Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "muzyka poważna"


Zjazd Fanów Artura Rojka

2011-08-02 21:36:54

W zeszłym roku przekornie prognozowałem – część ex-ante „relacji” tutaj. W tym, kiedy wszyscy prześcigają się w koncertowych polecankach – ich zbiór do wyklinania na facebookowym profilu festiwalu – nie będę. Nie, że mi się nie chce. Na przekór licznym fajerwerkom w line-upie – kudos to us! – w tym roku priorytetem nie jest muzyka.

But seriously?

DSC_0140.JPG

Primo, jak na leniwego mieszczucha przystało, zamierzam rozkoszować się ofertą smakowicie zapowiadającej się strefy gastronomicznej. Po długich latach dominacji wszelkich odmian kiełbasy w festiwalowym menu, z radością rzucę się wir ręcznie robionych pierogów, indyjskiego curry, pieczonki, tart, obficie zapijając wszystko świeżo wyciskanymi sokami, unikalnymi gazowanymi napojami i cydrem.

DSC_0107.JPG

Secundo, tym razem bardziej niż koncertową formą muzycznych idoli przejmuje się meczem. Drugiego dnia festiwalu w jedynej słusznej dyscyplinie sportu zmierzą się redakcje serwisów Porcys i Screenagers (szczegóły). Dodam tylko, że obie redakcje wystąpią w oddających powagę spotkania strojach, a „starcie krytyków” na żywo ma, bo rozmowy wciąż trwają, komentować Piotr Stelmach. Warto więc stawić się punktualnie, a nie tylko na pomeczową wymianę koszulek.

DSC_0518.JPG

Tertio, zamierzam efektywnie wykorzystać nagromadzenie ludzi z branży. Już drugi dzień z kolei ręcznie wypisuję oryginalne wizytówki, które zamierzam wręczać wszystkim, których kojarzę a także tym, stojącym obok tych, których kojarzę. Ufam, że w sporej części przypadków nastąpi gest zwrotny, czyli przekazanie mi bezpośredniego namiaru na siebie (ciebie?). Informacja dla p. Janusza Rudnickiego: zamierzam nie tyle poprosić o autograf, co stawić się z kompletem książek do podpisania. A jak rozmowa potoczy się w dobrym kierunku to postawić grolscha czy spory kawałek tarty. „Umowa?”

A bardziej serio...

DSC_0332.JPG

Pierwszy dzień zaczynam od przybicia The Car Is On Fire piątki za mocarny singiel „Lazyboy”. Po krótkiej przerwie z ciekawości melduję się na Glasser, a potem z poczucia fanowskiego obowiązku na Warpaint. Przegryzając batonik energetyczny zmierzam na Junior Boys, potem szybkie piwko i szaleństwo przy Meshuggah. Tesco Value widziałem trylion razy zanim Czesław podjął się działalności kabaretowej, zatem późny wieczór przywitam z Matthew Dearem. Na sen szalone tańce z Omarem Souleymanem i już (czytaj early night przed big game).

DSC_0591.JPG

Drugi dzień to maraton z krajowymi artystami – niespodziewana bohaterka jednego z telewizyjnych talent-show, Olivia Anna Livki; pozostający niespełnioną obietnicą (kiedy debiut?) młodziaki z Kamp!; zwariowana Asi Mina (pierwsza z prawej na zdjęciu powyżej); wciąż wymykający mi się chłopaki z Kyst; architekci eterycznych pejzaży z Mikrokolektywu; przywołany z otchłani chwalebnej historii Mołr Drammaz oraz wrzód na tyłku polskiego show-bizu, czyli postrzelone Kury. A potem już z górki – lekcja historii z Gang Of Four; kameralne spotkanie z Danem Bejarem; impreza „golden oldies” Primal Scream; narkotykowy szał pod przewodnictwem Dana Deacona (on wrócił!); energy drink albo dwa i Bohren & Der Club Of Gore by dobić się zupełnie.

DSC_0349.JPG

Dnia trzeciego zdaje się na ślepy los. dEUS już widziałem (dają rady!), Sebadoh też (jak grali całe „Bubble and Scrape”), Ariela i jego graffiti również (o czym poczytać można tu). Postaram się pamiętać o PiL i nie zapomnieć o Twin Shadow. Nocne ekscesy czarno widzę, bo doba hotelowa kończy mi się już o g. 10.

