Nie jesteś zalogowany

Spory toczone za pomocą blogów

2011-09-24 00:49:49

Borys Dejnarowicz na swoim mikroblogu odniósł się do mojego tekstu o debiutanckim albumie TiRona i Ayomariego, przy okazji nawiązując do dyskusji, którą sam kiedyś zapoczątkował ("hh i czarna muzyka na screenagers"). Po szczegóły odsyłam na stronę Borysa, a tutaj kilka słów opcjonalnego komentarza.

Przede wszystkim zaskakoczyła mnie jednowymiarowa interpretacja, której dokonał B. i w której całkowicie pomięty został kontekst. Pierwszy akapit mojej recki jest dość wyraźnym autodissem/puszczeniem oka (setting: rozmowa o życiu; argument: cośtam, cośtam itd.). Nie znoszę tłumaczyć sam siebie (Bukowski: "wszystko jest w tekście, reszta to brednie"), więc po prostu radzę przeczytać raz jeszcze. Natomiast zarzuty Borysa zabrzmiały trochę, jak szablonowa krytyka: pod gotowe zdania, B. podstawił fragmenty recenzji (tzn. OCZYWIŚCIE wiem, że tak nie było, ale chodzi o efekt). Weźmy pierwsze z brzegu:

- "To tylko punkt widzenia słuchaczy szeroko pojętej alternatywy, którzy mają problem z zaakceptowaniem moralnie wątpliwego przekazu gangsterskiego rapu." -- średnio mnie interesuje kto ma z czym problem, a już na pewno nie jest to przedmiotem mojej recenzji. Nie ma w tym tekście prób dissowania gangsterskiego rapu. "Nie znam się na gangsterskim rapie" (tak napisałem) na pewno nie oznacza "potępiam/krytykuje gangsterski rap" (tak nie napisałem);

- "Dla nich to są odpryski, jakieś cipienie się, łaskawie klasyfikowane jako obrzeża nurtu z powodu koloru skóry i czasem wspólnego korzenia stylistycznego." -- ale dlaczego powinienem się tym przejmować? Analogicznie, czy ktoś, kto (szczerze) zajarał się twórczością Jamesa Blake'a z poziomu debiutanckiego LP, powinien być wykpiony przez hardych ziomków np. z Radia LUZ, którzy rozkręcali dubstepowe imprezy zanim jeszcze Burial był popularny? Od kiedy niekanoniczne = godne potępienia?

-  "Nie piszę tego "dla draki", a z troski o nastoletnich czytelników, którzy uczą się historii muzyki od podstaw. Nie pozwólmy im uwierzyć, że u Biggiego i 2Paca NIE CHODZIŁO O MUZYKĘ, A O SPORY TOCZONE ZA POMOCĄ OŁOWIU, bo to jest tak daleko od prawdy, jak tylko można." -- Borys łaja mnie za coś czego w tekście o T&A nie znajdzie. Ja napisałem, że się na sporach obu zasłużonych dla gatunku raperów nie znam; ani pół zdania nie poświęciłem ich muzyce, tym bardziej jej nie skrytykowałem. Jestem od tego daleki. Ostatnio puszczałem obu na imprezie.

Poza tym, w tekście o T&A nie przedstawiam żadnego "hip-hopowego krajobrazu"; namechecking z pierwszego akapitu nie służy budowie jakiegoś osądu ("inteligentny hh jest dobry, a gangsterka zła" -- tym bardziej, że podkreślam: nie o takie rozróżnienie mi chodzi), w żaden sposób też nie buduje kontekstu dla "recepcji hh na screenagers". Piszę wyłącznie (i to dla odmiany znalazło się w recenzji) o walorach hip-hopowych piosenek, które sam lubię i - poprzez ten wspólny dla mnie mianownik - opisuję co podoba mi się u T&A. Nie widzę żadnego powodu, żeby w tym tekście dostrzegać cokolwiek więcej. Tym bardziej nie widzę powodu, żeby przenosić negatywną ocenę moich kompetencji w zakresie hh na serwis, skoro ledwie kilka dni wcześniej na scrn pojawił się uberkompetentny tekst M. Błaszczyka o tegorocznej płycie Game'a. To w takich tekstach należy szukać naszego stanowiska na hh, bo też w nich znajdują się opinie, pogłębione analizy, odwołania itd. U mnie są co najwyżej osobiste zwierzenia ";p" 

Komentarzy: 4 Nie dodano tagów

Jose Afonso "Coro da Primavera" (1971)

