
MaciekPiasecki
Wpisy: 0
Komentarze użytkownika: 1
Wejść na bloga: 0
Startuje cykl poradników pt: „Jak zostać menedżerem muzycznym” na portalu Biznes-Music.pl
agata_requiem
2
0
Makłowicz nazistą? Indianinem?
Zly_Dotyk
152
242
Ranking!!! czyli to, co najgorsze w muzyce.
maciek138
1
0
Konkurs, konkurs! Wygraj płytę Asi i Kotów!
hotsos
6
0
Co w Świecie Piszczy? #1
AltMus
4
0
Po pierwsze to szacun za odkopanie tego zdjęcia, sprowadziłeś na moją twarz szczery uśmiech.
Po drugie to jesteś bodaj pierwszą osobą, która postanowiła poświęcić własny tekst merotorycznej krytyce mojej publikacji. I w zasadzie to dla mnie nobilitacja.
Ale może do rzeczy, po kolei. Będę bronił tego "syndromu pierwszej płyty", który Cię tak bawi. Czemu? Zobacz, jeszcze parę lat temu, zanim gros dyskusji o muzyce przeniosło się do internetu z tradycyjnego obiegu radio – prasa muzyczna, zazwyczaj pierwszy kontakt słuchaczy z materiałem odbywał się w okolicach premiery debiutanckiej płyty (czy to za sprawą samego albumu, czy promującego ją singla) i to ona rozbudzała – zazwyczaj płonne – oczekiwania co do geniuszu danego zespołu. Wcześniej słyszało o nim parę osób, a muzycy mogli sobie spokojnie pracować nad materiałem, zbierać utwory. Dzisiaj to się przesunęło – kiedy jakiś zespół nagra w laptopie swoją pierwszą epkę, na której znajdą się 2-3 niezłe numery, to przy odrobinie szczęścia zaczyna o nim w pewnej chwili huczeć cała blogosfera empetrójkowa. A jak jest szum, to należy szybko wydać album, nie ma głupich. "Syndrom drugiej płyty" (nie, nie jestem miłośnikiem tego określenia ani "Teraz Rocka") wziął się z prostej przyczyny: materiał na pierwszą płytę zespół zbierał przez "całe życie", a ten na drugą przez jeden rok wypełniony zresztą koncertowaniem, promowaniem debiutu i opijaniem sukcesu (bo jak się wyda coś po 3 latach, to żadne NME już nie będzie o zespole pamiętało). Teraz mechanizm jest podobny ale nie na linii "pierwsza płyta – druga płyta" tylko "pierwszy materiał nagrany w piwnicy – pierwsza płyta", Reasumując: blogowy hajp przyśpieszający wydanie płyty + niewystarczająca ilość naprawdę dobrych numerów = syndrom pierwszej płyty. Zgodzisz się?
Co do samej Warpaint, to nie będę się powtarzał. Ale jeśli idziemy w synestezyjno-gastronomiczne przeniesienia, to jednak najbardziej cenione przeze mnie płyty leżą po przeciwnej stronie spektrum smaków niż ikeowskie klopsiki, a "The Fool" to na dodatek nie są najlepsze klopsiki jakie w życiu jadłem.
No, z mojej strony tyle. Ewidentnie kojarzysz jak wyglądam, więc jakbyś przy okazji jakiegoś koncertu miał ochotę pogadać, to ja bardzo chętnie.
Pzdr,
P.