Ele mele dudki, czyli outro

Niezmiernie cieszy mnie sukces imprezy – tym bardziej, że zamiast kolejnego Zjazdu Fanów Artura Rojka, Off coraz bardziej przypomina festiwale, na których byłem za granicą i za którymi, wprawdzie coraz mniej, ale jednak, tęsknie. Swoją droga, czy to jakaś polska patologia, że sztandar każdej tego typu imprezy musi nieść tzw. silna osobowość? Tak jak mam dość wszędobylstwa Mikołaja Ziółkowskiego, tak nie mogę zmęczyć kolejnego wywiadu z Arturem Rojkiem, w którym ten tłumaczy się ze swoich wyborów. Wiem, że ze strony „poważnych” mediów to banalne załatwienie sprawy współpracy z Offem, ale czy naprawdę nie da się inaczej? (W pofestiwalowej relacji zamierzam zbadać jak z rozpoznaniem świata alternatywy poradzili sobie reprezentanci „poważnych” mediów. Just for kicks.)

Cieszy mnie też umiejętne wyciąganie wniosków z organizacyjnych niedociągnięć w ostatnich latach – vide szumna zapowiedź odnowionej strefy gastro wobec zjebki od NME – ale tym bardziej nie zamierzam przymykać oczu na wszelkie błędy (wciąż mam nadzieję na signing tent). Skoro Rojek dostrzega niebezpieczeństwo nakładania się terminów tak różnych imprez jak Off i Przystanek Woodstock – „Uwaga mediów będzie podzielona…” – tym trudniej mi będzie wytłumaczyć sobie ewentualne fuszerki (ciepłe piwo vs. awaria systemu kart płatniczych). Tym bardziej, że w kontekście odważnie flirtującego z alternatywą Openera jest margines dla konsumenckiego bojkotu – dotychczas pytanie brzmiało „Gdzie jechać, jak nie na Offa?”. Wbrew więc temu co Paweł Nowotarski wypisywał w nieodżałowanym magazynie PULP relacjonując Offa z 2009 r. – cytuję z pamięci, więc bez nerwowych ruchów – nasza rola wcale nie jest skończona. Pozostaje mi tylko przywołać jeden z (licznych) porcysowych aforyzmów, podobasz mi się – nie spieprz tego!

[Zdjęcia: Kasia Ciołek]


The one and only...

2011-07-25 20:52:33

Hennessy Williams, człowiek rejestrator, autor poczytnego bloga, na którym udostępnia zapisy alternatywnych koncertów. W rozmowie, której wersja niestety skrócona i z błędem czy dwoma - bardzo przepraszam! - dostępna jest też na papierze.

hennessy.jpg

Zaczęło się...

Za Oceanem.

A u nas?

Zaczęło się pewnie na pierwszych Jarocinach. Wystawanie z grundigami pod sceną to była forma bootlegowania.

A u Ciebie?

Na początku chciałem mieć coś dla siebie. Było parę koncertów, których żałowałem – że nie mogę ich sobie w żaden sposób odtworzyć, odsłuchać. Stwierdziłem więc, że zacznę koncerty nagrywać.

I już?

Już. Pomyślałem jednak, że fajnie było by robić nagrania dokumentalne, które będą też w miarę brzmiały. Nie jak dyktafonik ukryty w koszuli w marynarce, tłumiony przez piętnaście osób, które stoi przed tobą, wydziera się, itd., ale naprawdę brzmiały.

Udało się?

Musiałem się jeszcze nauczyć jak nagrywać, żeby było fajnie słychać, jakich mikrofonów użyć, żeby odseparować publikę, żeby świetnie wyszła scena... Przesłanie dla młodych – nie nagrywajcie na komórki, bo jest to bez sensu. Co z tego, że wrzucisz to do sieci albo odsłuchasz w domu skoro z tej muzyki nie zostaje nic?

Liczy się tylko muzyka?

