Nie jesteś zalogowany

Planete Doc Review 2010

2010-05-24 10:53:49

Przy niedzieli w końcu postanowiłem się zebrać i zebrać do kupy wrażenia z tegorocznego Planete Doc Review. Niestety trochę zawodziła organizacja, ale po piątym opóźnionym seansie przestałem się już czymkolwiek przejmować. No ale ja tu przecież chciałem pochwalić jakieś filmy, a nie psioczyć na organizatorów.
17 Sierpnia – Aleksander Gutman, Rosja 2/5
Okrutnie się wynudziłem na tym filmie – trudno jednak porównywać moją godzinną nudę w sali Kinoteki, z dożywotnią nudą skazańca uwiecznionego na filmie. Możemy sobie obejrzeć niedolę gościa, który nagle postanowił się zwrócić ku bogu i modli się bez opamiętania przez sporą część swojego wolnego czasu. Reżyser postanowił – w czasie króciutkiego spotkania z nim – wyjaśnić, że więzień modlił się, ale wcale nie wierzył, co można przetransponować na obraz współczesnego społeczeństwa rosyjskiego. Dla mnie nie było to zbyt czytelne, ale może nie potrafię docenić geniuszu.
Baśniowa Kraina – Þorfinnur Guðnason, Andri Snær Magnason, Islandia 3/5
Znowu ładny plener, znowu upolityczniony obraz. Kwestia eksploatacji maluczkich państw przez międzynarodowe korporacje. Historia sama chwilę później pokazała, że zrzeczenie się części suwerenności na rzecz koncernów na zbyt wiele się nie zdało.
Być i mieć – Nicolas Philibert, Francja 5/5
Bardzo pozytywny obraz – widziałem go po obejrzeniu filmu o Bohdanie Porębie, pełnego nienawistnego przekazu. A tutaj samo piękno, uczciwość i przyjemność. Malutka szkoła, zagubiona gdzieś w górach, mała ilość uczniów i ogarniający wszystko samemu sympatyczny nauczyciel.
Droga do Nahr Al Bared – Sebastian Talavera, Hiszpania 3/5
Co tu pisać? Opis codziennego życia w zniszczonym obozie dla palestyńskich uchodźców w Libanie. Wielkiej wartości artystycznej nie stwierdzono.
Europolis. Miasto w delcie – Kostadin Bonew, Bułgaria 2+/5
Oj wynudziłem się, jednak senność ukazanego miasta została przeniesiona na taśmę filmową aż za dobrze. Dla koneserów.
Galerie i my – Helene Klodawsky, Kanada 3+/5
Analiza problemu roli centrów handlowych, które ponoć zaczynają pełnić rolę miejsc świętych. Na plus zaprezentowanie wypowiedzi twórców centrów handlowych, w tym także Złotych Tarasów. Pojawiają się także dwa ciekawe wątki – wymarłe centra w USA i nowopowstające w Indiach. Zabrakło mi tylko Palo Alto Radiohead w soundtracku.
Goodbye, How Are You – Boris Mitić, Serbia 3-/5
Dawno tak kuriozalnego filmu nie widziałem. Przedziwna konwencja, absurdalna (żeby nie powiedzieć głupawa) narracja do dziwnych obrazków z byłej Jugosławii. Zdecydowanie dla koneserów.
Goście Nerona – Deepa Bhatia, Finlandia/Indie 3/5
Mówiąc o Indiach jako mocarstwie mającym wkrótce wyprzedzić Chiny, zapominamy o kosztach społecznych takiego rozwoju. W tym filmie skupiono się na problemie wzrastającego wskaźnika samobójstw. Tylko czemu goście Nerona? Ano wątek filmu osnuty jest wokół wydarzeń ze starożytnego Rzymu – Neron zapewniał oświetlenie swojego przyjęcia poprzez… hmm… żywy wkład – ludzi płonących na stosach. W zasadzie bardziej potępieni zostali goście szalonego cesarza, niźli sam Neron. Gośćmi Nerona w Indiach mają być bogaci, którzy bawią się kosztem innych.
Jądro Wieczności – Michael Madsen, Finlandia 5/5
Co zrobić z odpadami radioaktywnymi? Póki co wiadomo, że będzie ich tylko więcej. Gospodarni i odpowiedzialni Finowie postanowili zbudować ogromny podziemny bunkier, w którym składowane będą niebezpieczne substancje. Przez 100 000 lat – żaden wytwór ludzkiej cywilizacji póki co nie przetrwał. Kto wie, czy za kilkaset, kilka tysięcy lat jakiś ciekawski ziemianin nie postanowi otworzyć schronu i nieświadomie wypuścić radioaktywny syf?
Koniec Rosji – Michał Marczak, Polska 4+/5
