Nie jesteś zalogowany

 15 (Something Like Elvis/ The Jordy Warsaws - CSW - 28.08)

2010-08-29 11:27:10

   "Dziękujemy za liczne przybycie, tym bardziej, że właśnie na służewcu wypierdala Edyta Bartosiewicz" - taką wypowiedzią uraczył publikę pod koniec gigu Elvisów Kuba Kapsa. Nie ma za co... było przednio, a wierząc relacjom z Orange Warsaw Festival powrót Edyty był na tyle triumfalny, że na jej koncert nie będziemy musieli czekać następnej dekady. Ale po kolei...

   Przed Elvisami produkowali się stołeczni rock'n rollowcy z The Jordy Warsaws. Biorąc pod uwagę, że jak zapowiadali ze sceny dwukrotnie "grają tylko szybkie piosenki" i ewidentnie celują w punkowo-rock'n rollowe (czasem z lekkim wtętem stonerowym) dwu-trzy minutówki wciskanie ich przed SLE było pomysłem dość ryzykownym. Mimo to, że zespół z pewnością lepiej wypadłby w zadymionym klubie, niż na dziedzińcu CSW (pod względem klimatu) to spotkał się raczej z ciepłym przyjęciem.

   Co do gwiazd wieczoru... widziałem ich pierwszego dnia OFF festivalu, ale była to zupełnie inna para kaloszy. Przy konfrontacji tych dwóch koncertów nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten offowy był przystawką przed daniem głównym. Z resztą nie ma się co dziwić, panowie byli po długiej przerwie, poza tym reguły granie na tego typu spędach mają swoje ograniczenia. Teraz zagrali z o wiele większym luzem, ale też zaangażowaniem. Po hałasująco-awangardowym wstępniaku zagrali trwający mniej więcej półtorej godziny koncert. Co bardzo mnie ucieszyło dominował repertuar z "Cigarette Smoke Phantom" (8/14), poza tym były cztery numery z "Shape" i dwa z debiutu. Jak dla mnie, chyba nie mogli wymyślić tego lepiej (zabrakło mi jedynie "rolling tape" z "CSP"). Trochę zawodziło nagłośnienie, co denerwowało zarówno muzyków (mina perkusisty po pieprznięciu w Ride - bezcenna), jak i część publiczności. Problemy techniczne zostały jednak szybko obrócone w dowcip przez jednego z gitarzystów. Właśnie, nie jestem szczególnym wielbicielem zabawiania publiki, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Spontaniczne wygłupy były jak najbardziej na miejscu. 

   "Graliśmy w latach dziewiędziesiątych i po reaktywacji odgrzebaliśmy to wszystko pełną gębą, wtedy na koncertach był taki sam burdel, więc chcieliśmy abyście i teraz mogli poczuć trochę tego wielkiego...heloł". Poczuliśmy. W listopadzie wracają znów w to samo miejsce w towarzystwie moich ulubieńców z Ed Wooda - warto!    

dla zainteresowanych - setlista wg. zakoszonej setlisty (ciekawostka, zamienili screaming madman z holy wars mimo, że na karteczce było inaczej):

1. space trip

2. speed

3. waterfall

4. foam

5. red river

6. tango

7. cardiac

8. song for alexanra

9.holy wars (na koncercie - screaming madman)

10.electric eye

11. screaming madman (na koncercie - holy wars)

12. phantom

bisy:

*morning in melbourne

*mastershot

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.