2011-08-26 10:58:26

Ikona portugalskiego songwritingu, a tu jakieś renesansowe "marszyki-walczyki". Przy czym "Cantigas do Maio" (1971) - nagrane w Paryżu, pośród artystów wyrzuconych z kraju przez reżim Salazara - podobno i tak jest najbardziej nowoczesnym z albumów Ze Afonso (dacie wiarę, są tu instrumenty inne niż gitara!). Tak jak u Serrata pojawiają się splot znanych problemów: "zawartośc liryczna vs zawartość muzyczna"; "tożsamość narodowa vs wpływy popkulturowe"; "rola społeczna vs funkcja artystyczna" itd. ALE koniec końców "Cantigas..." i tak wydaje się najlepszym (znanym mi) LP nurtu iberyjskiego (pozostajemy wciąż w ramach czasowych wyznaczonych istnieniem prawicowych dyktatur). Bardzo ciekawe jak nagle, na przestrzeni przysłowiowej nocy, zmienił się muzyczny krajobraz Portugalii - już pod koniec lat 70. zawiązywały się pierwsze kapele nowofalowe, dla których w zasadzie nie było żadnego kontekstu, które wydawały się zupełnie oderwane od lokalnej tradycji. Ale to akurat moja, podparta dość skromną wiedzą interpretacja, więc nie będę się przy niej upierał. W gruncie rzeczy piszę to w obliczu zupełnej bezsilności - no bo co ja mam do powiedzenia na temat zmian akordów w "Coro da Primavera"? Ja ich nie rozumiem, ja się wychowałem słuchając MUZYKI ZACHODU. Fascynujące.


Joan Manuel Serrat "Mediterraneo" (1971)

2011-08-23 11:17:42

Wczoraj koledzy z muzycznego bloga Screenagers, Niemczyk i Ambrożewski, na innym muzycznym blogu (facebook.com) wymieniali się nowofalowymi numerami z Półwyspu Iberyjskiego. Przypomniało mi to o twórczości Serrata, który - o ile wiem - jest dość powszechnie uważany za najważniejszego hiszpańskiego songwritera (lub katalońskiego, jak chcą nacjonaliści; sam zainteresowany mówi: "I sing better in the language they forbid me"). Był czas, kiedy dość intensywnie obczajałem muzykę z tej części Europy nagrywaną od końca lat 60. do mniej więcej połowy 70. Ten epizod stanowił logiczne następstwo zajawki Południową Ameryką, o ile jednak "brazyliana" czarowała metafizycznym mixem wszystkiego ze wszystkim (z dużą domieszką popowej samoświadomości), Hiszpania i Portugalia okazały się dużo trudniejsze do strawienia. Jako kulturowa przestrzeń, Półwysep Iberyjski z lat 70. wydaje się bowiem zachodnioeuropejskim odpowiednikiem obozu socjalistycznego: poddany cenzurze treści (ciekawostka: jeszcze w '75 frankiści zakazali rozpowszechniania w Hiszpanii "Cortez The Killer" Neila Younga), angażujący sztukę w walkę z reżimami, PRZEDE WSZYSTKIM jednak stosunkowo hermetyczny sam-z-siebie. Kto posłucha tych artystów, którzy kładli fundament pod tradycję iberyjskiej piosenki (obok Serrata m.in. Lluis Llach, Jose Afonso, Sergio Godinho, Jose Mario Branco i inni), zauważy, że ich twórczość niewiele ma wspólnego z muzyką popularną. KRYTYK MUZYCZNY Robert Leszczyński powiedział kiedyś, że w Polsce narodziło się unikatowe w skali świata zjawisko muzyczne: bard. Otóż nie, Panie Robercie, nie w Polsce, prędzej w Hiszpanii i Portugalii właśnie. To tam smutni poeci wyposażeni w akustyczne gitary, mruczący coś pod nosem melancholijnie, stanowili zwarty front, dominującą siłę artystyczną. Na ich tle Serrat, ze swoim kiczowatym wibratto i dramatycznymi orkiestracjami, faktycznie wydaje się wielobarwnym ptakiem, artystą popowym. Ale nawet on posługuje się melodyką, która słuchaczowi odchowanemu na zachodniej popkulturze może wydać się dziwaczna i skrajnie staromodna. Cóż, kwestia przyzwyczajenia zapewne. Mnie nigdy nie udało się do końca skumać rzekomej wielkości takich albumów jak "Dedicado a Antonio Machado, poeta", "Miguel Hernandez" czy "Meditterraneo", ale też nie mogę zaprzeczyć rewelacyjnej (i niezwykłej) jakości niektórych ich fragmentów. (more to come)

 


Spencer Wiggins "I Can't Be Satisfied" (1973)