Młody wojak Aleksiej zostaje wysłany na odbycie swojej służby wojskowej aż za koło podbiegunowe. W pewnym momencie napomyka, że chciał odsłużyć swoje na południu – okazuje się, że zmaganie się z zimnem, śniegiem i samym sobą wcale nie jest dużo trudniejsze. Warunki zupełnie zmieniają relacje między żołnierzami – zacierają się wszelkie podziały wynikające z ilości gwiazdek na naramienniku. Genialne zdjęcia, genialny obraz. Zastanawia mnie tylko jedno – jakie były relacje ekipy filmowej z filmowanymi żołnierzami?
KOR – Joanna Grudzińska, Belgia/Francja 3/5
Och, jaka wzruszająca historia! Potomkini byłych opozycjonistów tworzy film o KORze. Tylko nie wiem dla kogo. Sam nie dowiedziałem się z niego zbyt wielu nowych rzeczy, natomiast wątpię by kogokolwiek na zachodzie to zainteresowało. W filmie występują w zasadzie tylko Jan Lityński i Henryk Wujec. Dlaczego nie pokazano innych? Dlaczego nie wspomniano nic o późniejszej erozji tego środowiska? Czemu nie było mowy o dalszych losach Macierewicza? Sporo pytań, film jednak się nie broni.
Megamiasta – Michael Glawogger, Austria/Szwajcaria 5/5
Wielowątkowa opowieść z kilku największych miast świata – Bombaju, Meksyku, Moskwy i Nowego Jorku. Mnie osobiście najbardziej poruszyła postać striptizerki z Meksyku – ja bym na jej miejscu nie wystąpił w filmie, który zobaczy tyle ludzi na całym świecie. Ale w sumie jej znajomi z Meksyku chyba go nie zobaczą…
Niedokończony film – Yael Hersonski, Niemcy/Izrael 4/5
Mamy rok 1942, do warszawskiego getta wkracza niemiecka ekipa filmowa. Filmują w zafałszowany sposób życie mieszkańców getta, przy niechętnej pomocy szefa Judenratu, Adama Czerniakowa. Dzięki jego zapiskom, a także zapisom z archiwum Ringelbuma, udało się odnaleźć trochę informacji nt. powstawania tego filmu. Materiał filmowy nie został jednak przetworzony ani zrealizowany – pomysł filmu z niewiadomych przyczyn upadł.
Osaczenie. Demokracja w sidłach neoliberalizmu – Richard Brouillette, Kanada, 1+/5
No kurde! Jakbym chciał wykładu, to bym poszedł na wykład, jak chcę poczytać książkę, to czytam książkę. Te myśli, które udało mi się przyswoić, były bardzo ciekawe i zbieżne z moimi, ale do … tak się nie robi filmu, który ma do kogokolwiek trafić! Lepiej by zrobiono, jakby wydano te wszystkie wypowiedzi na piśmie. A da się zrobić dobry film tego typu – trzeba go tylko trochę ożywić – mam na myśli Życie pod lupą (Examined life), prezentowane na Planete Doc Review rok temu.
Pink Taxi – Uli Gaulke, Niemcy 3+/5
Moskwa. Taksówka. Kilka taksówek – takich specjalnych, tylko dla pań, prowadzonych przez panie. Trzy doświadczone życiem panie opowiadają nam o swoich życiach, wysłuchują także zwierzeń swoich klientek pochodzących głównie z wyższych sfer (a moskiewskie wyższe sfery…).
Prawda, dobro i piękno. Film o Bohdanie Porębie – Ksawery Szczepanik, Polska 1/5
Zostać na tym filmie (bo dali go w pakiecie z Drogą do Nahr Al Bared) to nie był dobry pomysł. Nie znałem wcześniej głównego bohatera filmu, ale po co w ogóle go sfilmowano i uwieczniono? Byłbym w stanie to zaakceptować, gdy film miał przesłanie ironiczne i odwrotne do tego, co sieje Poręba, ale czy naprawdę TVP Kultura nie ma lepszych projektów do sfinansowania? I tak w TVP jest zbyt wiele miejsca dla zakompleksionych antysemitów i nacjonalistów.
Syberiada 34x45 – Jewgienij Solomin, Rosja 3+/5
Wdzięczny obrazek z dalekiej Syberii. W związku z koniecznością wymiany starych sowieckich paszportów na nowe, rosyjskie, fotograf przemierza wioski robiąc nowe zdjęcia mieszkańcom głuszy. Ciekawy pomysł, tylko konkluzji jakby brakowało. Bo o ewentualnej nostalgii za ZSRR to by już za proste było…
W Berlinie – Michael Ballhaus, Ciro Cappelari, Niemcy 4/5
Nie ma innego takiego miasta. Berlin to Berlin, kto był, ten wie. Berlińczycy sami opowiadają o swoim mieście – poczynając od zwykłych, szarych mieszkańców, przez prezydenta, ministra spraw wewnętrznych, na frontmanie Einstürzende Neubauten kończąc. Polecam każdemu, kto choć raz był w Berlinie. A ci którzy nie byli, niech się nie przyznają i sami pojadą obejrzeć i poczuć to miasto.

