok krzyża czy komentarze na temat trumny małżeńskiej są po prostu przezabawne, ale brakowało mi rozważań na temat koszerności krwi znanych mi z pierwszej wersji musicalu.

Kunze jednak nie napisał komedii – finałowe arie pierwszego i drugiego aktu zmuszają do refleksji, podobnie jak większość wypowiedzi Wampirów.

Każdy interpretuje tę sztukę inaczej, a ja sama nie potrafiłabym powiedzieć, jakie jest jej przesłanie…

 

Zachęcam do obejrzenia i własnych refleksji!

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.