2011-08-18 17:29:10

Jedna z moich ulubionych prawd na temat lat 70. w muzyce - ich albumowy wymiar - to taka rockistowska wydmuszka. Jasne, wiadomo, wielkie albumy, Pink Floyd, stadiony wypełnione po brzegi, no ale w tym samym czasie kiedy Led Zeppelin ze względów ideowych odmawiali nagrywania singli, całe ruchy muzyczne wciąż posługiwały się pojedynczą piosenką jako głównym, a czasem wręcz jedynym formatem artystycznego wyrazu. Najłatwiej losy single play prześledzić poprzez historię kolejnych wariantów rhythm'n'bluesa. Z różnych przyczyn - ekonomicznych, marketingowych czy w końcu technologicznych - promotorzy czarnej muzyki nigdy nie umniejszyli roli małej płytki i chociaż spór "autentyczna muzyka rockowa" vs "komercyjny pop" miał jeszcze długo pozostać (względnie) uśpiony, jakoś się te linie podziału już w latach 70. i wcześniej rysowały. Kogo jara mitologia popkultury, nie powinien przejść obojętnie obok takich haseł jak "doraźność", "nowość", "przebojowość" - nieodmiennie odnoszących się do kategorii singla. I dlatego wszystkim tym albumowym podsumowaniom lat 70. daleko do miana esencjonalnych. Weźmy Spencera Wigginsa - nigdy nie udało mu się wydać płyty długogrającej, a przecież muzyka mówi sama za siebie.

 


Deep Purple "Hold On" (1974)

2011-08-17 19:37:44

Przez chwilę rozważałem wrzucanie tu jakiegoś top 10 utworów DP, które zestarzały się lepiej niz pamiętacie, ale szybko mi przeszło. Jednak nie ma co oszukiwać samego siebie, każda nostalgia powinna znaleźć racjonalne granice. Co innego ten jeden utwór, którego nagraniem podobno zainteresowany był David Bowie. Ze ślicznymi harmoniami wokalnymi i knajpianym, soft-rockowym feelingiem na klawiszu. Their chugging along nicely, powiedzieliby członkowie Deep Purple Appreciation Society (daję słowo, istnieje naprawdę!) o wyluzowanej grze sekcji rytmicznej, a że więcej tu studyjnego opanowania (minimalistyczne solo gitary) niż popisowej wirtuozerii, Steely Dan mogliby popełnić cover i nikt nie zauważyłby różnicy.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

"Communion" (1989)

2011-08-17 10:57:15

reż. Philippe Mora

Christopher Walken o swoim aktorstwie: "Nie staram się naśladować konkretnych postaci, ale wyobrażam sobie jak ja zachowałbym się w danych okolicznościach."

Wyłożę to najprościej jak potrafię: "Communion" opowiada o spotkaniu Christophera Walkena z kosmitami. Co robi Walken po wejściu na statek zielonych? Tańczy. 

2.5/5


Can "I Want More" (1976)

2011-08-16 17:22:08

Modelowy awangardowy zespół w '76 r. zdradził ideały sierpnia i z singlem trafił na brytyjską listę przebojów, a nawet do Top Of The Pops. Ponoć spiker pytał retorycznie: "I wonder if Can will get into the top tin!". Niewielu sympatyków krautrocka zadaje sobie trud, żeby sprawdzić dorobek grupy po "Future Days" albo co najwyżej "Soon Over Babaluma". Ich strata. Nie żeby to były epokowe nagrania, ale jak pokazuje przykład "I Want More", Can mogli bez kompleksów robić w rozrywce. A że przemycić w 3-minutowej piosence eksperyment (tutaj: oscylujące quasi-drony, które budują dźwiękowy plan podkładu) jest trudniej niż zarejestrować 17-minutową improwizację, to już inna sprawa.   

 


Todd Rundgren - top 20 piosenek

2011-08-15 12:59:39

Zachęcony publikowanymi ostatnio przez kolegę Dejnarowicza piosenkowymi przeglądami ulubionych artystów, zamarzyłem sobie prywatny top dokonań muzyka, który – choć doceniony bardzo – wciąż pozostaje doceniony NIE DOŚĆ, nie tylko w Polsce, ale w ogóle. Todd Rundgren, *ten ziomek od Skylarking*. Traktuję to na szybko przygotowane zestawienie jako przygrywkę przed przeglądem dyskografii songwritera-multiinstrumentalisty-wokalisty-producenta, które w bliżej nieokreślonym „kiedyś” opublikuję na Screenagers.