Komentarzy: 1 Dodane w film

Szalone liczby

2010-05-20 17:59:19

Dzisiaj będzie składanka. Nie że tam jakiś top, czy coś, tylko luźny zestaw utworów snujących się wokół jakiegoś zagadnienia. Ostatnio, w ramach zajawki na szalone lata 90. przypominałem sobie na youtubie rozmaite teleturnieje z czasów dzieciństwa.

Ten teleturniej nie tylko rozbudził moją pasję do matematyki (która została jednak prędko zabita w szkole), ale i nauczył znaczenia słowa blefować. Jednak nie będę tutaj przytaczał utworów związanych z bobrami, dziećmi ani teleturniejami, tylko z liczbami.


Czarno Czarni – 007
To były czasy. Kiedy jeździło się na wakacje samochodem, w którym można było jedynie słuchać radia albo muzyki z kaset. Gdy droga była daleka, kasety szybko się nudziły. Z tego powodu otrzymałem przyzwolenie na kupno jednej kasety w sklepie muzycznym przylegającym do dworca PKS w zapomnianym mieście na pograniczu Podkarpacia i Małopolski. Była to selftitled płyta zespołu Czarno-Czarni, a przytoczona tu piosenka dotyczy przygód dzielnego agenta, który w lewym oku ma kamerę, w bucie żrący kwas, a w zegarku gaz.


Yugoton – 1000 kawałków

Można psioczyć na Yugoton, że nieudane, że kiczowate, że teksty często zerowe. Ale przynajmniej nie wtórne. Swoją drogą nie wiecie czy bracia Serbowie (albo jacyś inni) nie postanowili zrobić płyty z kilkunastoma polskimi piosenkami w swoim języku?


Kazik – 12 groszy

Chyba nie ma nikogo w Polsce, kto nie znałby tej piosenki. Jakoś nigdy nie byłem fanem solowego Kazika, ale takie zabawne podsumowanie lat 90. nawet mi odpowiada. Ponoć straszliwym faux pas podczas koncertu KNŻ jest wołać o ten utwór.


Republika – 13 cyfr

Jednym z moich najczęstszych rozważań w stylu „co by było gdyby” jest „co by było gdyby Ciechowski żył, a Republika dalej tworzyła”. No właśnie? Elektroniczne akcenty na ostatniej płycie jakoś nigdy nie były w stanie mnie do siebie przekonać, ale na szczęście nie zburzyły też obrazu zespołu…


Radiohead – 15 Step

To moim zdaniem jeden z najsłabszych (o ile w ogóle można coś takiego powiedzieć) openerów płyt Radiohead. Tak w ogóle, to dla mnie nieprawdopodobne, że ktoś mógł podłożyć taką muzykę pod taki klip.


