Nie jesteś zalogowany

 Czerwone Carmen Maki na Kinder Monte Cassino

2010-07-05 11:47:36

763.jpg

Dzwonił do mnie ostatnio jeden z moich tokijskich fanów. Nazwiska nie podam. Wspomnę jeno, że rozkochał się w polskim dzięki mojemu blogowi i z owego uczy się naszego pięknego języka. Dzwoni i mówi łamaną polszczyzną: "Paweł, zapomniałeś o nas! Od dawna nie postował nic z Kraj Kwitnoca Czereźnia. Dlaszego?". I zrobiło mi się głupio. Szczególnie wziąwszy że temu właśnie fanowi zawdzięczam wiedzę, że moim zwierzęciem mocy jest nigeryjska koza karłowata (szczegóły nieważne), więc zacząłem przeglądać swoje przepastne archiwum za czymś skośnym. Łatwe to nie było, wszak w WinXP nie można podpisywać wybranych katalogów kursywą. Jednak się udało. Wybór padł na Carmen Maki.

Czerwone Carmen Maki na Kinder Monte Cassino. Kim jest nasza bohaterka? A jest kawałem historii muzycznej Japiszonii. Na scenie działa od lat 60, udzielając się m. in. w Blues Creation, megapopularnym bluesowo-hardrockowym zespole Kazuo Takedy, gdzie odwalała lans na skośną Grace Slick. To oni właśnie przecierali w ojczyźnie muzyce Zachodu. Potem dziobała w progresywnej formacji Oz. Od rocka nie odeszła nigdy, choć zdarza jej się nagrać płytę - powiedzmy - folkową. Singer/songwriter w wersji skośnej? I to w dodatku polecany przez samego Juliana Cope'a (tak The Teardrop Explodes, Queen Elizabeth i Brain Donor) m. in. w jego książce Japrocksampler (KLIK)...? Takwłaśnie.

Co na płycie? Ano samo dobro. Upo(u)pione, delikatne, folkowe kawałki, oczywiście pisane z zachowaniem wszelkich wymogów melodyki magnetowidowców, a jednocześnie rzadko popadająca w jakże charakterystyczną dla j-music kompozycyjną biedę. Przy tym: jeden z kawałków będziecie zapewne znali. Jest to bowiem cover aszkenazyjskiego songu Shalom Aleichem.

Delikatnie, niespiesznie, sentymentalne. Ładna płyta. Problemem są może tylko charakterystyczne dla yattamanowców tendencje, by nie zwracać uwagi na wiarygodność brzmieniową aranżacji. Więc jak pojawia się już rożek angielski (takwłaśnie), to brzmi tak nachalnie, jak ja podrywając po pijaku dziewczynę. Ale nic to. Harmonie i barwa głosu Carmen w zupełności wystarczają byście usiedli samotnie w oknie patrząc w dal. Wczoraj wybieraliśmy między złem mniejszym, a niższym, to dziś sobie chociaż w dal popatrzmy. Indżoj.


(nie, nie było w lepszych pixelach okładki)
1193279.jpg

Carmen Maki - Poems in the Midnight (till the candle goes out)

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.