(Z góry sorry za nieco emocjonalną konferansjerkę, ale akurat ze sporą częścią dorobku Todda jestem na świeżo i nie mogę wyzbyć się fanowskiej podjarki. Poza tym top nie uwzględnia kilku pozycji z jego dyskografii, których nie znam m.in. sofomora czy "2nd Wind" z początku lat 90.)

***

Cały ranking do odsłuchu tutaj.

20. „Shine” (1981)

Beniaminek w zestawieniu, ale nie mogłem nie odnotować faktu, że na poziomie 2:09 Runt napisał dla Animal Collective „Peacebone”.  

19. „The Last Ride” (1974)

Knajpiany soul z najbardziej hermetycznego spośród klasycznych albumów Rundgrena. Niby nic się tu nie dzieje, a cały czas odnoszę wrażenie, jakby Todd próbował od środka rozsadzić kompozycję. Progrockowe łamańce wiszą w powietrzu.

18. „Can We Still Be Friends” (1978)

Ciekawe, że autorem doskonalszej, choć bardzo podobnej wersji jest ROBERT PALMER. I jak się można domyślić, po śladach Palmera, trafiłem na Todda.

17. „One More Day (No Word)” (1972)

Coś podobnego robił John Cale na „Paris 1919”. Pop epoki wiktoriańskiej.

16. „The Waiting Game” (1989)

Romantyczny proto-post-chillwave (sic!; obczajcie rozmyte chórki w podkładzie i wspaniałą aranżację wokalu w refrenie). Brzmi to jak klasyczna one-man studyjna produkcja, a jest zupełnie odwrotnie: gra „na raz” live-band złożony ze świetnych muzyków.  

15. „Hello It’s Me” (1972)

What does Todd Rundgren say when he answers the phone? 

14. „We Gotta Get You A Woman” (1970)

Pierwszy solowy mini-przebój. Czy zasłużenie awansował na #20 miejsce na liście Billboardu? Zasłużenie proszę pana, bo Burt Bacharach nie zrobiłby tego lepiej. „Wątki bacharachowskie w twórczości rundgreńskiej. Rozprawa doktorska”. Zasłużenie proszę pana.

13. „Hideaway” (1983)

Tutaj jest coś z Prince’a, metaliczne akordy gitary na statycznym rytmie, tak charakterystyczne dla Minneapolis sound. A pod koniec każdej strofy melodia spada jak po schodkach do refrenu. Cudnie!

12. „The Verb ‘to love’” (1976)

Jakiś Marvin Gaye cholerny, „Here My Dear”. JEZU JAK ON TO ROBI. Z TYM JAZZOWYM FORTEPIANINEM??? (a nie jesteśmy nawet w połowie stawki). 

11. „Sweet” (2004)

Nie znam dobrze najświeższej dyskografii Runta, choć przekora podpowiada mi, że mógłbym się zachwycić. Nawet jeśli jego albumy od połowy lat 90. utraciły znaczenie, stały się za to chyba najbardziej kuriozalnymi projektami w obrębie muzyki popularnej. Todd Rundgren jako raper (TRi „No World Order”), Todd nagrywający covery własnych kompozycji zaaranżowane na bossa novę („With A Twist”), Todd nagrywający tribute-album dla Roberta Johnsona zatytułowany „Todd Rundgren’s Johnson” (!!!), pilotowany przez epkę „Todd Rundgren’s Short Johnson” (!!!!!). I mean, how funnier can you get? Ale kiedy od czasu do czasu zechce mu się zarejestrować coś poważnego, to proszę: utwór, na którym Nicolay mógłby wzorować sporą część swoich produkcji.

10. „Couldn’t I Just Tell You” (1972)

Wspaniały power-popowy numer, jakże rozsądnie wyprodukowany (gitara akustyczna (?) grająca główny temat), który mógłby znaleźć się na „#1 Record” wydanym… dwa miesiące później. 

9. „International Feel” (1973)

Fani Animal Collective znów powinni nadstawić uszu. 

8. „Wolfman Jack” (1972)

Rundgren goes Motown, przy czym jedną z najfajniejszych zdolności Todda jest kompozycyjna impersonacja (mowa o gościu, który nagrał album z coverami mającymi być nie do odróżnienia od oryginalnych wersji) przy jednoczesnym zachowaniu własnego, cholernie charakterystycznego stylu.

7. „Don’t Hurt Yourself” (1983)

Wspaniale się ten niebieskooki soul Todda dopasował do ejtisowych standardów brzmieniowych. Kiedy już myślicie, ze w refrenie nie wydarzy się nic ponad ósemkowe harmonie, Runt serwuje przejmujące szczytowanie melodii na słowach „That’s all I’m asking”. Poprzez takie niuanse definiowałbym songwriting.