Kaizers Orchestra – 170

Gość wyjeżdża na wojnę, nie wraca, zostawia żonę, dzieci. Dobry motyw na balladę. Bardzo poruszający utwór jak dla mnie.


Radiohead – 2+2=5

To jest już znacznie lepszy opener płyty Radiogłowych. Yorke nie tworzy tu alternatywnej wersji matematyki, raczej alternatywną wizję rzeczywistości. Wszystko inspirowane powieścią Orwella – 1984 (też liczba, się złożyło).


N.R.M. – Try Čarapachi

Piosenka o trzech żółwiach, często występująca jako piosenka białoruskiej opozycji. Teoretycznie przesłanie raczej nie napawa optymizmem – „hej ła-ła-ła-łaj, ty nie čakaj, siurpryzau nia budzie.” (hej, ty nie czekaj, niespodzianki nie będzie).


Modest Mouse – Third Planet

Mało kto potrafi tak jak Isaac Brock opisywać to nasze żałosne życie na tej trzeciej planecie od słońca…


Bajaga – 442 do Beograda

Nie chcę czegoś tu popieprzyć, bo już słabo to pamiętam. Ale chyba to szło tak, że gościowi zjebał się samochód i stoi niedaleko od znaku wskazującego ilość kilometrów do Belgradu, ale życie i tak jest piękne itd.


Smolik – 50 tysięcy 881

O! A to jest piosenka prawdziwie o liczbach, a jej tytuł to suma wyśpiewanych przez Rojkowe usta liczb (poza milionami gwiazd).


Muchy – ‘93

Muchy spytane ostatnio w Offensywie o sens tytułu tego utworu coś odpowiedziały, nie pamiętam nawet już co, ale nie miało to chyba większego sensu.


Stachursky – Jam jest 444

To już sobie sami wytłumaczycie…
Mam nadzieję, że niespecjalnie przynudziłem.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Perły Polskich Internetów [1] Ewa Iwan-Chuchla

2010-05-17 22:02:17

Witam szanowne koleżeństwo po krótkiej przerwie. Dziś będzie krótko, ale treściwie. Proponuję wam pierwszą część nieregularnego cyklu, który prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć końca – Perły Polskich Internetów.
Lekarz i muzyk jednocześnie? To trudne, ale wykonalne. Przykłady można mnożyć – jako pierwszy przychodzi mi do głowy Kuba Sienkiewicz, łączący zawód neurologa z frontmeństwem w Elektrycznych Gitarach. Mniej znana jest Ewa Iwan-Chuchla, londyńska pani dermatolog.
Jak możemy wyczytać na łamach „Stetoskopu i skalpela”, Ewa Iwan-Chuchla może poszczycić się licznymi talentami, do których należy m.in. tworzenie własnej poezji. Źle się czuję z opisywaniem tej muzyki. Trudno to opisać słowami, podobnie jak trudno byłoby mi opisywać Kid A, czy inne wybitne pozycje.
Link do strony internetowej. Autorka nie jest wystarczająco mainstreamowa, by publikować się na YT.


In Berlin

2010-05-11 08:45:46

Jak zapewne część czytelników (tych warszawskich) się orientuje, w Warszawie odbywa się aktualnie festiwal filmów dokumentalnych Planete Doc Review, a wczoraj odbył się jedyny (niestety) seans filmu „W Berlinie” (In Berlin). Film pokazuje Berlin przez pryzmat jego mieszkańców, a jednym z nich jest jeden z muzyków mitycznej grupy Einstürzende Neubauten. Choćby dlatego polecam obejrzenie tego filmu, a dla tych którzy dzielą moje gorące uczucie do wcześniej wzmiankowanego miasta, jest to pozycja obowiązkowa. Może będzie jeszcze okazja go obejrzeć.

W filmie pokazany jest nawet fragment wyżej wklejonego koncertu.