Na początku działałem z partyzanta – nie przejmowałem się zakazami. Nagrywałem, bo wiedziałem, że to będzie tylko dla mnie. Kiedy stwierdziłem, że fajnie by było gdzieś to puścić, to zacząłem się już bardziej przejmować – jak zrobić, żeby to miało ręce i nogi, żeby nie było akcji, że kradzione, a potem agencja antypiracka siądzie mi na głowę.

Zatem?

Każdy zespół, artysta, wykonawca powinien mieć jakieś zdanie na ten temat. Z zachodnimi jest łatwiej, bo wiedzą jak reagować. Przećwiczyli ten scenariusz nieraz. W Polsce jest inaczej.

Czyli jak?

Było parę osób, które nagrywały konkretne zespoły. Fani, np. Kultu, którzy mieli błogosławieństwo zespołu, a nagrania mogli prezentować na forach dyskusyjnych tychże. Ale to wąski margines tych, którzy wiedzą, o co chodzi. W większości musiałem tłumaczyć. To też było fajne, bo mogłem przemycić własne idee.

Jak poszło?

W większości przypadków nie było problemów. Zazwyczaj artysta prezentuje następujące podejście – okej nagraj, trzymaj sobie w domu, ale jak będziesz chciał to opublikować to podeślij, posłucham, zobaczę czy warto, czy jakość mnie zadowala. Też robię taki przesiew – mam wiele koncertów, których nie wypuściłem w świat, bo nie byłaby to promocja artysty, tylko robienie mu krzywdy. Nie spotkałem się więc z sytuacją, że ktoś potraktował mnie z buta. Jak ktoś odpowiadał „nie”, to wiedziałem dlaczego. Jeżeli działasz w cywilizowany sposób, dostajesz cywilizowane odpowiedzi.

I już?

Mam zasadę – nagrywam tylko to, co mnie interesuje, a nie to, na co jest zapotrzebowanie. Jeżeli myślałem o promowaniu, to tylko tego, co lubię – nie siebie. Na szczęście ten rodzaj muzyki, który nagrywałem, w większości – bo nie we wszystkich przypadkach – wiąże się z podobnym podejściem ze strony artystów.

Dlaczego?

Bo to nigdy nie będzie szeroki odbiorca. Kupujesz płyty w empiku? Mała szansa, że będzie cię interesował koncertowy bootleg.

Kogo więc interesują bootlegi?

Wyróżniam dwa typy odbiorców. Pierwszy to fani zespołu, którzy chcą mieć dany koncert u siebie by sprawdzić, posłuchać. Drugi to osoby, które były na koncercie, które chcą go sobie przypomieć. Te grupy mogą się oczywiście uzupełniać.

off_flaming_lips_edit.jpg

(HW na stanowisku podczas zeszłorocznego Offa)

Czy bootlegi mają przyszłość?

Chciałbym odpowiedzieć, że w związku z tym jak otwarta jest sieć i coraz bardziej otwarta się staje, że świetlaną. Ale nie. Coraz więcej wytwórni – głównie dużych – upatrzyło w tym interes. Zaczynają sami nagrywać, wydawać i sprzedawać bootlegi. Rynek płyt fizycznych się kurczy, większość wytwórni coraz mniej zarabia na płytach, szukają więc wszelkich form zarobienia na artystach, stąd też tzw. kontrakty 360.

Ale wciąż nagrywasz?

Dalej chodzę na koncerty. Często jednak golutki – bez żadnego sprzętu. Ale mam jeszcze sporo nieprzejrzanych nagrań.

Będzie ciąg dalszy?

Była przerwa, ale wynikająca z zajętości, zaangażowania się w inny projekt…

Jaki?

Pomagam w rozkręceniu nowego wydawnictwa płytowego Thin Man Records, którego zarzewiem było dwuletnie kombinowanie Bartosza z Muzyki Końca Lata pod szyldem Daleko Od Szosy, wokół którego skupiła się tzw. sceny mazowiecka i gorzowska. Aczkolwiek Daleko pozostaję autonomiczną inicjatywą. W TMR inspirujemy się kanadyjskim labelem Arts & Craft, który wydaje Broken Social Scene i wszelkie projekty członków tegoż.

Kto więc po Muzyce Końca Lata?