6. „Sons Of 1984” (1974)

Już sam pomysł, żeby nagrać chóralny stadionowy utwór z wykorzystaniem występującej w roli chóru stadionowej publiczności jest frapujący; poza tym: patrz opis „Just One Victory”.

5. „It Wouldn’t Have Made Any Difference” (1972)

Chyba najbardziej prostolinijna i chwytająca za serce ballada na „S/A”. Dodatkowe punkty za liryczne przesłanie („kochasz mnie czy nie, i tak jesteś *****”).

4. „A Dream Goes On Forever” (1974)

Po eksperymentach "AWATS", wytwórnia próbowała nakłonić Rundgrena do powrotu na prostą, popową ścieżkę. Środkiem do celu miał być wykrojony z kolejnego albumu singiel. Artysta i label stoczyli batalię nad wyborem właściwej piosenki. Wytwórnia forsowała "Izzat Love?", a Runt uparł się na "A Dream Goes On Forever". Sytuacja to trochę paranoiczna, bo gdyby melancholijną melodię "A Dream..." nagrać w latach 50., pewnie dzisiaj uchodziłaby za standard kogoś pokroju, bo ja wiem, Perry'ego Como.

3. „I Saw The Light” (1972)

Z jednej strony: nie przesadzali ci, którzy po premierze singla „I Saw The Light” nazwali Todda męską wersją Carole King. Z drugiej: ileż wysiłku włożono w aranżację i produkcję tego utworu! Parodystyczna melodia została tak obudowana (chórki, zdublowane ścieżki bębnów z akcentującymi rytm kotłami w zwrotce), że trudno myśleć o openerze „Something/Anything” wyłącznie w kategoriach pastiszu. 

2. „Healing Part 1” (1981)

Podobna sytuacja jak w przypadku „Dreams” Fleetwood Mac, o którym możecie poczytać u Borysa. Nie wiem ile akordów złożyło się na tę kompozycję, ale z pewnością niewiele, bo znowu na pierwszy plan wysuwa się produkcja. Zestawienie „głęboki bas vs kruche syntezatory” zawsze chwyta mnie za serce, a w tym przypadku jedyne czego brak to singlowy edit. 

1. „Just One Victory” (1973)

Wybór #1 w przypadku kariery tak bogatej w piosenkowe cudeńka to zapewne kwestia gustu w dużo wiekszym stopniu niż obiektywnej oceny. No ale tutaj mamy do czynienia z utworem, który może stanowić wzorzec z Sevres dla całego dorobku Rundgrena, jego "Strawberry Fields Forever". Runt zawsze miał dobra rękę do sing-alongów (ot, chocby "Sons Of 1984"), a ten w "Just One Victory" opiera się na zwiewnej i jednocześnie epickiej melodii. Tyle, że na poziomie "A Wizard, A True Star" Todd nie był juz zainteresowany nagrywaniem zwykłych przebojów. Zamiast więc te melodie eksponować ukrył ja pod gęstymi, splątanymi warstwami nakładek, trzasków, pogłosu, chórków, które przy seventiesowych technikach nagraniowych pozostawiły na "Just One Victory" piętno antycypujące (paradoksalnie) lo-fi, R. Stevie Moore'a, Ariela Pinka i w ogóle wszystkich tych wizjonerów, którzy wymuszali kreatywność autosabotując najprostsze nawet rozwiązania. 


"The Social Network" (2010)

2010-11-16 19:35:44

reż. David Fincher

W moim prywatnym rankingu najbardziej przereklamowanych reżyserów David Fincher zajmuje miejsce zaraz  za Brianem De Palmą, Krzysztofem Zanussim, a obok Michaela Manna i Terry’ego Gilliama. Wystarczy rzut oka na przenikliwą pointę jego ostatniego filmu: „Twórca Facebooka połączył cały świat, ale utracił najbliższych”, by zrozumieć, że sytuacja nieprędko ulegnie zmianie.     

2/5

Obejrzane w listopadzie 2011 r.

 


"Fantastic Mr. Fox" (2009)

2010-11-16 19:33:33

reż. Wes Anderson

Wszyscy kochają Wesa, bo jak go nie kochać? Chyba nikt z żyjących filmowców nie opanował „filozofii rozważnej hipsterki” lepiej niż on. Wszystkie elementy, z których składa się jego wizja, są tak fajowe, że Wes czasem zapomina opowiedzieć za ich pomocą fajową historię.

2.5/5

Obejrzane 14 listopada 2010 r.  

 


« wróć 1 2 3 4 5 6 7 8 czytaj dalej »