I Ty klaszczesz u Rubika (i Twoja stara też)

2010-05-10 10:24:43

Aż dziw, że nikt wcześniej tego nie napisał. Utwór „Niech mówią, że to nie jest miłość” to najbardziej skrywany i wstydliwy, ale jednocześnie najpopularniejszy utwór z gatunku guilty pleasure. Cytując klasyka, wszyscy kłamią. Czas z tym skończyć. A może wcale nie ma się czego wstydzić?
Olga Szomańska i Przemysław Branny zaśpiewali jeden z najważniejszych polskich utworów 00’s. Jest to jednocześnie utwór utrzymany w estetyce wątpliwej jakości. Prosty motyw oklasków, mało wyrafinowany chór, dwójka głównych wokalistów, słowem żerowanie na naiwnych uszach naszych rodaków. No ale co tu dobrego powiedzieć o Rubiku? Ja myślę, że w tym szaleństwie jest metoda. I że to szaleństwo mogło przynieść korzyści naszemu ogólnonarodowemu gustowi muzycznemu. A nuż ktoś się zainteresował bardziej muzyką klasyczną i rozszerzył jej znajomość poza krąg Carmina Burana – IX Symfonia Beethovena i inna klasyka (sic!) wpajana na lekcjach muzyki w podstawówce.
Skupmy się raz jeszcze na kawałku z klaskaniem. Chcąc nie chcąc, ale część wersów przypomina mi bardzo pewien bardzo lubiany zespół (obawiając się flejma zostawię niedopowiedzenie, ale sami pewnie odgadniecie). „Koraliki wspólnych lat i zim”, „twój policzek, kiedy mróz”, „całe Tatry wzdłuż i wszerz, tęcza wstążki, kiedy deszcz”.
I jeszcze jeden argument na jego rzecz. Podobnie jak w przypadku prawie-że-zerowej płyty Marii Peszek jedyną przyzwoitą częścią jest pańszczyzna Emadego, tak samo jest w przypadku prawie-że-zerowego filmu Ryś – tam jedyną przyzwoitą częścią jest pańszczyzna Rubika.
Teraz zwrócę się do was, drodzy muzycy (bo i tacy tu pewnie zaglądają). Ten blondyn bije was na głowę słuchalnością. Codziennie. O 19.30 w TVP1 i TVP Polonia.
Na koniec bonus:

Komentarzy: 4 Dodane w pop

Faux pas na dziś

2010-05-08 21:59:10

Umieścić afisz o Johnie Zornie obok wystawie o ocalonych z Mauthausen.

Komentarzy: 0 Dodane w jazz

Coma

2010-05-07 15:35:56

Tak, dobrze widzicie. Mój kolejny wpis, nie dość że będzie w dużej mierze kopią starego wpisu z last.fm, to jeszcze będzie dotyczył Comy.

Trudno o bardziej nielubiany polski zespół, trudno też o bardziej nielubiany zespół, który sobie w 100% na to zasłużył. Ja jednak mam swoje dodatkowe 100%, które zniechęca mnie do Roguca i spółki. Tak więc wklejam:

Z Comą związaną mam pewną przygodę, z perspektywy czasu dosyć zabawną. Zimowa noc, jakoś tuż przez trzecią. Już od dwóch godzin mój autokar czeka na odprawę celną na przejściu granicznym Hrebenne-Rawa Ruska. Mocno podkurwiony, zziębnięty i złakniony polskich wiadomości (po dwóch tygodniach słuchania ukraińskich) postanawiam włączyć sobie radio w telefonie. Udaje mi się jakoś złapać Trójkę, jednak tylko przy ekwilibrystycznym sposobie trzymania telefonu (po schowaniu komórki do kieszeni dźwięk zanikał). Gra jakaś metalowo-niewiadomojaka mieszanka, jednak uwierzcie, że około trzeciej w nocy człowiekowi może być wszystko jedno. Piosenka rychło się kończy, odzywa się znany głos radiowy, nie mogę sobie przypomnieć jaki. Zapowiada jakąś piosenkę Comy z nowej płyty, „Hipertrofia”. Była jakaś ~2.55. Myślę sobie – super, przemęczę się 5 minut, wysłucham sobie wiadomości i szybko wrócę do Modest Mouse, Sigur Rós itp. Wokalista drze się, tekst kompletnie nie ma sensu, jest tak nieprawdopodobnie grafomański, że przekracza to granice mojej wyobraźni i plasuje się w okolicach Marii Peszek. Ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że trwał jakieś 10 minut, było to jedne z najdłuższych 10 minut w moim życiu. Przy okazji okazało się, że wcale żadnych wiadomości nie będzie i katowałem się na marne. Grunt, że autobus ruszył, podjechał na stanowisko, celnicy wsiedli i sprawy celne zaczęły się toczyć po dwugodzinnym maraźmie.