Plan na przyszłość obejmuje długo oczekiwany debiut Maków i Chłopaków (pewnie jesień) oraz Karotkę – dziewczynę z Kawałka Kulki.

Ambitnie. A jak wyglądają sprawy bieżące?

Polski rynek, o czym pewnie wiesz, normalny nie jest. Możemy w ciągu sekundy mieć płyty MKL w Amazonie, iTunes i im podobnych, a nie możemy mieć w Empiku czy Saturnie. Dlaczego? Tak ten nasz rynek działa. Jeżeli nie jesteś dogadany z dużą siecią to nie istniejesz. Dlatego coraz częściej zespoły decydują się na sprzedaż bezpośrednią – i to jest fajne – choć wiadomo, że skala działalności jest ograniczona, a większość ludzi chętniej kupiłaby płytę w tradycyjnym sklepie właśnie.

Raz jeszcze więc, była przerwa...

Ze zmęczenia. Przegiąłem fizycznie z koncertami. Zrobił się też wokół mnie szum, który zaczął mi przeszkadzać. Trochę się spiąłem, bo zabierało mi to anonimowość, na której mi zależało. Dziwiłem się, skąd ci wszyscy ludzie nagle o mnie wiedzą? Bo szczerze, liczyłem na to, że większości będzie zależało na obrazku. Widocznie z braku laku przychodzili po sam dźwięk.

Ale są już następcy.

I bardzo dobrze. Każdy nagrywający jest równy – między nami nie ma konkurencji. To, że masz zgodę na nagranie danego zespołu nie czyni cię lepszym. Cieszę się jak komuś wyjdzie nagranie – ściągnę i skasuje swoje.


Tauron Festiwal Nowa Muzyka - jest płyta CD!

2010-08-25 01:00:21

"Na płycie znalazło się szesnaście ekskluzywnych kawałków". Do każdego dokładam wspomnienie/refleksję związaną z festiwalem - pogrubieni artyści wystąpią na tegorocznej edycji.

1. Roots Manuva - Let The Spirit
Jego zeszłoroczny koncert na świeżo po wspominałem niespecjalnie, ale to właśnie jego płyty zagościły w plejerce chwilę po powrocie do domu.

2. Jamie Lidell - Little Bit Of Feel Good
Z cenami na warszawski koncert organizatorzy przesadzili nieziemsko, ale też show jakie odstawia Jamie to zaiste wyprawa w kosmos. Widziałem dwa lata temu w USA i część solowa - improwizowanie muzyki na bazie multiplikowanych wokaliz i klawiszowych sampli - wbiła mnie w ziemię. A raczej wystrzeliła na jej orbitę.

3. Bonobo - The Keeper
Dwa lata temu Bonobo uspokajał publiczność krakowskiej Off Camery po genialnym występie Finka. Robił to na tyle skutecznie, że po pół godzinie opuściłem lokal w obawie, że zasnę na stojąca. Tym razem kolo przyjedzie z zespołem więc obejdzie się - i hope! - bez napojów energetycznych.

4. Flying Lotus (feat. Dolly) - Roberta Flack
Pani poza 'Killing Me Softly' nie kojarzę - pana nieszczęśliwie wciąż ledwo kojarzę. Obiecuję poprawę.

5. Prefuse 73 (feat. Sam Prekop) - Last Night
Mówią, że zagra nie raz, a całe dwa! Szanse, że w ferworze towarzyskiego tango nie przegapię, wyraźnie wzrosły.

6. Tim Exile - Family Galaxy
Dawid Bowie muzyki elektronicznej? Pressure jest.

7. Pantha Du Prince (feat. Panda Bear) - Stick To My Side
Najbardziej wyczekiwany przeze mnie występ. Nie napiszę nic więcej, żeby nie zapeszyć.

8. Hudson Mohawke - Just Decided
Za wikipedią is currently working on producing the debut EP for Manchester band Egyptian Hip Hop. Wyników tej pracy ciekawy nie jestem, ale koncertu owszem, choć pana znam bardziej z prasowych doniesień niż płyt(y).

9. Speech Debelle - Spinnin'
Fragment relacji z zeszłorocznej relacji na Screenagers: "Niespecjalnie ogarniam (hype, zachwyty, pełne gacie recenzentów) zamieszanie wokół tego dziewczu – ani ona ładna, ani wyszczekana, a i płytowy debiut jakoś po mnie spłynął. (..) Znak jakości Ninja Tune traci na wartości".

10. Jaga Jazzist - One Armed Bandit
Brat - starszy - bardzo lubi i zamierzam być przy nim na wszelki wypadek, bo jeszcze gotów jakieś głupstwo w emocjach popełnić.

11. Gonjasufi - Duet
Za Marcelim Szpakiem: "Coś musi być w tym facecie, że pomimo nagrania mało strawnej płyty wciąż cieszy się olbrzymim kultem wyznawców. Wierzę, że na żywo pojawi się w tym jakaś energia i ogień, a nie tylko smętne popierdywanie." Wierzę i ja.

12. Amon Tobin & Kronos Quartet - Bloodstone


13. Andreya Triana - Lost Where i Belong (rmx Flying Lotus)

Baby-face killer? Fink w spódnicy?

14. Lou Rhodes - There For A Taking
Większość muzyki, która mnie inspiruje powstała wiele lat temu, przy użyciu starych analogowych technik. Dla mnie wzorem brzmienia były takie płyty jak “Five Leaves Left” Nicka Drake’a czy “Chelsea Girl” Nico tłumaczy artystyka w materiałach promo, nieświadomie wpisując się w tragiczną spuściznę namecheckowanych muzyków - "One Good Thing" naznaczył ból po śmierci siostry Lou, Janey. Historia smutna, ale muzyka pogodna i gatunkowo najbliżej obecnego na tegorocznej edycji Bibio.

15. King Midas Sound - Waiting For You
"Robal kazał na siebie czekać i niestety spóźnienia nie wynagrodził. Rozgrzewka – przed wejściem emce – była nieco wymuszona i niepotrzebnie poszatkowana, a część zasadnicza – po wejściu emce – dziwnie chaotyczna (nie dogadali się co grać?) i mało wciągająca. Oczekiwałem psychodelicznej przejażdżki rollercoasterem, a załapałem się na muzyczne wyścigi na ćwierć mili, co mimo ogromu wrażeń (w tym sonicznych – poziom głośności przekraczał wszelkie dopuszczalne na tego typu imprezach normy) pozostawiło uczucie niedosytu." Tym razem mam nadzieję wyjść usatysfakcjonowany.

16. Fever Ray - Seven
Pierwsze single z debiutu podobały mi się - płyta mniej, a zeszłoroczny koncert w ogóle, acz mój osąd sytuacji był mocno zaburzony. Pamiętam tylko, że sprzedawca w niedalekiej Biedronce nazywał się Adrian Chryst i bez wątpienia był to jakiś znak od Absolutu. He he he!

PS. Wystąpią też Autechre, Moderat i Nosaj Thing. Koncertów całej trójki w dziwny sposób się boję, ale obiecuje przełamać strach by potem zdać relacje.


Does the venue make the music?

2010-06-13 00:20:50

David Byrne does TED!

Obserwacje/ uwagi/ motywy, motywiki:
- mowa ciała!
- żart z Boba Dylana na 6:40
- zdefiniowanie 'arena rock' kawałkiem U2, co niby jakimś specjalnym zaskoczeniem nie jest, ale coś we mnie drgnęło
- obserwacja na 12:00 mooooocno spóźniona (ale może coś przegapiłem na blogu?)
- birds do it too!
- polityczny zwrot w finale to takie podszczypywanie Obamy, nie?
- a TO znacie?


Metal Machine Music

2010-05-25 16:52:19

Today Lou Reed celebrates it, actually, he celebrates himself 35 years after he recorded what was believed to be his artistic suicide. (...) When Metal Machine Music was out the reaction of most of the critics were rigid, disappointed, in denial so that the first thing Lou Reed showed was that rock audience was the most conservative among music lovers. A difficult truth to bear but so true that still subsist.

[liveon35mm.wordpress.com]

[Fotograf i równie świetny recenzent w jednym. Na krajowym podwórku podobnym "zalążkiem" jest Kuba Dąbrowski]


« wróć czytaj dalej »