Komentarzy: 0 Dodane w rock

xx no more

2010-05-05 15:02:53

Ja was bardzo proszę, nie nagrywajcie więcej płyt. Nie chcę, żebyście zepsuli sobie reputację do końca życia.
Ja wiem, że prosty pomysł, że ona i on, że brzęczenie, że proste przyjemne piosenki. Ale to jest pomysł na jedną płytę. Nie chcę, żebyście zostali drugim Coldplay i nie chcę Was za 10 lat później bronić przed porcysowcami,  którzy będą mieli rację mówiąc, że się skurwiliście tworząc kolejne identyczne płyty, a ja średnio będę miał rację broniąc Was dobrym debiutem sprzed 10 lat.
Bardzo nie lubię, ale bardzo chciałbym się mylić w wypadku tego bardzo sympatycznego zespołu. Ale tak mi intuicja podpowiada. A bardzo byłoby szkoda, bo Infinity, Shelter czy Crystalised to bardzo sympatyczne kawałki.


Kaukaski jazz

2010-05-02 21:58:47

Gruzja. Pierwsze skojarzenie? Saakaszwili. Drugie skojarzenie? Stalin. Trzecie skojarzenie? Eee… alfabet. Czwarte? … Muzyk z Gruzji? … Sam nie znam ich zbyt wielu, ale jedną wykonawczynię warto znać, wraz z ansamblem dogrywającym jej przyjemne tło.
Nino Katamadze wydała pięć studyjnych płyt, ja skupię się na ostatnich – White, Black oraz Blue. Najlepsza z nich jest White, Black to spokojniejsze i smutniejsze wariacje nt. białej, a Blue raczej nie warto się tykać (wariacje nt. wariacji). Mimo angielskich tytułów piosenek, totalnie nie rozumiem słów. Ale może to i lepiej? Jej głos staje się kolejnym instrumentem. Rozumienie tych tekstów nie jest nam do szczęścia potrzebne. Nie wierzycie? Włączcie sobie „I Came”, otwierające białą płytę.
Nie wiem co tu więcej napisać, IMHO ta muzyka po prostu sama się broni. Jakbyście byli za miesiąc  w Londynie i mieli wolnych 25 funtów to możecie się wybrać na koncert – znajomi ze Lwowa twierdzą, że na żywo Nino totalnie wymiata.


Od szofera do pasażera

2010-05-01 22:22:01

Powszechna znajomość norweskiej muzyki ogranicza się raczej do zespołów anglojęzycznych, takich jak Röyksopp, Jaga Jazzist czy Kings of Convenience. Chciałbym wam polecić zespół Kaizers Orchestra. Chłopaki pochodzą z miasta Stavanger, znanego fanom piłki nożnej z klubu Viking Stavanger (który nawet kiedyś tam wyeliminował Chelsea z Pucharu UEFA). Zawłaszczyli sobie termin „ompa rock”, który w zasadzie nie znaczy nic więcej ponad charakterystykę ich muzyki. Pierwszy album, do tej pory najlepszy, nosi tytuł Ompa til du dør, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Ompa aż do śmierci.

Teksty obracają się w mafijno-wojennym klimacie, a płytę rozpoczyna mocne uderzenie o znaczącym tytule Kontroll på kontinentet (władza na kontynencie). Wśród pozostałych piosenek warto wyróżnić 170 – balladę o żołnierzu, który niezbyt wraca z wojny, na którą wyruszył.

Polecam serdecznie również zapoznanie się z albumem koncertowym z Kopenhagi, który da Wam szersze pojęcie o dalszej twórczości grupy. No i o tym kto sprawił, że Geir Zahl wygląda dobrze w każdym możliwym kolorze. Warto także zapoznać się z niebanalnymi teledyskami, które bez problemu znajdziecie na youtubie.

Słowem, bardzo ciekawe granie.

 

Komentarzy: 0 Dodane w rock

« wróć 1 2 3 4 czytaj dalej »